28 sierpnia 2015

Na marginesie

Ewa Gwiazdowicz-Włodarczyk,
redaktor naczelna

W słowniku Kopalińskiego pod hasłem „trampolina” znajdujemy odpowiednik – odskocznia. Większości z nas trampolina kojarzy się z basenem i skokami do wody albo z ogrodowym urządzeniem, zwanym także batutem, na którym dzieci bawią się, podskakując coraz wyżej i wyżej. W polityce, a mamy czas politycznych harców przed wyborami do parlamentu, trampolina służy do znalezienia takiego miejsca lub stanowiska, które ułatwi zaistnienie w świadomości obywateli, czyli – mówiąc wprost – umożliwi dostanie się np. do Sejmu lub Senatu. Kandydaci różnych partii starają się o zaistnienie w przestrzeni publicznej, promując się przede wszystkim w mediach, ale nie stronią też od spotkań w miejscach publicznych na różnych imprezach lokalnych. Pokazać się, być rozpoznawalnym, to droga do sukcesu. Dlatego politycy, nawet ci najważniejsi, jeżdżą po Polsce wzdłuż i wszerz, pojawiają się na festynach, pokazach lotniczych lub po prostu dziękują wyborcom za to, że na nich głosowali.
Prof. Marian Zembala od 16 czerwca 2015 r. pełni funkcję ministra zdrowia. Bartosz Arłukowicz pozostawił swojemu następcy „w spadku” wiele nierozwiązanych problemów, m.in. nieudolne pomysły, w rodzaju pakietu antykolejkowego, nazywanego też onkologicznym. Dzisiaj nikt już nie ma złudzeń, że pakiet jest niewiele wart, a po odejściu chyba jedynego jego apologety nikt nie próbuje tego pomysłu bronić. Minister Zembala – znakomity kardiochirurg i współtwórca wiodącego ośrodka kardiochirurgicznego na Śląsku – podjął się niełatwego zadania przejęcia uszkodzonych sterów polskiej służby zdrowia na kilka miesięcy przed wyborami parlamentarnymi.
Trudno oczekiwać, by przez te kilka miesięcy komukolwiek (także ministrowi Zembali) udało się odczuwalnie poprawić sytuację w ochronie zdrowia, ale parę spektakularnych działań można przeprowadzić. Na przykład zmienić pakiet onkologiczny (należę do osób, które zgadzają się z opinią prof. Jacka Jassema, że chyba nie da się go poprawić) i wprowadzić od lat oczekiwaną ustawę o zdrowiu publicznym. Nawiązując do tej ustawy, konia z rzędem temu, kto wie, dlaczego unieważnia ona jeden z najlepszych aktów prawnych przyjętych przez obecną koalicję. Chodzi o Narodowy Program Ochrony Zdrowia Psychicznego z 2010 r., który gdyby był zrealizowany postawiłby Polskę w czołówce państw, jeżeli chodzi o leczenie chorych z zaburzeniami psychicznymi i opiekę nad nimi. Apelować należy do ministra zdrowia: ustawa o zdrowiu publicznym – tak (nawet opozycja ją popiera!), ale nie wyrzucajmy do kosza przy tej okazji problemów chorych psychicznie Polaków.
W poprzednim felietonie pisałam, że trzymam kciuki za prof. Zembalę, żeby udało mu się jak najwięcej zmienić. Tworzy „zdrowia Polaków portret własny”, jeżdżąc po kraju. Dziwię się tylko, że oczekiwane zmiany przygotowuje zespół, który tak gorliwie wspierał nieudolne pomysły poprzedniego ministra. To, używając nomenklatury medycznej, źle rokuje. Niedawno dowiedzieliśmy się, że prof. Marian Zembala startuje w wyborach do Sejmu. Wierzę, że objął swój urząd pro publico bono, a nie z myślą o trampolinie.

e.gwiazdowicz@oilwaw.org.pl

Archiwum