1 kwietnia 2021

Nie tylko puste liczby

Michał Rogalski od początku epidemii COVID-19 w ramach inicjatywy obywatelskiej gromadzi, analizuje i weryfikuje oficjalne informacje dotyczące zachorowań spowodowanych przez wirus SARS-CoV-2. Jego pomysł zainteresował całą rzeszę ludzi, którzy nie tylko korzystają z udostępnionej za darmo bazy danych, ale także zaangażowali się w jej opracowywanie. Pod koniec ubiegłego roku dziewiętnastoletni aktywista wykazał różnicę między oficjalnymi danymi zbiorczymi a publikowanymi przez stacje sanitarno-epidemiologiczne, sięgającą tysięcy przypadków zachorowań. Reakcją Ministerstwa Zdrowia było zablokowanie dostępu do informacji pochodzących bezpośrednio z sanepidów i wprowadzenie scentralizowanej bazy danych covidowych. Michał Rogalski w rozmowie z Michałem Niepytalskim przekonuje o wadze statystyk dla naukowców, lekarzy i całego społeczeństwa.

 

Czy Ministerstwu Zdrowia udało się już wyeliminować błędy, które dostrzegł pan w scentralizowanym systemie statystyk covidowych późną jesienią ubiegłego roku, kiedy ta rządowa baza zaczynała działać?

Nie. Wciąż suma danych cząstkowych nie pokrywa się z danymi całościowymi, tzn. zebranych z poszczególnych jednostek samorządu terytorialnego z ogólnopolskimi. Dotyczy to zarówno liczby zachorowań, zgonów, wyzdrowień, jak i przeprowadzonych testów. Pod tym względem było lepiej przed centralizacją. Ministerstwo wciąż się tłumaczy, że czasem brakuje danych adresowych poszczególnych chorych, co powoduje, że nie trafiają do żadnej kategorii danych cząstkowych, czasem różnice wynikają z błędu popełnionego przez osoby obsługujące system. Tyle że ten system działa od kilku miesięcy, zatem najwyższy czas na przeszkolenie personelu i wyeliminowanie podstawowych błędów. Moim zdaniem rozwiązanie jest po prostu niedopracowane. W dodatku nikomu specjalnie nie zależy na tym, by je dopracować, bo w ministerstwie panuje przekonanie, że nie ma sensu wkładać dużego wysiłku w zaspokojenie oczekiwań garstki analityków. Tymczasem nie chodzi o garstkę analityków, dane są ważne dla całego społeczeństwa, skoro naukowcy korzystają z nich, by szukać rozwiązań zwiększających bezpieczeństwo obywateli.

Wspomniał pan o garstce analityków, ale jak rozumiem była to ironia. Ile osób zaangażowanych jest w pana projekt?

Stanowimy dużą grupę pasjonatów i aktywistów, którzy, korzystając z dostępnych danych, przygotowują obliczenia i prognozy, tworzą materiały graficzne i wizualizacje prognoz. Są też osoby, które mają bezpośredni wkład w tworzenie bazy danych. Poziom zaangażowania jest oczywiście różny. Najsilniej związanych z projektem jest kilkanaście osób, ale w mniejszym stopniu wspiera go około kilku tysięcy. Tak szerokie społeczne zaangażowanie w oddolną inicjatywę wynika moim zdaniem z tego, że daje ona poczucie tworzenia czegoś własnego i niezależnego, nad czym mamy względną kontrolę, a co pozwala lepiej oceniać sytuację w kraju niż oficjalne informacje.

Czy po scentralizowaniu procedury udostępniania danych o COVID-19 pozostały alternatywne drogi ich pozyskiwania, czy trzeba zdać się na Ministerstwo Zdrowia?

W zasadzie ministerstwo jest jedynym źródłem danych. Szansą ich weryfikacji wydaje mi się zbieranie informacji bezpośrednio ze szpitali. Faktem jest, że relacje lekarzy (oczywiście niezbyt szczegółowe) ogólnie pokrywają się z oficjalnymi danymi. Oczywiście, są detale, które pozwalają na pewną dywersyfikację źródeł. Przykładowo jeśli informacje są podawane przez urzędy wojewódzkie, tak jest w przypadku liczby zajętych respiratorów. Wprawdzie to także administracja rządowa, ale dane są zbierane niezależnie od scentralizowanej bazy danych. I one też pokrywają się ze stanem faktycznym, jaki obrazują statystyki ministerialne.

