24 kwietnia 2013

Paranoja wokół nas

Ostatnie nieszczęśliwe wydarzenia związane ze śmiercią dzieci wskutek bałaganu w ochronie zdrowia, które wyjaśnia co najmniej kilka zespołów różnych profesji, zmuszają do refleksji nie tylko dlatego, że są nagłaśniane w mediach.
Ile razy trzeba alarmować, protestować przeciwko złym rozwiązaniom proponowanym w ustawach i rozporządzeniach? Dlaczego głosy te nie są odbierane z należytą uwagą? Ile razy trzeba przekonywać, że nasz system ochrony zdrowia jest niedofinansowany? Nie da się tylko oszczędzać. Wszystko, co jest robione, związane z leczeniem (np. konkursy ofert NFZ), ma cięte fundusze, by za nie rozwijać biurokrację.
Nikt nie wie, po co zakładać pacjentom opaski z kodem kreskowym w sytuacji, gdy większość szpitali nie ma czytników i oprogramowania do tego systemu. Kody niczemu nie służą i nikogo po prostu na ten system nie stać. Chory może ze swoją opaską najwyżej pobiec do hipermarketu, aby sprawdzić, ile sam kosztuje.
Ciekawe jest również to, dlaczego media nie zawsze pokazują działania rządu, które skutecznie dezorganizują pomoc pacjentom. Zwalnianie dyrektorów szpitali i instytutów, narastające długi placówek ochrony zdrowia, działania mające na celu kompromitowanie autorytetów ze świata medycyny, codzienne sprawdzanie pacjentów w eWUŚ, by pod byle pretekstem nie zapłacić za ich hospitalizację – ta sfera nie zawsze interesuje dziennikarzy z głównych ośrodków medialnych.
Nie wszyscy chcą dociekać prawdy.
„Przez taniość do bylejakości” – taka jest dominująca dewiza naszego dynamicznego rozwoju, lansowana przez Ministerstwo Zdrowia i NFZ. Skutecznie dopełniają ją kary i zastraszanie lekarzy oraz brak jasnych rozwiązań lub choćby planu działania gwarantującego ochronę zdrowia obywateli. Przez ponad 30 lat mojej pracy nigdy dno nie było tak dobrze widoczne, a przewiduję, że osiągnięcie go nie jest jeszcze ostatnim słowem rządzących nami „kosmitów”.
W takim systemie, w takiej atmosferze, nie jest możliwe, aby nie zdarzyły się nieszczęścia i aby zapobiec im w przyszłości. Lekarze stają się kozłami ofiarnymi złego systemu. W każdej sprawie można znaleźć winnego, bez względu na proporcję między jego działaniem a skutkiem. Takie fakty, jak te, że rejestratorki nie dostały algorytmu zbierania wywiadu, nocna pomoc lekarska jest kontraktowana poniżej kosztów, z pogotowia ratunkowego zrobiono „kaszankę”, ustanawiając ratowników jednocześnie kierowcami, stwarzając zespoły wyjazdowe dwu- lub trzyosobowe bez lekarza, nie znajdują się w polu zainteresowania ani prokuratorów, ani dziennikarzy. Zadowalają się napiętnowaniem pionka wplątanego w sytuację bez wyjścia. Po pewnym czasie sprawa cichnie, a dyscyplina partyjna znowu obroni szefa najlepszego na świecie ministerstwa. W tym czasie minister walczył z jednym z najwybitniejszych okulistów w kraju, potem chciał wyeliminować słuch, by tym zmysłem nie posługiwano się, gdyby ktoś mądry chciał o tym wszystkim prawdę choćby szepnąć. Może jeszcze podokuczać psychiatrom, aby nie zechcieli wydać fachowych opinii o tych, którym się one należą?

Mieczysław Szatanek

Archiwum