7 października 2005

Uważam że…

Minęły wybory do parlamentu i przyniosły kilka niespodzianek. Po pierwsze – wygrana PiS-u przed PO, po drugie – słabe wyniki Samoobrony i Ligi Polskich Rodzin, po trzecie – nieprzekroczenie progu 5 % przez SDPl i Demokratów (co już taką niespodzianką nie jest) i wreszcie – dość niezłe notowania SLD (w kontekście przedwyborczych rokowań). Smutne jest to, że do urn poszło tylko 40 % obywateli naszego kraju uprawnionych do głosowania. Ten fakt i wyniki wyborów zmuszają do refleksji oraz próby wyciągnięcia z nich wniosków i prognoz na przyszłość. Przede wszystkim jestem pełen obaw co do możliwości szybkiego sformowania koalicji, a co za tym idzie i rządu, przez PiS-PO (miało być PO-PiS) w kontekście drugich – kto wie, czy nie ważniejszych dla obu potencjalnych koalicjantów – wyborów prezydenckich. Czy nie dojdzie tu, zwłaszcza w drugiej turze, do retoryki i „chwytów wyborczych”, które uniemożliwią stworzenie rządu przez te partie? Niektóre wypowiedzi, zwłaszcza młodych i „gniewnych” przedstawicieli tych ugrupowań, nie napawają optymizmem. Wyraźnie widać, że brakuje im doświadczenia życiowego i wynikającej z niego mądrości – błyskawiczne kariery partyjne młodych, agresywnych i pewnych siebie ludzi nie uprawniają jeszcze do tego, by nazywać ich politykami. Absencja w wyborach spowodowana była, jak sądzę, poziomem klasy politycznej w Polsce, sposobem sprawowania przez nią władzy, dużymi przywilejami, arogancją i wreszcie – niewiarą w to, że to, co mówią politycy przed wyborami, zostanie zrealizowane po wyborach (przecież zdecydowana większość tych ludzi już rządziła i składała niedotrzymywane później obietnice).
Minęły wybory do parlamentu i przyniosły kilka niespodzianek. Po pierwsze – wygrana PiS-u przed PO, po drugie – słabe wyniki Samoobrony i Ligi Polskich Rodzin, po trzecie – nieprzekroczenie progu 5 % przez SDPl i Demokratów (co już taką niespodzianą nie jest) i wreszcie – dość niezłe notowania SLD (w kontekście przedwyborczych rokowań). Smutne jest to, że do urn poszło tylko 40 % obywateli naszego kraju uprawnionych do głosowania. Ten fakt i wyniki wyborów zmuszają do refleksji oraz próby wyciągnięcia z nich wniosków i prognoz na przyszłość. Przede wszystkim jestem pełen obaw co do możliwości szybkiego sformowania koalicji, a co za tym idzie i rządu, przez PiS-PO (miało być PO-PiS) w kontekście drugich – kto wie, czy nie ważniejszych dla obu potencjalnych koalicjantów – wyborów prezydenckich. Czy nie dojdzie tu, zwłaszcza w drugiej turze, do retoryki i „chwytów wyborczych”, które uniemożliwią stworzenie rządu przez te partie? Niektóre wypowiedzi, zwłaszcza młodych i „gniewnych” przedstawicieli tych ugrupowań, nie napawają optymizmem. Wyraźnie widać, że brakuje im doświadczenia życiowego i wynikającej z niego mądrości – błyskawiczne kariery partyjne młodych, agresywnych i pewnych siebie ludzi nie uprawniają jeszcze do tego, by nazywać ich politykami. Absencja w wyborach spowodowana była, jak sądzę, poziomem klasy politycznej w Polsce, sposobem sprawowania przez nią władzy, dużymi przywilejami, arogancją i wreszcie – niewiarą w to, że to, co mówią politycy przed wyborami, zostanie zrealizowane po wyborach (przecież zdecydowana większość tych ludzi już rządziła i składała niedotrzymywane później obietnice).

Myślę, że większość moich Koleżanek i Kolegów, lekarzy i lekarzy dentystów, uczestniczyła w wyborach i zamierza także głosować na swojego kandydata w wyborach prezydenckich. Jesteśmy przecież elitą tego społeczeństwa, świadomą praw i obowiązków obywatela w demokracji. Przestrzegam jednak tych, którzy doszli do władzy, że niewywiązanie się z przedstawianych przed wyborami projektów zmian w ochronie zdrowia, a przede wszystkim niepodwyższenie znacząco uposażenia lekarzy i pracowników medycznych – spowoduje niebezpieczną sytuację. Coraz więcej, zwłaszcza młodych lekarzy i lekarzy dentystów będzie w celach zarobkowych opuszczało Polskę i coraz silniejsze będą nastroje konfrontacyjne w środowiskach medycznych (przede wszystkim wśród już brakujących w Polsce pielęgniarek i położnych, ale także i lekarzy). Na jak długo uda się opanować i zahamować nastroje strajkowe, np. w Szpitalu Praskim? Na razie na 6 tygodni, ale co potem, nowo wybrani Panie i Panowie posłowie? Kto Was wybierze w czasie następnych (oby dopiero za 4 lata) wyborów, jeżeli my nie pójdziemy do urn?

Andrzej Włodarczyk

Archiwum