14 października 2009

Poślizg niekontrolowany

Mała książeczka dr. Jerzego Godzińskiego opisująca wypadek samochodowy i trzytygodniowy pobyt w szpitalu ortopedycznym w 1969 r. zainspirowała mnie, aby porównać przeżycia autora i moje po 40 latach na tym samym oddziale. Wiele się zmieniło – jest inny zespół lekarzy, ale równie profesjonalny i życzliwy dla pacjentów. To jeden z lepszych szpitali w Polsce. Zgadzam się z autorem „Poślizgu”, jest czyściej, choć do standardów europejskich daleko. Podobne mamy zdanie na temat personelu pielęgniarskiego. Spełniają zalecenia lekarzy, ale nie wychodzą poza ramy swych obowiązków. Pacjentów traktują jako zło konieczne. Kiedy unieruchomiony w gipsie dr Godziński leżał na wznak, bez możliwości zmiany pozycji, szczególnie mocno odczuł brak inicjatywy, po prostu chęci, aby podać choćby szklankę wody. Nie było zwyczaju płatnych prywatnych dyżurów pielęgniarskich. Ja, po 40 latach od tamtych opisywanych dni miałam w nocy komfort opłaconej pielęgniarki. Obserwowałam, jak różne było oblicze i zakres czynności w zwykły dzień i opłaconą noc.
Takie same negatywne odczucia mamy co do wizyt rodziny i znajomych, którzy zaraz po obchodzie całymi tabunami przemierzają korytarze oddziału. Jesienią i zimą wnoszą brud i błoto. Obsiadają stołki i brzegi łóżek, gadają, rozpakowują przyniesione prowianty, aby zażegnać straszną wizję schudnięcia drogiego chorego. Po ich wyjściu normalne pogaduszki wydają się ciszą. Taki normalny cichy dzień opisuje dr Godziński: „Wokół jednostajny szmer rozmów, przeplatany krótkimi odzywkami towarzyszącymi licytacji przy grze w tysiąca. Od czasu do czasu niezbyt głośne okrzyki zadowolenia lub dezaprobaty”.
Nawet sala wielołóżkowa to była wówczas oaza spokoju w porównaniu z obecnym pobytem w szpitalu – czy to ortopedycznym, czy okulistycznym. Teraz wszyscy mają telefony komórkowe, które stale dzwonią, albo telefonują ich użytkownicy. Musiałam wysłuchiwać relacji powtarzanych po kilka razy, coraz to innym rozmówcom. Niesamowite bzdury, bardzo głośno wykrzykiwane przez kilka osób równocześnie, tworzyły swoisty konglomerat agresywnych dźwięków. Rozmawiałam o tym z siostrą oddziałową, która przyznała mi rację, że jest to męczące i stwarza dyskomfort nie tylko dla pacjentów. W niektórych szpitalach wprowadzono zakaz używania komórek w salach szpitalnych. Należałoby też ograniczyć wizyty, zarówno liczbę dni, jak i czas trwania. Zapobiegłoby to jesiennym i wiosennym infekcjom w szpitalach, oszczędziło żmudnej pracy salowym sprzątającym po „zwiedzających”. Utrudniłoby to też wejście do sal panoszącym się obecnie złodziejom. Myślę, że dyrektorzy szpitali poprą moją inicjatywę.

Poślizg niekontrolowany
Jerzy Godziński
Instytut Wydawniczy PAX, 1972

Anna Bieżańska

Archiwum