24 grudnia 2004

Znajomość języków

To, że lekarze rozmawiają z sobą szczególnym językiem, jest zrozumiałe. Dziwi jednak, jeśli tej samej mowy oczekują od pacjentów.

Niedawno zachorowałem i poszedłem do lekarza w poradni, żeby mnie osłuchał. Pomyślałem, że skoro jestem pacjentem, to zachowam się jak pacjent i powiedziałem: Panie doktorze, wypiłem zimne piwo i teraz mam katar, boli mnie gardło, kaszlę, chyba dostałem grypy. A ten mnie wyśmiał: Ciekawe – rzekł z wyższością – od kiedy to od piwa dostaje się grypy. Od piwa to się głowa kiwa! Wyszedłem na idiotę. Zapewne wszyscy pacjenci u tego doktora wychodzą na idiotów, bo nie znają się na medycynie.
Ale, moim zdaniem, to sam pan doktor nie zachował się zbyt mądrze. Ma za sobą długą praktykę i nie wie, że grypą pacjenci nazywają banalne infekcje górnych dróg oddechowych. Pamiętam przestrogi jednego z moich nauczycieli zawodu, żebym w rozmowie z chorym nie używał słów i pojęć, których ten nie rozumie, oraz żebym się uczył języka niemedyków, bo będę miał problemy diagnostyczne, a nieraz terapeutyczne.
I to się doskonale sprawdza. W znanej anegdocie lekarz pyta: Kiedy pani miała stolec? – a chora odpowiada: Ja? Nigdy w życiu. Nie należy się więc dziwić, że ktoś mówi o grypie, kiedy ma stan podgorączkowy, ani zadawać pacjentowi pytań „mądrym” językiem. Nic z tego nie wyjdzie, co najwyżej zdenerwowanie i wzajemna obraza. W ten sposób prestiżu się nie zbuduje.
Z badań socjologicznych wynika, że publiczność nie rozumie treści dziennika telewizyjnego. Znaczenie takich słów, jak: inflacja, kategoria, infrastruktura, perspektywa, koncesja jest znane tylko garstce. Ale to wyrazy pochodzenia obcego. Okazuje się, że ludzie nie rozumieją także wielu polskich określeń, np.: nie zasypiać gruszek w popiele, niebieski ptak, płakać nad rozlanym mlekiem, czarny koń, gra na zwłokę, biały kruk, zapłacić wysoką cenę za coś. A zatem czy można się spodziewać, że będą wiedzieli, co znaczą takie wyrażenia, jak: niewydolność serca, stan zapalny czy infekcja kataralna?
Taki właśnie język pojawia się w publikacjach oświatowych. Pewna pani docent, odpowiadając w radiu na telefony słuchaczy, mówiła o substancjach toksycznych (zatrucie grzybami), wielonienasyconych kwasach tłuszczowych (masło a oleje w karmieniu rodziny), owrzodzeniu podudzi (kłopoty z żylakami), aż w końcu zaintrygowana dziennikarka zapytała, czy te owrzodzenia należy przekłuwać! Bo w mowie potocznej wrzód to guz z ropą. Pani docent jakoś z tego wybrnęła, ale nie wyciągnęła wniosków. Zaraz zaczęła mówić o dystalnych odcinkach kończyn

Piotr MÜLDNER-NIECKOWSKI
e-mail: pmuldner@bibl.amwaw.edu.pl

Piotr Müldner-Nieckowski
, specjalista chorób wewnętrznych, od 1970 r., gdy skończył Akademię Medyczną w Warszawie, czynnie uprawia zawód lekarza. W 1982 r. uzyskał tytuł doktora nauk medycznych. Jest również pracownikiem naukowym Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego na Wydziale Nauk Humanistycznych (Polonistyka). Napisał 40 prac językoznawczych. Od wielu lat prowadzi Poradnik Językowy w Internecie (więcej informacji o autorze w „Pulsie” nr 2/2004).
Ü

Archiwum