7 lutego 2018

Terminator

Literatura i życie

„Zagrajcież mi, niechaj cofnie się świat”

Wszystkie teksty z tego cyklu mają charakter wspomnieniowy i odnoszą się do okresu sprzed 50 lub więcej lat.

Artur Dziak

W ciągu kilkudziesięciu lat pracy w Areszcie Śledczym przy ul. Rakowieckiej w Warszawie wielokrotnie otrzymywałem dowody pamięci od leczonych tam skazanych. Cokolwiek by o osadzonych mówić (pomijając naturalnie psychopatów i zboczeńców), normalni złodzieje, a nawet ci, którzy kogoś pozbawili życia, lubią i szanują swoich doktorów, a nawet przechowują we wdzięcznej pamięci.

Jest wtorek, dzień mych cotygodniowych konsultacji w ambulatorium szpitala. Wśród pacjentów jest śniady, niewysoki i szczupły, ale wyjątkowo usportowiony mężczyzna, z lekka zaciągający, jak to czynią ludzie pochodzący ze Wschodu. Przypomina mi, że przed kilkoma laty operowałem go przy Rakowieckiej i dzięki temu jest zupełnie zdrów i szczęśliwy. Wizytę swą tłumaczy tym, że w czasie pobytu zagranicą lekarze postraszyli go możliwością nawrotu groźnej dysfunkcji kręgosłupa.

Badam go i upewniam się, że mogę z powodzeniem użyć mego ulubionego powiedzenia: „Znam gorsze choroby”. Zapewniam więc, że nic mu nie grozi i na wszelki wypadek dodaję, by wystrzegał się doktorów, którzy zamiast leczyć straszą pacjentów! Kiedy po skończonych konsultacjach wracam do kliniki, przy windzie czeka badany pacjent i oświadcza, że ma do mnie słówko. – Panie profesorze
mówi jestem panu niezmiernie wdzięczny za to, co pan dla mnie uczynił, i czuję zobowiązany, tym bardziej że życie tak pokierowało, że przez wiele lat z panem profesorem spotkać się nie mogłem. Znam pana zasady, więc boję się ubrania mej wdzięczności w jakieś materialne dowody.
W każdym razie pragnę zostawić panu mój bilet wizytowy (sic!) i oświadczam, że w każdej chwili, gdyby pana spotkała jakakolwiek nieprzyjemność ze strony jakichś niedobrych ludzi, zajmę się sprawą. Gdybym był akurat zajęty, z racji tego, że jestem, jakby to powiedzieć – terminatorem, zajmą się nią moi najbliżsi współpracownicy.

Spieszę się, więc dziękuję za dobre chęci i wsiadam do windy, na koniec jednak pytam:

– A u kogo pan terminuje?

– Panie profesorze, pan mnie źle zrozumiał – pada odpowiedź.

Natychmiast orientuję się, kim jest i czym zajmuje się mój Terminator!

Pragnę jak najszybciej zakończyć rozmowę, mówię zatem, że jakkolwiek każdy dowód pamięci ze strony pacjenta cieszy leczącego lekarza, ja jednak (chociaż nie jestem bojaźliwy) z oferowanej mi pomocy nie chcę korzystać.

Po prostu boję się, by pana „asystenci”, działając w słusznej sprawie, nie skarcili nadmiernie mojego adwersarza i nie zanieczyścili mi zbytnio rodowodu!

***

Kiedy przechodzę koło spacerniaka, słyszę wesołą śpiewkę:

Nie posłuchali ojca synowie, każdy ma celę na Mokotowie.

Nie posłuchały matki córeczki, każda ma celę na Rakowieckiej”.

Pogodny nastrój mija, kiedy zbliżam się do położonego nieopodal bloku, skąd zza mocno zabudowanego okna słychać:

Przyleciał do mnie na kraty mały przyjaciel skrzydlaty,

Ujrzał więzienne me szaty i z bólem odleciał w dal”.

Tutaj, w zakładzie, przetrwały jeszcze resztki folkloru starej Warszawy! 

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum