28 maja 2021

Obawy ciałem się stały

Małgorzata Solecka

Przedłużająca się izolacja, stres, niepewność, lęk związany z utratą pracy czy chorobą bliskich powodują, że wiele osób częściej sięga po alkohol – alarmowała rok temu, w pierwszych tygodniach pandemii COVID-19, Fundacja Instytut Łukasiewicza. Dziś eksperci ostrzegają, że jesteśmy na granicy utraty kontroli nad chorobą alkoholową i, choć nie mówi się o tym wystarczająco głośno, po pandemii będzie to jeden z najpoważniejszych problemów dla zdrowia publicznego.

Rok temu, w maju 2020, Polska Agencja Prasowa donosiła, że „wzrost sprzedaży alkoholu w Polsce w marcu i kwietniu, liczony rok do roku, wyniósł od kilku nawet do kilkunastu procent. Podobne zjawisko obserwowane jest w wielu innych krajach świata, m.in. w USA, Wielkiej Brytanii, Hiszpanii”. Podatek od tzw. małpek niewiele zmienił. Można zaryzykować twierdzenie, że Polacy po prostu przerzucili się na większe pojemności, zwłaszcza że jednym z powodów wybierania „małpek” była chęć spożycia alkoholu w drodze do pracy lub nawet w pracy (!). Pandemia zmieniła okoliczności: wiele osób pracowało i nadal pracuje zdalnie. Zniknął powód do ukrywania butelki z alkoholem w kieszeni czy torebce. Dr Tadeusz Jędrzejczyk, specjalista w dziedzinie zdrowia publicznego i były prezes NFZ, mówi, że gdy na każdego mieszkańca przypada ponad 13 l wypitego alkoholu,  problem przybiera rozmiary porównywalne z tymi, jakie obserwowano w zaborach rosyjskim i austriackim w połowie XIX w. lub (co wielu pamięta doskonale) w końcówce PRL.

O ile problem konsumpcji alkoholu, a co za tym idzie rosnącego zagrożenia chorobą alkoholową, wydaje się nieco umykać decydentom, o tyle głośno przyznają, że po pandemii,  a raczej po okresie ostrego jej przebiegu (bo pandemia trwa i nie wiadomo, czy uda się ją opanować nawet w przyszłym roku, choć wszystko wskazuje, że kolejne fale nie będą aż tak dotkliwe jak te z jesieni 2020 i wiosny 2021), będziemy mieć ogromny problem z epidemią otyłości. Już przed wybuchem pandemii COVID-19 o otyłości mówiło się w kategoriach problemu pandemicznego wręcz, teraz jest tylko gorzej. To, co wiosną 2020 r. socjologowie i specjaliści z zakresu zdrowia publicznego obserwowali jako groźny fenomen (gwałtowny przyrost masy ciała na skutek lockdownu i prób okiełznania stresu przez „zajadanie” emocji) stało się, nomen omen, ciałem. We Francji w ciągu niespełna dwóch pierwszych miesięcy pandemii niemal 60 proc. obywateli utyło – średnio o ponad 2 kg. Według przeprowadzonego w maju 2020 r. badania Francuzi zagryzali stres np. czekoladą, mniej się ruszali i pili aperitify z przyjaciółmi podczas towarzyskich spotkań online.

A w Polsce? Już w ubiegłym roku, przed drugą falą pandemii, oszacowano, że średni przyrost masy ciała statystycznego Kowalskiego wyniósł około 2 kg. To m.in. efekt większej liczby godzin spędzanych przed komputerem i telewizorem. Zwłaszcza podczas pierwszej fali pandemii, gdy minister zdrowia mówił, że czas lockdownu nie jest czasem dbania o formę, a za jazdę na rowerze czy bieganie groziły wręcz mandaty i kary administracyjne (cóż z tego, że potem uchylane przez sądy?), Polacy wzięli sobie do serca przekaz: zostań w domu. Przekonani, że ratują życie, przerywając transmisję wirusa, jednocześnie to życie narażali – przez brak ruchu i spożywanie nadmiernej (przy zmniejszonym wysiłku) ilości pożywienia. Problem pandemicznej, w obu znaczeniach, nadwagi i otyłości dotyczy wszystkich – kobiet i mężczyzn, dzieci i dorosłych. Badania opinii publicznej dowodzą, że tylko 13 proc. Polaków utożsamia (prawidłowo!) otyłość z chorobą, a nadwagę ze stanem prowadzącym do choroby. Dla zdecydowanej większości są to jedynie problemy estetyczne.

Pandemia zaowocowała również (jeszcze) większym przywiązaniem do urządzeń elektronicznych. Zdalna nauka, zdalna praca, rozrywka, możliwość kontynuowania relacji towarzyskich – wszystko przeniosło się przed ekrany. Nawet ćwiczenia fizyczne. Niebywałą eksplozję popularności zanotowały wszelkiego rodzaju aplikacje treningowe i kanały trenerów personalnych. Dla formy fizycznej – z korzyścią, dla narządu wzroku, wszystko razem, niekoniecznie. Co trzeci Polak, jak wynika z badania przeprowadzonego przez SW Research na zlecenie firmy Vision Express w maju 2021 r., ocenia stan swojego wzroku źle lub bardzo źle. W lutym w podobnym badaniu, zrealizowanym przez ośrodek badawczy IQS, odsetek takich odpowiedzi wynosił 23 proc.

Pozycja siedząca to również problemy z kręgosłupem czy szerzej – narządem ruchu. Dotyczące dorosłych, ale może przede wszystkim dzieci i młodzieży. Specjaliści alarmują, że poziom kondycji fizycznej młodych Polaków, mierzony w różnego rodzaju testach, systematycznie spada od dwóch dekad. Pandemia COVID-19 tylko problem pogłębiła. Nauka online, zamknięte baseny, sale sportowe i boiska spowodowały, że aktywność fizyczna najmłodszych spadła o 33 proc. – wynika z raportu „Aktywność fizyczna i żywienie dzieci w czasie pandemii”. Z jednej strony skutkuje to wzrostem liczby otyłych lub mających nadwagę dzieci i młodych osób, z drugiej (co prawdopodobnie zostanie dokładnie zmierzone dopiero w kolejnym roku szkolnym) – cierpiących na wady postawy, łącznie z prowadzącymi do bólu kręgosłupa.

Choć o długu zdrowotnym, z jakim Polacy wyjdą z pandemii, mówi się najczęściej w kontekście chorób kardiologicznych i onkologicznych, nie ma wątpliwości, że jednym z najpoważniejszych wyzwań będzie szerokie spektrum problemów psychicznych. Już jesienią 2020 r. naukowcy z University of Houston opublikowali badania pokazujące skutki pandemii w obszarze zdrowia psychicznego. A od tego czasu problem się nie tylko nie zmniejszył, ale przez kolejne miesiące stresu, izolacji, często traumatycznych wydarzeń w najbliższym otoczeniu – narósł. Jeszcze długo po wynalezieniu szczepionki i podliczeniu liczby zgonów z powodu koronawirusa będziemy odczuwać skutki epidemii w zakresie zdrowia psychicznego – ostrzegali amerykańscy naukowcy we wrześniu 2020 r. Kilka miesięcy później ruszyła (w krajach rozwiniętych stosunkowo sprawnie) kampania szczepień, ale równolegle do niej – trzecia fala COVID-19.

Psychologowie od miesięcy alarmują, że od rozpoczęcia pandemii znacząco wzrosła liczba szukających pomocy w ich gabinetach. Należą do nich dzieci, młodzież i dorośli. Nie są to pacjenci psychiatryczni, ale tacy, którzy potrzebują, wymagają wręcz, wsparcia psychicznego. Jeśli go nie otrzymają, grożą im poważne kłopoty zdrowotne. Osobnym problemem – wracając do początku – jest również inny skutek pandemii: wzrost skłonności do uzależnień. Uzależnienie od alkoholu, od jedzenia, uzależnienie cyfrowe, ale też inne behawioralne nałogi (życie w wirtualnej rzeczywistości ułatwia np. popadnięcie w uzależnienie od hazardu i zakupów). Naukowcy spodziewają się wręcz, że po pandemii z całą mocą wybuchnie fala zaburzeń psychicznych, z której skutkami będziemy mierzyć się nie przez lata, ale wręcz przez dekady.

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum