23 kwietnia 2003

Od redaktora naczelnego

Tegoroczny prima aprilis pobił wszystkie rekordy. Tuż przed pierwszym kwietnia wydawać się mogło, że hitem będzie pomysł ustawy o sprawowaniu pieczy nad należytym wykonywaniem zawodów zaufania publicznego i o nadzorze nad działalnością samorządów zawodowych…, który trafił do izby lekarskiej i pozostałych piętnastu samorządów zawodowych. Zakłada ona nadzór odpowiednich ministrów, paraliżujący właściwie wszelkie działania samorządów (jeden z naszych publicystów mówi o „trzymaniu w garści”), scedowanie wielu zadań (rzecznik, sąd, prawa wykonywania zawodu i zapewnienie kształcenia ustawicznego) na samorządy – bez pieniędzy na to wszystko – to zaprzeczenie modelu społeczeństwa obywatelskiego i wszelkiej odpowiedzialności państwa. To nie żarty.
Nieśmieszna jest też plątanina wiadomości, które w ostatniej chwili przyszło nam na łamach „Pulsu” zamieszczać, wycofywać, wklejać, wymazywać. W ciągu jednego dnia personalia zdusiły całkowicie sens informacji o Narodowym Funduszu Zdrowia i Ministerstwie Zdrowia.
Mieliśmy jednego ministra zdrowia, dziś go nie mamy – podobno jest nowy, ale jeszcze na pewno nie wiadomo. Mieliśmy program resortu – być może jest ten sam, ale nie na pewno. Z racji częstotliwości ukazywania się „Pulsu” dopiero za miesiąc okaże się, co było żartem. Prima aprilis!!!

Pamiętając o Roku Gałczyńskiego – czytamy mistrza.

„Donoszę, panie naczelniku,
że przed godziną moja żona
się zapytała: – Co to jest
takiego grupa Laokoona?

Czułem, że tu jest coś z otchłani,
A właśnie był na obiad śledź;
Śledź mi jak dyszel stanął w krtani:
– Musisz z nią coś wspólnego mieć!

Z tą grupą! – rzekłem jak we mgle
od strachu. – Znamy doskonale
parlamentarne grupy, ale
tej „Grupy Laokoona” nie!
(…)

Ewa Gwiazdowicz

Archiwum