11 stycznia 2009

SMS z Krakowa – Świąteczne niespodzianki

Okropny despekt uczynili krakowianie swoim lokalnym mediom. Tyle tekstów, tyle programów, tyle pracowicie gromadzonych zarzutów i pomówień – wszystko na nic. Aż 46 proc. mieszkańców oceniło prezydenta Krakowa, prof. Jacka Majchrowskiego, dobrze lub bardzo dobrze, 37 procent – średnio, zaledwie 14 proc. – źle lub bardzo źle. Po włodarzach Gdyni, Wrocławia i Rzeszowa zajął czwarte miejsce w badaniach Cati Express. W dodatku aż 77 proc. krakowian uznało za pozytywne zmiany dokonane w ostatniej kadencji w mieście. I jak tu się nie frustrować. Rozzuchwalony Majchrowski na domiar wszystkiego sprowadził do Krakowa prawdziwego mikołaja z Finlandii, obdarzył go orszakiem stu dalszych mikołajów miejscowego pochodzenia, a przy okazji zdjął z nich XIX-wieczny edykt jednego ze swoich poprzedników (J. Friedleina), w myśl którego mikołajowie „w stanie wskazującym” winni być aresztowani. A grudniowy kiermasz na Rynku Głównym (już udostępnionym gawiedzi także po stronie pomnika Adama Mickiewicza) przebił konkurencję supermarketów i tylko konkurs szopek gdzieś się zagubił w zakamarkach remontowanego pałacu Krzysztofory.
Medycznym wydarzeniem Krakowa zaś był pierwszy w Polsce zabieg wymiany zastawki aortalnej metodą przezskórną, przeprowadzony przez prof. Jerzego Sadowskiego
w Klinice Chirurgii Serca, Naczyń i Transplantacji CM UJ. Ale uwagę felietonisty zwróciło nie to, lecz doroczne, XXXIV już spotkanie lekarzy dentystów w Rytrze. Mniejsza o to, że chętni z całego kraju pchali się niczym na promocyjne otwarcie nowego hipermarketu (ponad 200 zostało „za burtą”); że oczywiście mówiono o autonomii, mimo że NRL wypowiedziała się przeciw; ale wydarzeniem bulwersującym okazała się wizyta prezydenta Słowackiej Komory (tak tam zwą Izbę) Dentystycznej. Jak bowiem wynikało z jego exposé, nie dość że przynależność do Izby jest tam dobrowolna (a należy do niej 92% stomatologów), a składka roczna jest niemal dwukrotnie wyższa (wynosi ok. 8000 koron, tj. ok. 900 zł; u nas 480 zł), to jeszcze na rynku działa 5 konkurujących o pacjentów towarzystw ubezpieczeniowych, a Izba z każdym z nich co roku (to prawda, że w ciężkich, parotygodniowych bojach) negocjuje stawki minimalne za poszczególne procedury (!). I żaden z dentystów nie podpisze kontraktu niższego od wywalczonego przez Izbę. Podobnie jest z lekarzami. Mogą Państwo to sobie wyobrazić? Nie dość, że od 1 stycznia Słowacy wprowadzają euro, to jeszcze i pod tym względem nas poniżają. I po co ich było zapraszać?
A co słychać w krakowskiej Izbie? Nasz przewodniczący Jerzy Friediger, skądinąd szefujący także Konwentowi Przewodniczących Okręgowych Rad Lekarskich, tak sobie zbrzydził samorząd, że najpierw uciekł do Chin, a potem osiadł w Kamerunie (chyba przejściowo) leczyć tubylców. Jak napisała stamtąd do „Galicyjskiej Gazety Lekarskiej” pewna młoda lekarka ze Śląskiej AM, tubylcy darzą tam białych lekarzy uwielbieniem. Wprawdzie całe rodziny, wianuszkiem, towarzyszą zabiegom medycznym, ale ich zdaniem wystarczy dotyk ręki czy nawet spojrzenie białego lekarza, by uleczyć największe schorzenie. Nic więc dziwnego, że przewodniczący krakowskiej ORL pod koniec kadencji rozważa Kamerun, byle dalej od naszej rzeczywistości. Gdyby nie ta duchota, ten skwar – to pewnie by się nie wahał.
Jeśli chodzi o punkty edukacyjne, to Izba krakowska zebrała do końca listopada 2008 r. stosowne dokumenty od ok. 20 procent lekarzy. Ale nadal napływają zgłoszenia, więc wkrótce pewnie połowa przedłoży wymagane świadectwa. A co z resztą? Niech się martwi ustawodawca, skoro tak ów obowiązek ustanowił. Większe zmartwienie ma Komisja Wyborcza – w tym roku czekają nas wybory na nową kadencję samorządu. Jak tu poukładać rejony wyborcze
w podstawowej opiece zdrowotnej, nie wiadomo.

Wasz Cyrulik z Rynku Głównego

Archiwum