22 czerwca 2008

Dlaczego topnieją kadry medyczne?

Wyjazdy do pracy w państwach Europy Zachodniej nie są zjawiskiem nowym. Pierwsi byli anestezjolodzy, którzy wyjeżdżali już w latach 70. i 80. Ale lekarze innych specjalności też znajdowali zatrudnienie za granicą. Początkowo było nieco trudniej – trzeba było nostryfikować dyplom. Gdy w 2004 r. w Europie weszły w życie przepisy, które ustanawiały 48-godzinny tydzień pracy lekarzy, w wielu krajach – np. w Niemczech, Hiszpanii i Anglii – zaczęło brakować medyków. Nagle polski dyplom przestał być w tamtych państwach przeszkodą do podjęcia pracy w zawodzie. Poszczególne kraje liberalizowały swoje przepisy, aby lekarz mógł się w nich zatrudnić, wystarczyła już tylko znajomość języka. Niektóre poszły jeszcze dalej, np. Duńczycy proponują już zainteresowanym naukę swojego języka.

Trudno się dziwić, że polscy lekarze korzystają z tych ofert. Po 2004 r. zachodnie rynki medyczne są szeroko otwarte dla wszystkich specjalności, w tym także dla ortopedii i traumatologii narządu ruchu, tzw. urazówki kostno-stawowej. Moi koledzy ortopedzi wyjeżdżają na różne kontrakty, stałe i czasowe, np. na 2 tygodnie co miesiąc. Dziś jest to możliwe.

Ale przyczyny braku kadr medycznych leżą nie tylko w zmianie przepisów o czasie zatrudnienia. Są głębsze. Zawód lekarza w Europie, podobnie jak w Polsce, stał się mniej atrakcyjny. Współcześnie daje on za mało korzyści w stosunku do obciążeń, na które składają się: stres, długi okres kształcenia, uciążliwe godziny pracy, a także odpowiedzialność prawna.

W ostatnich latach opinia publiczna, w tym media, obciąża lekarzy odpowiedzialnością prawną niewspółmiernie do stanu faktycznego. Każdy błąd, zawiniony i niezawiniony, może stać się pretekstem do osądzenia lekarza jeszcze przed wydaniem prawomocnego wyroku.

Rośnie odpowiedzialność, natomiast zmniejszają się zarobki. W krajach zachodnich jest mniej chętnych do kształcenia się w zawodzie lekarza. Stąd wielu w tych krajach jest medyków obcokrajowców, m.in. z Trzeciego Świata. Zdarza się również, że lekarze z Europy Zachodniej rezygnują z zawodu. Mają dość stresu i zagrożenia, zmieniają zainteresowania i decydują się na inne zajęcie. Znam wziętego ortopedę z Holandii, który odchodzi z zawodu, ale, oczywiście, nie stanie mu się krzywda. Znajdzie ciekawe i intratne, a mniej obciążające zajęcie. Bowiem lekarze, ze względu na swe wykształcenia i nabyte umiejętności uczenia się, są dobrze przygotowani do znalezienia sobie miejsca na rynku pracy.
Ortopedia to jedna z najcięższych dyscyplin medycznych, dlatego w niej kryzys następuje najszybciej. Praca lekarza ortopedy na ostrym dyżurze, kontakt z dramatycznymi zdarzeniami, które – po kilkunastu latach doświadczeń – śmiało mogę nazwać „polem walki”, stanowi duży stres. Nie wszyscy to wytrzymują. Dyżury to często traumatyczne przeżycia przy ratowaniu poszkodowanych. Moim zdaniem, zupełnie nie dla kobiet.

Chęć specjalizowania się w ortopedii i traumatologii zgłasza niewielu młodych lekarzy. Widzę też pewne różnice w podejściu do zawodu lekarza między starszym i młodszym pokoleniem. Ci, którzy rozpoczynali pracę kilkanaście lat temu, nie mieli wielkich oczekiwań i wymagań. W tamtym czasie całe społeczeństwo ich nie miało. Młodzi lekarze, rozpoczynający obecnie życie zawodowe, obserwują swoich równolatków, którzy nie uczyli się tak długo i intensywnie, którzy dużo szybciej wystartowali i mają już pewien dorobek, głównie materialny. Zazdroszczą im i chcieliby żyć tak samo. Być może to dopiero oni wywalczą zmiany na lepsze dla naszego zawodu.
My, starsi lekarze, po latach przyzwyczailiśmy się do zgrzebnych oddziałów, łóżek – dostawek na korytarzach i niskich pensji. Musieliśmy to akceptować. Pokolenie MTV już nie. Dla nich dobre samochody i inne symbole dobrobytu są czymś normalnym, młodzi lekarze chcą żyć na wyższym poziomie. W związku z tym wybierają takie miejsca pracy, które im to umożliwią. I dlatego emigrują. Wprawdzie na Zachodzie lukratywnych miejsc pracy też jest mało i nie każdy ortopeda zarabia milion dolarów, ale średnia zarobków jest zdecydowanie wyższa niż u nas.
Praca i tu, i tam jest ciężka. Ale warunki pracy na Zachodzie są lepsze. Podam przykład: lekarz ortopeda w stosunkowo młodym wieku przeszedł poważną operację serca. Musi prowadzić oszczędny tryb życia. Ciężka praca z dyżurami jest wykluczona. W polskich warunkach, ze względu na sytuację swojego oddziału, konieczność podpisania opt-out, musiałby podejmować zadania ponad siły. A w jednym z krajów zachodnich, gdzie mu zaproponowano etat, będzie pracował tylko 48 godzin. A zarobi wystarczająco dużo.
Czy są jakieś rozwiązania, które pozwolą zatrzymać lekarzy w kraju? Liczę na szybką realizację obietnic minister Ewy Kopacz dotyczących zarobków. Być może dobrym rozwiązaniem byłoby premiowanie najlepszych lekarzy na oddziałach. Część pieniędzy wypracowanych przez oddział powinna pozostawać do dyspozycji ordynatora, który dzieliłby je między lekarzy, pielęgniarki, salowe i cały personel, a na oddziałach zabiegowych także między pracowników bloku operacyjnego.
Znam wysokość kontraktu mojego oddziału. Wiem, jak pracują poszczególni ludzie, mogę ich motywować premią. Ale na to muszę mieć pieniądze, które wypracowuje mój oddział. W niektórych krajach zachodnich funkcjonuje taki system.
Nie uważam, aby określenie: „3 czy 4 średnie pensje krajowe dla lekarza” było dobrym rozwiązaniem. Już w socjalizmie mieliśmy hasło: „takie same pensje, bo równe żołądki”. Oczywiście, musi być ustalona najniższa pensja lekarza, ale za dobrą pracę, zaangażowanie należy premiować. Trzeba też brać pod uwagę jego umiejętności, często bezcenne, oraz fakt, że uczy młodszych kolegów. Podawanie do publicznej wiadomości informacji o wysokości zarobków niektórych lekarzy (11-17 tys.), bez uściślenia, ile godzin musieli pracować, aby otrzymać taką sumę, jest dezinformowaniem społeczeństwa.
Odpowiedni system wynagradzania może być drogą do chwilowej poprawy stanu kadrowego chirurgii i ortopedii. Ale trzeba też pracować nad długofalowym programem zapobiegania kryzysowi.
oprac. Mkr

Jacek BENDEK
Autor jest dr. n. med., ortopedą, ordynatorem Oddziału Chirurgii Urazowo-Ortopedycznej w Szpitalu Bielańskim

Archiwum