13 sierpnia 2012

Wspomnienie z czasów Powstania

Lektura artykułu pt. „Pamięci pomordowanych na Woli” wydrukowanego w „Pulsie” nr 10/2011, w którym prof. Jan Zieliński wspomina lata wojny, skłoniła mnie do opisania moich przeżyć z 5 sierpnia 1944 r.

Przed Powstaniem Warszawskim mieszkałam z mamą, babcią i młodszą siostrą przy ul. Działdowskiej 17a, róg Górczewskiej.
Dom ten sąsiadował ze Szpitalem Wolskim. 2 sierpnia zgłosiłam się do szpitala do pomocy w obsługiwaniu chorych i rannych.
5 sierpnia wpadli do szpitala Niemcy i własowcy. Wśród krzyków i przekleństw strzelali na moich oczach do pacjentów leżących na łóżkach i personelu. W końcu wypędzili tych, którzy mogli się poruszać, na ul. Płocką, przed budynek.
Tam też spotkałam mamę z babcią i siostrą, które zostały wyrzucone razem z innymi mieszkańcami domu przy Działdowskiej. Staliśmy pod ścianą, właściwie przed ogrodzeniem szpitala, pewni, że za chwilę nas rozstrzelają. Wiedzieliśmy już bowiem, że rozstrzelano wszystkich mieszkańców z ul. Górczewskiej 15 (domy Wawelberga), a przed nami bez przerwy biegali własowcy z karabinami i strzelali. Wreszcie wśród krzyków i strzałów popędzili nas Górczewską w kierunku Moczydła. Wzdłuż Górczewskiej były jakieś działki czy po prostu krzaki (nie pamiętam). Pędzili nas przez te krzaki i strzelali. Ten bieg przez zarośla był straszny, ludzie padali i nie podnosili się już. W pewnym momencie babci już nie było koło mnie. Nie wiem, czy trafiła ją kula w plecy, czy upadła i dobili ją. Nazywała się Emilia Jakubowska. Nas dopędzili na Moczydło, do wielkiej hali Warsztatów Kolejowych. Tuż przy wejściu siedziała płacząca kobieta z dzieckiem, mówiła, że zaraz nas wszystkich zabiją, ponieważ co chwila wyprowadzają grupę osób i rozstrzeliwują. Przez całą noc za halą słychać było strzały. Rano 6 sierpnia wyprowadzono nas w kierunku Jelonek. Naszym oczom ukazał się przerażający widok. Wzdłuż Górczewskiej leżały ciała pomordowanych ludzi, częściowo spalone i jeszcze palące się. Na Jelonkach wpędzono nas na teren ogrodzony drutem kolczastym. Udało nam się wydostać i uniknąć wywiezienia do obozu. Schroniłyśmy się u znajomych, na wsi.
W styczniu 1945 r. wróciłam do Warszawy, zamieszkałam na Pradze. Chciałam jak najszybciej wrócić do szkoły. Przed Powstaniem zrobiłam tzw. małą maturę. W 1947 r. zdałam maturę w Liceum dla Młodzieży Pracującej, które mieściło się przy ul. Hożej 88. W 1948 r. zostałam przyjęta na Wydział Lekarski (wtedy jeszcze Uniwersytetu Warszawskiego), w 1953 r. otrzymałam dyplom lekarza i rozpoczęłam pracę w Klinice Neurologicznej AM w Warszawie.

Barbara Stroińska-Kuś

Archiwum