4 grudnia 2020

Węzeł gordyjski

Marek Balicki

Zapewne niektórzy parlamentarzyści podpisani pod wnioskiem do Trybunału Konstytucyjnego w sprawie niekonstytucyjności embriopatologicznej przesłanki przerywania ciąży żałują dzisiaj swego kroku. Wyrok, którego treści można się było przecież spodziewać, znacznie przyspieszy liberalizację prawa aborcyjnego w Polsce. Powiedzieć, że będzie to wbrew ich intencjom, to jakby nic nie powiedzieć. I nastąpi to w ciągu najbliższych kilku lat.

Wyrok nieodwracalnie naruszył stan prawny utrzymywany od blisko ćwierćwiecza przez główne siły polityczne w Polsce, które w tym czasie sprawowały władzę. Na marginesie: trudno ten stan nazywać kompromisem. Rozstrzygnięcie konfliktu nastąpiło bowiem w wyniku wyroku Trybunału Konstytucyjnego, a nie przyjęcia wspólnego stanowiska przez strony sporu. Wyrok został wydany w 1996, rok po uchwaleniu ustawy dopuszczającej przerywanie ciąży również w przypadku ciężkich warunków życiowych lub trudnej sytuacji osobistej kobiety. I tę przesłankę Trybunał Konstytucyjny wówczas zakwestionował, wchodząc, co podkreślało wielu krytyków, w rolę ustawodawcy. Warto przypomnieć, że wcześniej Sejm odrzucił wniosek o referendum w sprawie aborcji poparty przez półtora miliona Polek i Polaków.

Obecnie została przekroczona jakaś nieprzekraczalna granica w sferze poczucia wartości i godności. Wyraźnie widać, że coś pękło, coś się wylało i powrót do status quo ante jest w dłuższej perspektywie niemożliwy. Świadczy o tym szeroki zasięg i pokoleniowy charakter ostatnich protestów. Ich zapowiedź mieliśmy zresztą już w 2016 r., w czarny poniedziałek. Ale zasadnicze zmiany nadejdą w ciągu kilku najbliższych lat. I nie będzie to łatwa droga.

Tu i teraz mamy jednak wyrok i jego skutki w postaci dramatycznego pogorszenia sytuacji tysięcy kobiet, jeśli badania prenatalne lub inne przesłanki medyczne wskażą duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej życiu dziecka. Trudno nie zgodzić się z prof. Ewą Łętowską, która mówi, że wyrok jest faktem i niezależnie od oceny legitymizacji Trybunału Konstytucyjnego pozostaje jedynie ustawowa droga skutecznej ochrony kobiet po jego ogłoszeniu. Prawnicy twierdzą, że państwo nie może narzucać kobiecie poświęceń, które przekraczałyby zwykłą miarę utrudnień i ofiar, jakie wynikają z ciąży, porodu i wychowania dziecka. Wystarczy nawet minimalny poziom empatii, żeby się z tą opinią zgodzić. Ustawa jest więc konieczna, ale w kształcie dającym realne możliwości decydowania przez kobietę w tych sytuacjach.

Prof. Łętowska wyjaśniła, że takie przeciąganie liny między władzą ustawodawczą a sądem kontrolującym konstytucyjność ustaw jest normalne w naszym świecie. W 1975 r. niemiecki Federalny Trybunał Konstytucyjny uznał uchwaloną rok wcześniej dekryminalizację aborcji na żądanie do 12. tygodnia ciąży za sprzeczną z konstytucją. Jednak w kolejnym roku niemiecki ustawodawca przyjął nowelizację kodeksu karnego dopuszczającą aborcję także z przesłanek społecznych.

I na zakończenie. W czasie kampanii na rzecz liberalizacji prawa aborcyjnego w Niemczech na początku lat 70. XX w. ponad 300 znanych kobiet przyznało się publicznie do przerwania ciąży. Po kilku latach także 300 lekarzy wyznało publicznie, że pomogli kobietom w przerwaniu ciąży, nie czerpiąc z tego tytułu żadnych korzyści finansowych. Przyspieszyło to niewątpliwie proces zmiany prawa w Niemczech. Czy u nas również jest to możliwe?

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum