1 kwietnia 2003

Wojna i pokój

Miłość moja silniejsza niż moja niewiara
idzie szlakiem pątniczym, dogonić się stara
ślad Twój na kamienistych ścieżkach Palestyny.
Tędy przeszły tysiące, któreś Ty nakarmił,
proroku bez kościoła, zwycięzco bez armii,
ciesielski czeladniku… Chryste, Boży Synu.

Dzień mój każdy się chyli jak dni tego ludu
od ciężaru win moich, od głupstwa, od zdrad.
Oni – ciągle żądali… Mnie nie trzeba cudów.
Tylko jedno: Twój ślad…

O, niechaj mi się jawi wyraźny jak słowo,
niechaj barwą przemówi na ścieżkach jałowych,
dźwiękiem niechaj ogłuszy, by trafić najprościej
do niewiary mojej, bardziej stęsknionej
od mej miłości.

/Kazimiera Iłłakowiczówna/

Zbliżają się Święta Wielkanocne. To najbardziej optymistyczne Święta.
Czas triumfu miłości nad egoizmem, światła nad ciemnością, zwycięstwa życia nad śmiercią. W tradycyjnej święconce niesiemy jajka, znak nowego życia. Pochodzące z hebrajskiego słowo pascha oznacza: przejście. To znaczenie mają dwa świętowane wydarzenia: Lud Wybrany przeszedł z niewoli Egiptu do wolności, Jezus przeszedł przez śmierć do życia. Zmartwychwstanie Jezusa daje człowiekowi nową nadzieję, moc rozbijania skorupy egoizmu i perspektywę otwarcia na świat i drugiego człowieka.
Tegoroczne przygotowania do Świąt Wielkanocnych przebiegają jednak pod znakiem wojny. My, lekarze, doskonale wiemy, jakim złem jest wojna. Niszczy wiele istnień ludzkich, inne pozostawia trwale zranione – fizycznie lub duchowo.
Byłem w Gruzji zaraz po wojnie abchaskiej. Odżyły wówczas w mej pamięci słowa poety-powstańca: jeno wyjmij mi z tych oczu szkło bolesne – obraz dni, który czaszki białe toczy przez płonące łąki krwi. Moje przekonanie na temat możliwości terapii urazów wojennych uległo zachwianiu. Stanąłem wobec ludzi, którzy widzieli, jak żołnierze z kompanii kaukaskiej grają w piłkę ludzką głową… Zrozumiałem, jak trudno wyleczyć z destrukcyjnej nienawiści – rozmawiałem z człowiekiem, który widział brata polanego benzyną i spalonego… Pewien Ukrainiec nie chciał walczyć, ale wstąpił do wojska, by pomścić śmierć ciężarnej żony. Na pewno zabił czworo ludzi. Powiedział mi: Wiesz, oni chodzą za mną. Tu nie pomoże żadna terapia… Taka jest wojna. Spalona ziemia, sieroty, kaleki, strach…
Działania zbrojne wydają się na szczęście dość dalekie od naszego ojczystego kraju. Ale w naszym otoczeniu również przeżywamy wojny, których zażegnać nie potrafi nawet najlepszy polityk. Niewiara w możliwość innego rozwiązania okazuje się silniejsza od miłości. Czy niewiara musi być silniejsza od miłości? Każda wojna ma początek w zranionym sercu ludzkim. Jezus mówi: Skąd na świecie bierze się zło? Z serca człowieka, z egoizmu człowieka. Syndrom serca zaciśniętego w pięść.

I na wojnie, i w życiu jedynym sposobem przerwania walki jest pojednanie. Ale bez oddania spraw w ręce Boga rzadko udaje się przebaczyć urazy. Średniowieczni królowie uznawali prawo łaski. Muzułmanie znają prawo amanu – darowanie ocalonego życia buntownikowi. Takim ułaskawieniem dość chętnie obdarowujemy, ale niestety rzadko – pewnie dlatego, że rzadko zwyciężamy. Z drugiej strony – przebaczenie wydaje się formą oddziaływania na tego, kto skrzywdził. Ja mu wybaczę i to go zmieni. To też się w życiu rzadko sprawdza. Przebaczenie jest, jak to ktoś nazwał, zakładem etycznym. Podajesz rękę nieobliczalnej wolności ludzkiej. Ten temat wielekroć podejmowali pisarze. W „Nędznikach” Wiktora Hugo ksiądz Myriel przebacza galernikowi Jeanowi Valjean, który skradł mu srebrne lichtarze. Ten gest zmienia życie złoczyńcy. W innej jednak powieści tegoż autora, „Dziewięćdziesiąty trzeci”, wspaniałomyślny czyn staje się początkiem zła. Wieśniak ratuje dowódcę szuanów, markiza de Lantenac. Ten, po dotarciu do swoich oddziałów, pacyfikuje wioskę. To życiowe ryzyko…
Długo dyskutowałem na te tematy z islamskim studentem. W islamie nie ma przebaczenia. Jest zasada: oko za oko, ząb za ząb. Niezrozumiałe jest nasze odwołanie się do zmartwychwstania Jezusa Chrystusa. Mój rozmówca mówił: Jeśli przebaczę mojemu bratu raz, to jeszcze można zrozumieć, drugi raz też, ale kolejny? To byłoby niewychowawcze – to tak, jakbym dał mu pozwolenie na następny raz. A wtedy on na pewno mnie skrzywdzi… Przypomniałem sobie wtedy rozmowę Piotra z Jezusem: – Panie, ile razy mam przebaczyć memu bratu, jeśli zgrzeszy przeciwko mnie, czy aż siedem razy? A Jezus odpowiedział: – Nie aż siedem razy, ale aż siedemdziesiąt siedem”. Czyli po prostu: zawsze.

Bóg podejmuje ryzyko, że uznamy taką miłość za głupią i nieżyciową. Jesteśmy wolni i możemy sami wybierać. Jezus jednak zmartwychwstał, i co więcej, został ustanowiony Panem życia niezniszczalnego. To najgłębszy sens Świąt Wielkiej Nocy. To sposób, by ci, którzy wierzą w Niego, widząc w sobie brak miłości, nie mówili: To niemożliwe, bym potrafił przebaczyć, ale powierzyli się osądowi Jezusa. Mogli przyjąć Jego dar miłosierdzia wobec samych siebie i dar przebaczania innym. To właśnie owo postępowanie śladem Jezusa, którego szukała Kazimiera Iłłakowiczówna. Ślady miłości, po których można iść bez obaw. Bohater „Braci Karamazow” Fiodora Dostojewskiego, żegnając się przed wyjazdem na zsyłkę, powiedział: Nie przeraża mnie, że będę musiał przez dwadzieścia lat walić młotem w syberyjskiej kopalni rudy. Boję się czego innego i to jest mój jedyny lęk. Boję się, żeby mnie nie opuścił Ten, który we mnie zmartwychwstał.
Liturgicznym znakiem zmartwychwstania jest światło paschalnej świecy, wnoszonej w ciemnościach na początku Wigilii Paschalnej. Orędzie Paschalne głosi: Wspaniały blask Króla zwyciężył ciemności, ciemności tego świata. To zwycięstwo Chrystusa nad wrogością, złem i egoizmem pozwala ze spokojnym zaufaniem oczekiwać nadchodzących Świąt i pojednać się ze swoimi przeciwnikami. Piękne, pogodne i optymistyczne są dni Wielkiej Nocy, jeśli prawda o zmartwychwstaniu żyje w nas.
Świat nigdy nie istniał w stanie całkowitego pokoju, nie umie też wnieść pokoju do ludzkich serc. Pokój buduje się co dzień odnawianym zaufaniem i pojednaniem. Jak to ujął Martin Luther King: Nie ma drogi do pokoju, pokój jest drogą. I tego, by pełen pogody ducha pokój zakrólował w naszych rodzinach, domach, ośrodkach i oddziałach, gdzie pracujemy, oraz pełnych ciepła rodzinnego Świąt Wielkanocnych życzę serdecznie wszystkim Czytelnikom „Pulsu”. A szczególnie ciepło tym, którzy będą w Święta dyżurować. Ü

Ks. Sławomir ABRAMOWSKI

Autor (ur. 1965 r.) jest lekarzem, członkiem OIL w Warszawie, absolwentem Akademii Medycznej w Warszawie. Pracował jako lekarz w: II Klinice Kardiologii CMKP w Warszawie, w Szpitalu Grochowskim, Centrum Leczenia Odwykowego w Warszawie, III Oddziale Chorób Wewnętrznych i Ośrodku Ostrych Zatruć Szpitala Praskiego.
W roku 1993 wstąpił do Archidiecezjalnego Seminarium Misyjnego „Redemptoris Mater” w Warszawie. Po przyjęciu święceń pracował 4 lata jako wikariusz i duszpasterz młodzieży w parafii św. Tomasza Ap. w Warszawie na Ursynowie. W tym roku akademickim obronił doktorat z teologii biblijnej na Papieskim Wydziale Teologii w Warszawie. Był na misjach w: Rosji, Kazachstanie, Gruzji. Od 6 miesięcy przebywa na misji w Izraelu.

Archiwum