4 lipca 2017

Projekt obywatelski bez szans

Wokół reformy służby zdrowia

Małgorzata Solecka

Ponad 11 tys. zł dla lekarza ze specjalizacją. Gdzie? W najbiedniejszym kraju Unii Europejskiej – w Rumunii. W dniu, w którym posłowie Komisji Zdrowia w polskim parlamencie debatowali nad rządowym projektem ustawy o wynagrodzeniu minimalnym pracowników służby zdrowia, rumuński parlament dwukrotnie podniósł płace lekarzom. Powód jest oczywisty – rumuńscy lekarze i inni specjaliści wyjeżdżają do pracy zagranicę i tamtejszy system staje się zupełnie niewydolny. Braki personelu medycznego pogłębiają problemy z dostępnością świadczeń medycznych. Epidemia odry, z którą zmaga się Rumunia, jest wynikiem zarówno ofensywy ruchów antyszczepionkowych, jak i słabości rumuńskiego systemu opieki zdrowotnej. W Rumunii pensje specjalistów medycznych wzrosną więc dwukrotnie, w Polsce – przynajmniej na razie – wcale. Rządowy projekt ustawy o wynagrodzeniach minimalnych nie zakłada dla zdecydowanej większości pracowników medycznych praktycznie żadnych podwyżek. Powód? Do końca 2019 r. kwotę bazową, do której odnoszą się wskaźniki określone przez Ministerstwo Zdrowia, stanowi średnia krajowa z 2015 r. Dopiero w 2020 zostanie zastąpiona aktualną wartością średniego wynagrodzenia w gospodarce i dopiero wtedy można się spodziewać odczuwalnego wzrostu płac. Oczywiście, o ile zostaną na ten cel zapewnione pieniądze. Wiceminister Józefa Szczurek-Żelazko, która reprezentowała ministra zdrowia w Sejmie podczas prac nad wspomnianą ustawą (Konstanty Radziwiłł nie uczestniczył ani w pierwszym, ani w drugim czytaniu, nie było go też podczas głosowania), przekazała posłom informację, że według szacunków Ministerstwa Zdrowia w konsekwencji uchwalenia ustawy Skarb Państwa będzie musiał wyasygnować do końca 2021 r. dodatkowo niemal 17 mld zł. Prawie połowa tej kwoty przypadnie na ostatni rok funkcjonowania nowych przepisów. W 2017 r., od lipca do grudnia, podwyżki wynagrodzeń pochłoną około 200 mln zł. W czasie pierwszego czytania (7 czerwca) Porozumienie Zawodów Medycznych zarządziło pikietę przed Sejmem, by przypomnieć posłom, że u marszałka znajduje się obywatelski projekt ustawy o warunkach pracy w ochronie zdrowia, pod którym podpisało się blisko ćwierć miliona osób. Przedstawiciele PZM przypominali o tym na posiedzeniu komisji i przekonywali, że projekty rządowy i obywatelski, tożsame pod względem tematycznym, powinny być rozpatrywane łącznie. Rozważania, czy procedować projekt rządowy bez oczekiwania na druk projektu obywatelskiego, mogłyby trwać bardzo długo, gdyby nie koncyliacyjny głos wiceprzewodniczącego komisji, posła Tomasza Latosa. Obiecał przedstawicielom organizacji zrzeszonych w PZM, że porozmawia z marszałkiem Markiem Kuchcińskim o możliwości połączenia prac nad oboma projektami. Był to fortel lub, co mało prawdopodobne, przejaw wiary graniczącej z naiwnością. Tomasz Latos musiał przecież wiedzieć, że Prawo i Sprawiedliwość nie godzi się na łączne rozpatrywanie owych projektów. W tej sprawie posłowie PiS dostali jasny komunikat. Tylko osobne procedowanie pozwalało bowiem przynajmniej próbować „sprzedać” ustawę może nie jako sukces, ale jako pierwszy krok w kierunku realizacji obietnicy złożonej przez premier Beatę Szydło, że pracownicy służby zdrowia będą zarabiać lepiej. W przypadku łącznego rozpatrywania projektów rządowego i obywatelskiego Prawo i Sprawiedliwość znalazłoby się na pozycji, której za wszelką cenę stara się unikać – partii, która nie słucha „zwykłych ludzi”. Fortel się udał – dyskusję o łącznym rozpatrywaniu zawieszono. Opozycja i związkowcy nie zostawili na rządowym projekcie suchej nitki, ale większość w Komisji Zdrowia go poparła. Zakończone pierwsze czytanie otworzyło drogę do błyskawicznego uchwalenia ustawy, która – co warto zapamiętać, bo w całkiem niedalekiej przyszłości może się to okazać ważne – budziła wątpliwości sejmowych prawników. Jak dużą niestarannością legislacyjną wykazało się ministerstwo (ale też Kancelaria Premiera, w której projekt tkwił już po decyzji rządu kilkanaście dni), niech świadczy fakt, że tylko dzięki przytomności Biura Legislacyjnego do projektu wpisano przepis przejściowy, stanowiący, iż porozumienie w sprawie wzrostu płac (lub zarządzenie, w przypadku braku możliwości osiągnięcia porozumienia) musi być osiągnięte (lub wydane) najpóźniej miesiąc po wejściu ustawy w życie. W wersji projektu, która trafiła do Sejmu, widniała tylko data – 31 maja. Brak przepisu przejściowego uniemożliwiałby w tym roku dopełnienie formalności związanych ze zwiększeniem płac (złośliwi szeptali w sejmowych kuluarach, że być może nie była to niestaranność, lecz świadome posunięcie). Od drugiego czytania do uchwalenia ustawy nie minęły nawet cztery godziny, mimo że opozycja zgłosiła poprawki. Sejm zdecydował, że będzie je rozpatrywał bez opiniowania przez Komisję Zdrowia, a następnie wszystkie odrzucił. Wynik głosowania był do przewidzenia, jednak i tak nie obyło się bez zaskoczeń. Za ustawą głosował niemal cały klub PiS, poza Andrzejem Sośnierzem, który pomysły Konstantego Radziwiłła konsekwentnie nazywa próbą powrotu w ochronie zdrowia do PRL. Sośnierz co prawda na posiedzeniu Komisji Zdrowia nie zabrał głosu, ale podniesienie ręki przeciw zostało w klubie zauważone. Zdziwienia nie budziła postawa posłów Kukiz.15, którzy najpierw domagali się łącznego procedowania projektów rządowego i obywatelskiego, razem z całą opozycją oskarżając PiS o hipokryzję i odcinanie się od obywateli, ale w końcowym głosowaniu podnieśli ręce razem z posłami Prawa i Sprawiedliwości. Niemniej jednak głosowanie „za” kilkunastu posłów Platformy Obywatelskiej, w tym prof. Alicji Chybickiej, było swego rodzaju niespodziewanym prezentem dla resortu zdrowia i rządu. Najpierw bezwzględna krytyka, potem poparcie? Platforma Obywatelska nie odpowiada na pytania dotyczące przebiegu tego głosowania, a szkoda, bo odpowiedź byłaby nie tylko ciekawa, ale i ważna. Co dalej z płacami? Co dalej z projektem rządowym? Co dalej z projektem obywatelskim? Tuż po uchwaleniu ustawy samorząd lekarski przypomniał o swoim jednoznacznym poparciu dla projektu obywatelskiego. Gest o tyle ważny, co w praktyce wyłącznie symboliczny. Trzeba powiedzieć jasno: projekt obywatelski przepadł. Nawet jeśli w lipcu odbędzie się jego pierwsze czytanie (bo musi), nawet jeśli trafi do Komisji Zdrowia, zostanie skazany na osławioną „zamrażarkę”. Tak utknął już półtora roku temu obywatelski projekt nowelizacji przepisów refundacyjnych, pod którym podpisy zbierało Porozumienie Zielonogórskie. Niewykluczone nawet, że zostanie powołana specjalna podkomisja, która zajęłaby się projektem obywatelskim (może to robić dowolnie długo) i monitorowała problem płac w ochronie zdrowia w kontekście wprowadzanych przez rząd zmian. O jednym tylko nie może być mowy: o poważnej pracy nad propozycją zawartą w projekcie, której nie powinno się sprowadzać wyłącznie do regulacji wzrostu płac. Projekt obywatelski wyraźnie wskazuje, że zwiększenie wynagrodzeń – realne i odpowiadające potrzebom systemu – będzie możliwe wyłącznie w sytuacji zapewnienia minimalnego, lecz zarazem wystarczającego poziomu finansowania. 6,8 proc. PKB na zdrowie to zaledwie unijna średnia. Dramatem polskiej ochrony zdrowia jest za. to, że kolejny rząd i kolejna większość parlamentarna nawet nie podejmują debaty, jak się do tej średniej zbliżyć w dającej się przewidzieć przyszłości. ■

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum