28 lutego 2014

Śmierlenie chore ambicje

W połowie stycznia media znów obiegła wiadomość o śmierci dziecka. Półroczna Basia trafiła do szpitala w Kutnie dwa dni po szczepieniu, z objawami zapalenia płuc. Kiedy stan dziewczynki gwałtownie się pogorszył, szpital wezwał karetkę, by przewieźć ją do szpitala specjalistycznego. Na przyjazd ambulansu czekał trzy godziny. Dziecko zmarło. Kilka dni później dowiedzieliśmy się o śmierci dziewczynki w Krakowie. Tym razem od wezwania karetki przez szpital do jej przyjazdu minęła prawie godzina. Być może życia dziecku i tak nic by nie uratowało, ale niepokojem musi napawać fakt, że transport między szpitalami jest poza systemem ratownictwa i czas się tu liczy godzinami, a nie minutami.
Szpitale często zawierają kontrakty na przewóz swoich chorych ze stacjami pogotowia ratunkowego, dla których jest to dodatkowa działalność komercyjna. Takie rozwiązanie może się sprawdzać na co dzień, podczas transportu chorego na specjalistyczne badanie czy zaplanowany zabieg, ale nie w dramatycznej sytuacji nagłego załamania zdrowia. Dla systemu ratownictwa nie przewidziano procedury „na ratunek”, jeśli chory jest już w szpitalu. Ze szkodą dla pacjentów.
Wielką szkodą dla ciężko chorych jest też brak jednolitych zasad reakcji pogotowia na wezwanie do domu.
To prawda, że bardzo często pogotowie jest wzywane niepotrzebnie, ale kiedy odmawia przyjazdu w przypadku uzasadnionym, dochodzi do tragedii. Niespełna rok temu 2,5-letnia Dominika zmarła, bo trafiła do szpitala za późno. Wiele godzin wcześniej matka bezskutecznie próbowała wezwać karetkę. Dyspozytor pogotowia odesłał ją do nocnej pomocy lekarskiej. Nocna pomoc okazała się fikcją.
Przypadek stał się głośny za sprawą Jurka Owsiaka. Wtedy minister zdrowia zapewniał, że rychło doprowadzi do poprawy. Podczas wspólnej z Owsiakiem konferencji transmitowanej w telewizji zaprosił do współpracy WOŚP. Orkiestra miała już niemal gotowy algorytm postępowania dla dyspozytorów pogotowia. Opracowali go specjaliści z dziedziny ratownictwa, opierając się na wzorcach krajów, w których taki zbiór pytań i rekomendacji jest stosowany od lat i się sprawdza. Algorytm udostępniła WOŚP „Medycyna Praktyczna”. Za darmo.
Teraz się okazało, że mamy nie jeden, ale dwa konkurujące ze sobą algorytmy postępowania dyspozytorów, bo dyrektorom stacji pogotowia nie podobała się krytyka Owsiaka. Stworzyli więc własny zespół, opracowali własny algorytm i zaczęli już nawet szkolić personel.
Od lipca wszystkie stacje pogotowia ratunkowego mają się posługiwać algorytmem. Tylko minister zdrowia w swoim rozporządzeniu nie sprecyzował, którym.
Nie podejmuję się oceny, czyj algorytm jest lepszy. Istotę sprawy stanowi to, że znowu została zmarnowana inicjatywa społeczna. Znowu polskie piekiełko i ambicjonalna przepychanka zwyciężyły nad interesem pacjentów.
Nie wypada już się dziwić, że minister Arłukowicz dopuścił do sytuacji, w której zamiast do podjęcia wspólnej pracy doszło do chorej konkurencji. W końcu gdyby firmował stworzenie wspólnego algorytmu, musiałby wziąć odpowiedzialność za pracę pogotowia. A dotychczasową metodą jego urzędowania jest unikanie wszelkiej odpowiedzialności i wynajdywanie kozłów ofiarnych. To pomaga mu trwać na stanowisku, mimo powszechnej krytyki.
Ochrona zdrowia to taka dziedzina usług publicznych, której absolutnie nie służą spory polityczne, działania poszczególnych lobbystów, względy ambicjonalne i interesy finansowe poszczególnych uczestników systemu.
Zadaniem władz ochrony zdrowia jest eliminacja takich okoliczności, które mogą obracać się przeciwko pacjentowi.

Elżbieta Cichocka

Archiwum