14 listopada 2004

Choroba zwana korupcją

Debata publiczna o korupcji w środowisku lekarskim, tym razem zorganizowana przez NRL, przypomina kamyk, który rzucony na zboczu pociągnął za sobą lawinę. Naukowcy i inni równie kompetentni uczestnicy debaty (a byli to specjaliści, którzy wiedzą, co mówią) do hasła „korupcja” dorzucali kolejne jej przejawy. I tak powstała długa lista objawów choroby zwanej korupcją, albo inaczej, łagodniej: uzależnianiem udzielenia świadczeń lekarskich od zapłacenia dodatkowych, nienależnych pieniędzy.

Objawy
Na czele tej listy najbardziej rozpowszechnione praktyki to: przyjmowanie dodatkowej opłaty za zapewnienie bardziej troskliwej opieki, przyjęcie do szpitala, przeprowadzenie operacji, skrócenie kolejki do badań i zabiegów, wystawianie fikcyjnych zwolnień chorobowych L-4, przyznawanie nienależnych świadczeń rentowych czy zwolnień ze służby wojskowej. Ale na tym nie koniec. Prokuratura Generalna odnotowuje inne jeszcze przykłady postępowania zagrożonego sankcjami, jak: wydawanie zaświadczeń o chorobie psychicznej, czyli wystawianie tzw. wariackich papierów, chroniących niekiedy przestępców przed odpowiedzialnością, a nawet udzielanie pomocy lekarskiej sprawcom napadów i rozbojów z ranami postrzałowymi wskazującymi na ich udział w tych głośnych zdarzeniach bez powiadamiania – zgodnie z prawem – organów ścigania o swych uzasadnionych podejrzeniach.
Ale na tym lista objawów się nie kończy. Są na niej także: przyjmowanie prowizji od zapisywanych leków, udział w reklamie wyrobów farmaceutycznych, pomoc w uzyskaniu lub odzyskaniu prawa jazdy, handel danymi osobowymi. Jakby tego było mało, wymieniano jeszcze „podziemie aborcyjne”, wskazując na tę znaczącą, nie do końca poznaną szarą strefę, obejmującą wykonywanie poza prawem, dla pieniędzy, zabiegów usuwania ciąży. Przypomniano też publikowanie rzekomo obiektywnych prac naukowych, zamawianych przez firmy farmaceutyczne, których wynik także jest zamówiony.
Ale podobnie jak gdzie indziej, tak i tu są także hurtownicy, rekiny w ławicy płotek: lekarze na prominentnych stanowiskach działający na styku: urząd – przemysł medyczny, oskarżani o branie nie groszowych, ale wielomilionowych łapówek, wymuszanie „prowizji” przy zakupach sprzętu lub dopuszczaniu do obrotu leków, a następnie lokowanie i ukrywanie ich np. w szwajcarskich bankach.

Diagnoza
Stwierdzono, że upowszechnianie, upublicznianie wyników takich badań i wysuwanie publicznych oskarżeń wywołuje najczęściej w środowisku lekarskim reakcje obronne, odruch niechęci, irytację, jeśli nie agresję. Ale zazwyczaj odpowiedzią na zarzuty jest… milczenie. Korupcja to coś – mówiono w debacie – o czym lekarze nie chcą rozmawiać, nawet we własnym gronie, podobnie jak pacjenci nie opowiadają o swych „wstydliwych chorobach”. O korupcji nie rozmawia się w towarzystwie. A jeśli już się mówi, to znajduje się wiele argumentów, które usprawiedliwić mają tych, którzy w tych praktykach uczestniczą.
Idealiści, uważani zresztą za naiwniaków, mówią o upadku zasad moralnych, nieprzestrzeganiu norm, w tym norm zapisanych w składanej przysiędze i paragrafach Kodeksu Etyki Lekarskiej. Niektórzy sięgają aż hen, do czasów zaborów, tłumacząc obecne zachowania, erozję norm moralnych, działaniami zaborców i okupantów. Inni nazywają korupcję „przestępstwem bez ofiary”, traktując ją jako umowę dwóch stron. Są też opinie skrajne, wygłaszane bez żenady: odbieramy to, co nam się należy. Natomiast prominentni przedstawiciele samorządu lekarskiego zwracają najczęściej, ze szczególnym naciskiem, uwagę na warunki, które sprzyjają zjawisku korupcji: politykę państwa, niedobór środków na ochronę zdrowia, powodowany tym deficyt usług, a w ślad za tym utrudniony dostęp do świadczeń zdrowotnych. Pauperyzacja środowiska, urągające poczuciu przyzwoitości płace wielu lekarzy mogą, zdaniem niektórych, tłumaczyć czy nawet usprawiedliwiać naganne lub karalne postępowanie. Wątpliwości nie mają jedynie pacjenci. Wskazują na to wyniki badań przeprowadzonych w tym zakresie. Wymienione wyżej (i podobne) praktyki lekarzy pacjenci nazywają żerowaniem na nieszczęściu, chęcią dorabiania się kosztem biednych i chorych. Opinia publiczna jednoznacznie uznała te praktyki za godne potępienia.
Ale dla pełniejszego obrazu odnotować trzeba także te opinie, które można by nazwać przyzwoleniem, a nawet chęcią usprawiedliwienia tych, którzy biorą, przez tych, którzy – przymuszeni lub z własnej woli – dają. To dopiero wskazuje, z jak bolesnym, złożonym, trudnym do jednoznacznego zdefiniowania zjawiskiem mamy tutaj do czynienia.

Recepta
Zamiarem organizatorów debaty było rzucenie kamienia do spokojnej wody, której kręgi rozejdą się do najdalszych zakątków. Chodziło więc o przerwanie zbiorowego milczenia, chowania głowy w piasek, udawania lub naiwnego przekonania, że jeśli się o czymś nie mówi, to tego nie ma.
Inicjatorom i organizatorom debaty publicznej przyświecają szlachetne pobudki. Ich cele zasługują na poparcie środowiska lekarskiego. Można mieć nadzieję, że tak potrzebna debata przekroczy progi siedziby NRL przy Sobieskiego 110, że nie pozostanie jedynie zbiorem ciekawych spostrzeżeń, słusznych ocen i pobożnych życzeń. Ale to nie zależy jedynie od jej inicjatorów, tylko od tych, którzy w tej debacie zechcą wziąć udział. Ü

Jerzy WUNDERLICH

Archiwum