29 marca 2021

Wielka mobilizacja

Paweł Walewski

Po pierwsze – zapobiegać chorobie lub przynajmniej zapewnić jej lżejszy przebieg. Po drugie – nie dopuścić do transmisji koronawirusa między ludźmi. Czy w szczepionkach przeciwko COVID-19 można połączyć obie te właściwości? Byłby to wielki sukces w tłumieniu pandemii.

Kiedy rok temu wirus SARS-CoV-2 sparaliżował świat, nikt nie liczył na to, że skuteczne szczepionki zapobiegające zachorowaniu na COVID-19 pojawią się już za 9 miesięcy. Oczekiwania koncentrowały się raczej na mozolnie budowanej naturalnej odporności zbiorowej (co miało zabrać wiele lat). Dotychczasowe doświadczenia wakcynologów nie dawały bowiem nadziei, że uda się znaleźć remedium na nowego koronawirusa przed końcem 2020 r.

Z dzisiejszej perspektywy widzimy, co może zdziałać współczesna technika nasycona olbrzymimi funduszami. Pandemia przyczyniła się do krachu wielu gałęzi gospodarki, ale pobudziła inwestycje w badania i rozwój biotechnologii. Według orientacyjnych kalkulacji spółki, które rok temu zaczęły na wyścigi opracowywać nowe szczepionki, zostały zasilone sumą ponad 10 mld dol. To kwota i tak pewnie niedoszacowana, biorąc pod uwagę niedostatek danych na temat niektórych projektów. Rządy, organizacje non-profit, prywatni filantropi (choćby piosenkarka Dolly Parton, a właściwie założona przez nią fundacja COVID-19 Research Fund, przekazała 1 mln dol. ośrodkom prowadzącym badania będące podstawą stworzenia szczepionki przez Modernę) od początku hojnie finansowali testy kliniczne, inwestowali w rozbudowę linii produkcyjnych, pomagali rozwijać sieci dystrybucji oraz wszystko, co potrzebne, by szczepienia przeciwko COVID-19 można było rozpocząć jak najszybciej.

I choć tak szczodrze finansowani producenci nie potrafili w I kwartale 2021 sprostać obietnicom dostarczenia na rynek zakontraktowanej liczby szczepionek, kto jeszcze rok temu wierzył w szybkie zarejestrowanie nowych preparatów, w dodatku ze skutecznością na wysokim poziomie 70, 80, a nawet ponad 90 proc.? Tego tryumfu biotechnologii nie potrafimy jeszcze w pełni docenić, ale kiedy pandemia będzie już za nami, bilans zysków i strat może uratować jedynie postęp naukowy. I to, co mu zawdzięczamy właśnie w dziedzinie szczepień.

Ampułki nadziei

Klasyczne szczepionki składają się zwykle z osłabionych wirusów lub ich fragmentów (białek) i nawet niewielkie ilości wymagają wielotygodniowych hodowli w warunkach laboratoryjnych. Szczepionki przeciwko koronawirusowi są różne, ale te, które powstały najwcześniej, opracowano według nowego konceptu, wcześniej niewykorzystywanego na masową skalę.

Owszem, próby wprzęgnięcia mRNA (z ang. messenger RNA) w ten rodzaj preparatów – bo o taki pomysł chodzi – podjęto już 18 lat temu, kiedy w Azji wybuchła epidemia SARS. Ale dość szybko wygasła, a wraz z nią skończyło się finansowanie i badania przerwano. Szczepionkę wstawiono – dosłownie i w przenośni – do zamrażarki. Teraz ją wyjęto i lekko zmodyfikowano, aby dostosować sekwencję RNA do wariantu białka kolca obecnego w sekwencji koronawirusa SARS-CoV-2.

Można więc powiedzieć, że szczepionka przeciw COVID-19 to efekt wielu lat pracy nad technologią, która mogła zostać w pełni wykorzystana dopiero podczas obecnej pandemii. Dlatego już wiosną 2020 r. przystąpiono do badań klinicznych: 16 marca rozpoczęła je Moderna, mniej więcej miesiąc później Pfizer i BioNTech. A firm, które testują przydatność mRNA, jest przynajmniej sześć. Warto wspomnieć chociażby o niemieckiej CureVac, której szczepionka może trafić na rynek jeszcze w tym półroczu (Polska zakontraktowała w tej spółce 5,6 mln dawek). Pochodząca z Bydgoszczy dr Mariola Fotin-Mleczek, która w zarządzie CureVac odpowiada za procesy technologiczne, twierdzi, że mRNA wykorzystywane było już wcześniej z dobrymi wynikami w eksperymentalnych szczepionkach przeciwko wściekliźnie: – Wyobraźmy sobie, że kwas mRNA, który jest podstawą naszej technologii, to pendrive, na którym zapisujemy informacje o budowie białka obecnego na powierzchni wirusa. W przeszłości produkowaliśmy w CureVac wiele takich pendrive’ów z różnymi danymi, więc do walki z koronawirusem wystarczyło zapisać na nich informację, która będzie przydatna dla układu odporności.

Ale większość blisko 300 realizowanych obecnie w różnych krajach inicjatyw badawczych koncentruje się na metodach wypróbowanych od lat. Zarejestrowane w Unii Europejskiej szczepionki AstraZeneca oraz Janssen z konsorcjum Johnson & Johnson oparto na wektorach wirusowych, a szczepionka amerykańskiej spółki Novavax, z którą umowę licencyjną podpisał polski Mabion, jest preparatem zawierającym izolowane białko wirusa.

Niezależnie od zastosowanej technologii, wszystkie szczepionki posiadające licencję Europejskiej Agencji Leków mają zbliżoną skuteczność i dziś jedynym problemem pozostaje niezaspokojony na nie popyt. Toczone dyskusje – rosyjska czy chińska? – to niepotrzebne wikłanie medycyny w politykę, bo na razie żadna nie zdobyła unijnego atestu. Polscy eksperci nie mają wątpliwości, że głównym wyznacznikiem bezpieczeństwa tych produktów powinna być opinia jednej (w naszym wypadku unijnej) agencji. Nie należy zaś podejmować prób skupowania deficytowego towaru, bez względu na jego jakość. Szczepionka powinna być bowiem potwierdzona badaniami w UE uważanymi za standard.

Wielkie niewiadome

Pierwsze szczepienia w Polsce wykonano pod koniec grudnia, na masową skalę zaczęto je stosować 25 stycznia. Początkowo szły wolniej, później ich tempo wzrosło – średnia z lutego wynosi około 76 tys. dawek dziennie. Najpierw szczepiono reprezentantów zawodów medycznych i nauczycieli oraz pensjonariuszy domów opieki społecznej, jednak większość z 4 mln dawek wykorzystanych do połowy marca zaaplikowano seniorom. Ale biorąc pod uwagę, że w kraju mamy 9,6 mln obywateli po sześćdziesiątce, przy obecnym tempie dystrybucji grupa ta będzie zaszczepiona dwiema dawkami dopiero pod koniec lata. Rządu nie opuszcza nadzieja na zwiększenie dostaw w II kwartale, jednak w przyjętym harmonogramie wprowadzono tyle chaosu, że w przypadku dalszych problemów z podażą jedni mogą zacząć wypychać z kolejki drugich. Czy przewlekle chorzy będą musieli ustąpić miejsca żołnierzom i policjantom albo prokuratorom? Co z osobami poniżej 70. roku życia lub opiekunami dzieci chorych na nowotwory?

W krajach, które mogą pochwalić się najlepszą wyszczepialnością (w Izraelu, USA, Chile), takich problemów nie ma, ale trzeba obiektywnie przyznać, że na tle Europy, a nawet samej UE, wypadamy nieźle – odsetek obywateli uodpornionych dwiema dawkami lokuje nas w pierwszej piątce (dane ze strony www.ourworldindata.org), choć rząd miał do niedawna problem nawet z policzeniem medyków, których udało się zaszczepić.

Mimo ponurych nastrojów w rocznicę wybuchu pandemii, szczepienia wydają się być jasnym punktem, który może przyspieszyć osiągnięcie upragnionego progu odporności zbiorowej. Aliści na wiele pytań nadal nie znamy odpowiedzi, wobec czego część ekspertów przestrzega, że może to nie być cudowna broń, która raz na zawsze zdusi zagrożenie koronawirusem.

Wciąż nie jest np. jasne, czy obecne preparaty przeciwko COVID-19 chronią również przed bezobjawowym nosicielstwem. Byłoby to pewniejsze, gdybyśmy przyjmowali je nie do mięśnia naramiennego, tylko do śluzówki nosa lub jamy ustnej (jak doustną szczepionkę przeciw polio lub donosową przeciwko grypie u dzieci; notabene trwają już prace nad takimi postaciami szczepionek przeciwko koronawirusowi z myślą właśnie o najmłodszych). – Szczepionki śluzówkowe najskuteczniej blokują replikację wirusów w błonach śluzowych, bo tam powstają przeciwciała w klasie IgA – potwierdza dr Paweł Grzesiowski, ekspert wakcynologii i doradca NRL ds. walki z COVID-19. – Dysponujemy obecnie wyłącznie szczepionkami domięśniowymi i nadal nie wiemy, czy osoby zaszczepione nie będą przenosić wystarczającej ilości zarazka, aby bezobjawowo przekazać go innym.

Ochrona przed ciężkim przebiegiem zakażenia to oczywiście już coś, ale chodzi o to, by dzięki szczepionce przede wszystkim zapobiec przenoszeniu koronawirusa. Poza tym wciąż nie wiadomo, jak długo ta ochrona będzie skuteczna: pół roku, rok? Czy jesienią nadejdzie kolejna fala, a wirus i jego coraz to nowe warianty zostaną z nami na długie lata?

Patrząc na tchórzliwą politykę władz, które zamiast wprowadzić od początku twarde reguły, wolały mamić wyborców propagandowymi sztuczkami i wsadziły społeczeństwo na rollercoaster, to zamykając, to otwierając różne gałęzie gospodarki (a przy tym dając zły przykład, jak omijać wprowadzone restrykcje), trudno liczyć na rozsądny plan wychodzenia z pandemii z tyloma niewiadomymi. Pozostaje liczyć na własny rozsądek. Dobrze przynajmniej, że po trzech miesiącach masowej akcji szczepień ich zwolenników stale przybywa.

Autor jest publicystą „Polityki”.

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum