5 stycznia 2004

Moim zdaniem – A miało być tak pięknie…

PZPR, nasza ukochana partia (niech jej ziemia lekką będzie) dbała o zdrowie narodu jak nikt przedtem i potem, czego przykładem jest uchwała III Plenum KC PZPR z 30 czerwca 1980 roku, w której m.in. czytamy: Komitet Centralny PZPR uznaje wytyczne w sprawie dalszego rozwoju i doskonalenia ochrony zdrowia społeczeństw, łącznie z wystąpieniem I sekretarza KC PZPR tow. Edwarda Gierka i referatem Biura Politycznego, za podstawę działania partii. Komitet Centralny postanawia: (…) (w punkcie 3.; pierwsze dwa punkty – propagandowy bełkot – przyp. J. B.): uznać za celowe uchwalenie przez Sejm PRL-u ustawy o ochronie zdrowia społeczeństwa oraz przeprowadzenie debaty poselskiej i rozpatrzenie rządowego programu ochrony zdrowia. Klub poselski PZPR wystąpi z odpowiednimi inicjatywami w tej sprawie.
Komitet Centralny PZPR zwraca się do wszystkich Polek i Polaków, do pracowników służby zdrowia i opieki społecznej, pracowników wszystkich działów gospodarki narodowej, ludzi nauki, członków stronnictw politycznych, związków zawodowych i wszystkich organizacji społecznych skupionych we Froncie Jedności Narodu, by swoim twórczym wysiłkiem przyczynili się do tworzenia jak najlepszych warunków sprzyjających ochronie zdrowia całego społeczeństwa.
Czyż mógłby być piękniejszy apel, przepojony obywatelską troską, do społeczeństwa i rządu, niż ten, który ogłosił Komitet Centralny?
Dzisiaj SLD z równą troską dba o zdrowie narodu. Stworzyła Narodowy Fundusz Zdrowia, który jak na razie ze zdrowiem ma niewiele wspólnego. Obecnemu, trzeciemu już dyrektorowi NFZ, być może, uda się zapanować nad sytuacją – ma doświadczenie – w latach 90. był szefem Centralnego Zarządu Zdrowia MSW. Daj Boże, aby mu się udało. Na razie NFZ jest w sporze z ministrem zdrowia o głupie 900.000 złotych (podobno odzyskał już od ministra 600.000 złotych – przyp. J. B.). Na razie szpitale, przychodnie i ludzie umierają i nie zanosi się na cudowne uzdrowienie… Chyba że rząd posłucha apelu KC PZPR sprzed 23 lat.
Ruina finansowa w służbie zdrowia jest doskonałą pożywką dla upadku morale i etyki (ciągoty łapówkarskie). Jest to aspekt czysto ludzki, o wiele trudniejszy do naprawienia, szerzący spustoszenie w mentalności „białej służby”.
W serialu telewizyjnym „Na dobre i złe” (emisja 5 X 2003 r.) jeden z bohaterów, emeryt, profesor AM, Zybert (Marian Opania), żebrze o dodatkowe wykłady, aby zdobyć pieniądze na operację kolana swojej córki, Moniki, również lekarki (Jolanta Fraszyńska), i powiada: Jestem profesorem medycyny, a nie mogę pomóc swojemu dziecku (chodzi o brak pieniędzy na operację w prywatnej klinice).
I tutaj nasuwają mi się uwagi, wszystkie smutne, wręcz przerażające. Po pierwsze – w głowie się nie mieści, aby profesor medycyny z AM, a więc lekarz nietuzinkowy, o długim stażu pracy, przez całe swoje zawodowe życie nie zaoszczędził kilkudziesięciu tysięcy złotych. Świadczy to o ubóstwie lekarzy i niedocenianiu ich pracy ze strony państwa. Druga uwaga – profesor wybiera prywatną klinikę. Świadczy to o tym, że szpitale państwowe (dla plebsu) są do niczego, a więc leczenie z góry jest dzielone na lepsze i gorsze, i to nie dlatego, że lekarze są gorsi, ale że nie ma na czym pracować, a szpitale są w kompletnej ruinie finansowej i fizycznej. Trzecia uwaga dotyczy etyki zawodowej. Coraz częstsze są fakty, że lekarz od lekarza bierze pieniądze za leczenie (przykład – przypadek prof. Zyberta).
Przed wojną było nie do pomyślenia, aby profesor medycyny, tzw. sława, w swoim prywatnym gabinecie wziął choćby złotówkę za poradę i leczenie od studenta medycyny, nie mówiąc już o lekarzu. Upadek morale i etyki zawodowej sięga dna. Najgorsze jest to, że to wszystko nikogo już nie dziwi i wpisuje się w zachowania powszechne. Dzisiaj lekarz to biedak wśród wielkich bogatych – MAGNAS INTER OPES INOPS.

Jerzy Borowicz

Archiwum