Jakie są pana relacje z kręgami rządowymi? Czy były sygnały zainteresowania pana pracą?

Nie, jeśli chodzi o tworzenie bazy danych związanych z zachorowaniami na COVID-19. Ale zostałem zaproszony na spotkanie dotyczące udostępniania danych na temat programu szczepień. Przekazałem sugestie swoje i społeczności, którą reprezentuję, zarówno o sposobie prezentowania danych, jak również ich rodzaju. Niestety, nie zostały jeszcze uwzględnione, choć minęło kilka tygodni. Jestem jednak w tej kwestii optymistą, szczególnie że stronie rządowej wyraźnie zależało na spotkaniu, a i reakcja na wnioski była pozytywna. W ogóle uważam, że rząd wykonał spory krok naprzód w zakresie polityki informacyjnej dotyczącej szczepień w porównaniu z prowadzoną wcześniej wobec danych epidemiologicznych. Od początku realizacji programu szczepień istnieje platforma do publikacji danych. Zamieszczane tam informacje są szczegółowe i uwzględniają kryteria demograficzne. Dotyczą też niepożądanych odczynów poszczepiennych.

Jakie zmiany pan sugerował w kwestii informacji o szczepieniach?

Przede wszystkim jeśli chodzi właśnie o dane dotyczące NOP, bardzo istotne dla społeczeństwa, a słabo wyeksponowane, zawarte jedynie w załączonym na stronie pliku pdf, choć powinny być omówione bezpośrednio na stronie internetowej. Poza tym można by bardziej szczegółowo je opracować pod względem kryteriów demograficznych czy z podziałem na rodzaj szczepionki i kolejność dawki. Były też czysto techniczne uwagi dotyczące formatu plików oraz kodowania znaków, służące ułatwieniu pracy analityków.

Jak ocenia pan jakość danych z całego roku pandemii? Czy naukowcy, którzy w przyszłości zechcą analizować jej przebieg, będą mogli na nich polegać?

W początkowej fazie pandemii nasze państwo w ogóle nie było przygotowane do informowania o jej przebiegu. Części danych z wiosny 2020 w ogóle nie ma, niektóre pojawiały się z dużym, np. miesięcznym opóźnieniem, wprowadzano w nich korekty. Dlatego w przyszłości w celu przeprowadzenia analiz epidemiologicznych raczej wszystko będzie trzeba policzyć od nowa. Oczywiście, o ile w ogóle takich obliczeń da się dokonać. Nie wiemy, jak wygląda dokumentacja i archiwa. Jeśli pojawiały się błędy czysto ludzkie we wprowadzaniu danych do arkusza kalkulacyjnego, trudno je będzie zweryfikować. Zwłaszcza jeśli ktoś skasował już plik albo co gorsza obliczenia robił na kartce, która wylądowała w koszu, co też sobie jestem w stanie wyobrazić. Ponowne przeliczenie będzie więc pracą niezwykle żmudną, ale moim zdaniem konieczną, bo zrozumienie mechanizmów pandemii jest niezbędne dla naszego bezpieczeństwa. Kolejna może wybuchnąć w każdej chwili i musimy być na to przygotowani, by nie była tak tragiczna jak obecna.

Jakie ma pan refleksje na temat osiągnięć zainicjowanego przez pana projektu?

Sądzę, że udało się pokazać ludziom, jak ważne są dane. Że nie są to puste liczby, ale mają realny wpływ na ich funkcjonowanie, życie i zdrowie, i tym bardziej ważna jest ich analiza. Nie można bagatelizować sfery dostępu do informacji.

Komu szczególnie przydają się udostępniane przez pana dane? Mam na myśli przede wszystkim instytucje.

Organizacjom pozarządowym, wyższym uczelniom, związkom zawodowym i wielu innym instytucjom. Wiem, że korzystali z nich także przedsiębiorcy, którzy chcieli wyprzedzić działania rządu w zakresie dostosowania warunków pracy do sytuacji epidemicznej. Niewielu tych, którym okazały się pomocne, kontaktowało się ze mną, bo moja baza jest bezwarunkowo ogólnodostępna. Spory pozytywny odzew płynie do mnie ze środowiska lekarskiego i to nie tylko od pojedynczych medyków, ale także od kierownictwa instytucji zrzeszających lekarzy. Efektem były chociażby zaproszenia na kilka konferencji medycznych.

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum