8 grudnia 2012

Bez znieczulenia

Odwołanie dyrektora Instytutu Reumatologii przez ministra Arłukowicza było dla wszystkich zaskoczeniem. I nie chodzi tu o sam fakt odwołania szefa placówki badawczej, bo to należy do ustawowych kompetencji ministra, ale o tryb i okoliczności. Warto się im przyjrzeć.
Ustawa mówi, że minister odwołuje dyrektora instytutu badawczego, jeśli ów dyrektor nie zastosuje się do zaleceń pokontrolnych, albo może odwołać go, gdy działa niezgodnie z zasadami praworządności, rzetelności i gospodarności. O pierwszym przypadku mowy nie ma, bo nie było kontroli. Chociaż, jeśli do ministra docierają informacje o możliwych nieprawidłowościach, to zgodnie z ustawą powinien zażądać od dyrektora informacji i wyjaśnień lub przeprowadzić doraźną kontrolę placówki. W przypadku potwierdzenia nieprawidłowości, polegających na naruszeniu prawa lub statutu, minister wydaje zalecenia pokontrolne oraz zobowiązuje dyrektora do ich wykonania w określonym terminie. Dopiero wtedy, gdy dyrektor nie wykona zaleceń, minister musi go odwołać. Taka ścieżka byłaby naturalna, gdyby ministrowi chodziło o prawidłowe funkcjonowanie Instytutu Reumatologii i los jego pacjentów. Skoro minister z niej nie skorzystał i zdecydował się na swego rodzaju terapię szokową, musiało mu chodzić o coś innego.
W listopadzie 2012 r. narastała sytuacja kryzysowa w służbie zdrowia. Nie było dnia, żeby media nie donosiły o kolejnych szpitalach ograniczających przyjęcia pacjentów w związku z przekroczeniem limitów. Szczególne emocje wywołała trudna sytuacja szpitali dziecięcych. Jednocześnie zbliżał się termin uzgodnienia kontraktów na rok 2013. Na Mazowszu oferta NFZ dla większości szpitali była niższa o 5-8 proc. od wartości umów z roku 2012. Zanosiło się, że większość szpitali takich propozycji nie przyjmie. A sytuacja finansowa NFZ od wielu lat nie była tak zła. Wpływy ze składek przestały rosnąć wskutek zahamowania wzrostu wynagrodzeń i utrzymującej się wysokiej stopy bezrobocia. Od początku 2012 r. rosły niezapłacone nadwykonania i długi szpitali – od stycznia zwiększyły się o ponad 17 proc.
Ministerstwo najwyraźniej poczuło się zagubione. Brakowało pomysłów na zmiany systemowe w finansowaniu usług. Coś jednak trzeba było zrobić, żeby uspokoić sytuację, zwłaszcza w mediach. Sięgnięto więc do pomysłu najprostszego – odwołania jednego z dyrektorów i narzucenia swojej narracji w mediach. Inni powinni się prze-straszyć i szybko podpisać kontrakty na kolejny rok. Jak zwykle w takich sytuacjach, liczył się pretekst, a nie fakty.
Do naruszenia zasad praworządności, rzetelności i gospodarności przecież nie doszło. Przeciwnie, dyrektor Instytutu Reumatologii, zapowiadając ograniczenia przyjęć nadlimitowych pacjentów, realizował zasadę gospodar-ności, która wymaga racjonalnego, czyli oszczędnego, wydatkowania środków publicznych. W ciągu roku nadwykonania urosły mu sześciokrotnie. Zamiast uzyskać pomoc ministra, stracił stanowisko. A że wbrew faktom? No cóż, taki jest los kozłów ofiarnych.

Archiwum