15 listopada 2012

Polaku, ulecz się sam

Paweł Walewski
Nasi pacjenci należą do najbardziej krytycznych w Europie. W badaniach Health Barometre najsurowiej ocenili swój krajowy system opieki zdrowotnej, przez co Polska wypadła nawet gorzej niż w ubiegłym roku. Ankietowanym nie podobają się kolejki oraz to, że kiedy potrzebują szybkiej pomocy, muszą decydować się na wizyty prywatne i płacić, i to słono, z własnej kieszeni, choć są ubezpieczeni. Tylko co czwarty Polak odpowiedział twierdząco na pytanie, czy obecny system gwarantuje równy dostęp do usług medycznych. A siedmiu z dziesięciu obawia się błędów medycznych. Ocena umiejętności i doświadczenia lekarzy okazała się również najniższa, gorsza niż np. opinie Francuzów, Brytyjczyków czy Austriaków.
Co można powiedzieć o wynikach tego badania? Czy są reprezentatywne dla całego społeczeństwa i zaskakujące? Mnie nie zdziwiły, choć oczywiście liczne media natychmiast uderzyły w tarabany, że dzieje się nam krzywda, jakiej świat nie widział. Tymczasem od wielu lat międzynarodowe raporty i sondaże sytuują polską służbę zdrowia nisko w rankingach, bo choć zalicza się nas do elitarnego grona państw zamożnych (zielona wyspa w czasach kryzysu strefy euro), to opiekę medyczną mamy nadal biedną i rachityczną. A rynek prywatnych ubezpieczeń zdrowotnych jest tak płytki, że ledwo zipie. Jeśli więc w innych krajach poprawia on nastroje chorych, u nas jeszcze długo nie będzie w stanie nikogo zadowolić. Poza tym surowa ocena wystawiona przez polskich pacjentów w dużej mierze wynika z potężnych – wręcz niczym nieskrępowanych – oczekiwań, jakie zawsze mieliśmy wobec służby zdrowia. Poniekąd rozbudzają je media. Słusznie nagłaśniają jaskrawe przypadki łamania prawa, lecz często nie znają umiaru w wysuwaniu żądań pod adresem placówek medycznych i lekarzy. To stąd zapewne bierze się wspomniana nieufność i krytyka umiejętności lekarskich, choć nie znajduje ona na ogół potwierdzenia w rzeczywistości.
A przecież kolejki czy biurokracja to nie tylko polska specjalność. W innych krajach izby przyjęć również pękają w szwach i trzeba odstać (tu poprawka: najczęściej odsiedzieć w wygodnych fotelach) nawet kilka godzin. Na zabiegi wszczepienia endoprotezy też czeka się kilka miesięcy, a lekarze nie zawsze są tak idealni i szybcy jak ci z oddziału doktora House’a. Może więc, gdyby przyjąć dla wszystkich krajów identyczną miarę, a nie posiłkować się trudnymi do zweryfikowania i emocjonalnymi opiniami anonimowych ludzi, ranking poziomu opieki medycznej wypadłby w Europie inaczej? Czy Polak malkontent doceniłby uroki leczenia w publicznym szpitalu w Anglii lub Austrii tak samo jak rdzenni obywatele tych państw? Cudze chwalimy, swego nie potrafimy docenić. Zresztą poprawić również nie.

Autor jest publicystą „Polityki”.

Archiwum