2 listopada 2020

Tryumf wirusologii

Paweł Walewski

Tegoroczne rozstrzygnięcia noblowskie zostały przyjęte nadzwyczaj entuzjastycznie. Dlaczego są tak trafne i wyczekiwane?

To wcale nie będzie felieton o koronawirusie. Bohater mijającego roku, który zmienił świat, jaki znało nasze pokolenie, nie jest jeszcze przykładem zwycięstwa nauki nad potęgą natury. Można nawet powiedzieć, że SARS-CoV-2 obnażył spore niedostatki informacji o nim samym, jakkolwiek przez 11 miesięcy i tak w ekspresowym tempie dowiedziano się o nowym bakcylu mnóstwa rzeczy.

Ale gdy za sprawą COVID-19 choroby zakaźne znów pokazały swoją złowrogą twarz, tegoroczna Nagroda Nobla powędrowała do odkrywców innego wirusa. Przez długi czas nie zdawano sobie sprawy z jego istnienia, przez wiele kolejnych lat leczenie choroby, jaką wywołuje – wirusowego zapalenia wątroby, stanowiło wyzwanie okupione cierpieniem chorych (te działania niepożądane po interferonie!). Ale ostatecznie, po mniej więcej dwóch dekadach, groźny zarazek HCV można uważać za pokonany. Nie wiem, czy z koronawirusem, z którym mierzymy się dziś tak mało skutecznie, nauka też kiedyś poradzi sobie, choćby za pomocą szczepionek. Czy wystarczą przyjęte zasady profilaktyki, by zbudować naturalną odporność? Przykładowo przeciw HIV żadna szczepionka nie okazała się skuteczna, a mimo to, dzięki lekom i farmakologicznej profilaktyce, można tego wirusa już mieć pod kontrolą. Wirusologia zatem ma przyszłość!

Ostatni laureaci medycznego Nobla – trzech demaskatorów wirusa HCV (każdy dołożył do tego odkrycia własną cegiełkę), najlepiej potwierdzają, że nauka może zmienić życie milionów ludzi. Prace Harveya J. Altera, Michaela Houghtona oraz Charlesa M. Rice’a nie były tylko laboratoryjnym wyczynem, lecz od początku zyskały praktyczne zastosowanie: przygotowano testy diagnostyczne, które szybko pozwoliły zidentyfikować osoby zakażone HCV oraz przyczyniły się do zdecydowanego zminimalizowania ryzyka potransfuzyjnego zapalenia wątroby u pacjentów leczonych krwią i preparatami krwiopochodnymi. Prócz tego zabrano się za opracowywanie coraz lepszych schematów leczenia, które pozwalają skutecznie zapobiegać marskości wątroby i rakowi tego narządu.

Chciałoby się, aby decyzje Komitetu Noblowskiego miały zawsze taki wydźwięk społeczny. Nauka tylko wtedy nabiera sensu, gdy znajduje zastosowanie w praktyce – dla dobra wszystkich ludzi. Faktycznymi pogromcami wirusa HCV stali się lekarze chorób zakaźnych, którzy jeszcze 20 lat temu rozkładali bezradnie ręce, nie mieli bowiem amunicji, która skutecznie radziłaby sobie z tym zarazkiem. Dziś mówią o uzyskaniu trwałej odpowiedzi wirusologicznej u niemal wszystkich leczonych najnowszymi preparatami. Czy nie taka jest korzyść z nauki, która powinna dawać ochronę przed chorobami, a także wydłużać życie?

Zakwalifikowałbym do tej spuścizny dokonania jeszcze dwóch tegorocznych noblistek, uhonorowanych w dziedzinie chemii. Tym razem nagroda ma wartość podwójną. Po pierwsze, nieczęsto się zdarza, aby kobietom przyznawano takie zaszczyty w zakresie nauk ścisłych. Wiele pań musi harować podwójnie, by udowodnić swoją wartość w specjalnościach tradycyjnie zdominowanych przez mężczyzn. Po drugie, Emmanuelle Charpentier i Jennifer A. Doudna opracowały metody edycji genomu (słynne CRISPR/Cas9, nazywane potocznie precyzyjnymi nożyczkami genetycznymi) pozwalające korygować wadliwe DNA. Precyzyjną edycję genów będzie można wykorzystać w terapiach dotychczas nieuleczalnych chorób, czyli znów coś, co leczy i przywraca nadzieję. I to wbrew sceptykom, którzy inżynierię genetyczną uważają za wymysł szatana. Komitet Noblowski docenił w tym roku po prostu praktyczny wymiar nauki, odrzucając obawy demagogów i nie uznając kompromisów.

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum