28 kwietnia 2015

Embargo na Seszele

Paweł Walewski

Kodeks Przejrzystości zaczyna obowiązywać w bieżącym roku. Wymyśliła go Europejska Federacja Przemysłu Farmaceutycznego, a w Polsce jego postanowienia realizować będzie INFARMA skupiająca zagranicznych producentów leków. Przedstawiciele tej organizacji są niezwykle dumni ze swojego dzieła, za pomocą którego mają zamiar poprawiać własny wizerunek. Przez lata nadszarpnięty – nie tylko w Polsce – skandalami we współpracy ze środowiskiem lekarskim. Pomysł jest zadziwiająco prosty: skoro opinia publiczna nie może zdzierżyć, że firmy farmaceutyczne sponsorują lekarzom wyjazdy na kongresy naukowe, opłacają im wykłady i fundują bankiety, to ujawnijmy te korzyści w Internecie i nikt nie postawi zarzutu, że dajemy pod stołem. Trudno o prostsze rozwiązanie, które od lat stosowane jest w USA i niektórych państwach europejskich.
Czy jednak w Polsce nie odbije się czkawką, skoro jesteśmy krajem, gdzie akceptuje się horrendalne stawki celebrytów i wszyscy na pamięć znają listę płac dziennikarzy występujących w telewizji, ale nikt nie pozwoli, by profesorzy otrzymywali za swoje wykłady podobne gaże? Tak oto pamiętne powiedzenie byłego wicepremiera „Pokaż lekarzu, co masz w garażu” w osobliwy sposób nabiera innego znaczenia, ponoć ucywilizowanego. Pytanie tylko, czy otoczenie w równie cywilizowany sposób potrafi tę przejrzystość prześwietlać i czy w ogóle do czegoś (poza zazdrością) jest mu to potrzebne?
Dobrze, że w Kodeksie Przejrzystości pojawiła się furtka, którą lekarze mogą zamknąć, jeśli cenią swoją prywatność bardziej niż populistyczne idee. Tą furtką jest brak zgody na upublicznianie wszystkich informacji na swój temat, zgodnie z ustawą o ochronie danych osobowych. Już słychać pomruk niezadowolonych z takiego obrotu sprawy: „nie rozumiecie, co znaczy przejrzystość!”, „zaufanie można budować, pokazując, że nie ma się nic do ukrycia!”. Nie rozumiem w takim razie, dlaczego INFARMA nie chce w ramach swojego kodeksu ujawniać wydatków na badania kliniczne (będą sumowane bez wskazania, ile wypłacono konkretnemu lekarzowi lub szpitalowi). Ponoć takie informacje są poufne, bo dotyczą indywidualnych strategii rynkowych. Czyli twórców kodeksu nie za bardzo interesuje, czym może się skończyć dla lekarza podawanie w sieci jego danych o dochodach ze współpracy, ale jeśli ma na tym stracić firma – to lepiej się nie wychylać. Kali z Sienkiewiczowskiej powieści „W pustyni i w puszczy” rozgrzeszał swoje występki w podobny sposób.
Na szczęście minęły czasy, kiedy niektórzy lekarze wysuwali pod adresem firm farmaceutycznych niebotyczne żądania, wozili się z rodzinami na ich koszt po świecie i udawali przy tym, że pracują naukowo. Obecny Kodeks Przejrzystości to w dużej mierze reakcja koncernów na takie zachowania. Niestety, reakcja spóźniona, która może wywołać całkowicie niepotrzebny ferment.

Autor jest publicystą „Polityki”.

Archiwum