10 grudnia 2021

Rola systemu („Jestem lekarzem, jestem człowiekiem”)

Trudno w trzyminutowym filmie wyrazić wszystko, co się dzieje i co się odczuwa podczas 24-godzinnego dyżuru na SOR. Oddanie sedna rzeczy zależy przede wszystkim od reżysera. Reakcje na film dowodzą, że Łukasz Palkowski świetnie wyczuł ideę „Jestem lekarzem, jestem człowiekiem”. Z reżyserem o kulisach pracy nad filmem rozmawiała Renata Jeziółkowska.

Dlaczego przyjął pan propozycję zrobienia filmu dla izby lekarskiej?

Zwykle odpowiadam na takie pytanie – z chciwości. To nie jest ten przypadek. Nieczęsto bywam u lekarza, bo mam szczęście być zdrowy. Poznałem pracę lekarzy bardziej przy robieniu filmu „Bogowie”, kiedy zobaczyłem zupełnie nowy wszechświat skonfrontowany z moimi mglistymi wyobrażeniami. Autentycznie poznałem nowy świat, który był niezwykle fascynujący, a przy tym pełen tak gigantycznej odpowiedzialności. Większość ludzi najzwyczajniej nie nadawałaby się do tej pracy, ponieważ nie byłaby w stanie unieść ciężaru tego zawodu.

Obecnie mój kontakt z lekarzami ograniczył się do szczepień przeciw COVID–19 i może nie do końca śledzę wszystko, co dzieje się w mediach, ale gdzieś to wszystko zaczęło się potwierdzać. To znaczy jakiś ogromny konflikt w relacji lekarz – pacjent, hejt w stosunku do lekarzy. Kiedy więc zrodził się pomysł, że powstanie kampania i film, który miałby w jakiś sposób zacząć drogę prowadzącą do porozumienia między pacjentem a lekarzem, mogłem tylko być wdzięczny, że ktoś pomyślał o tym, że mógłbym się do tego przyczynić.

To nie jest pierwszy film o lekarzach, który pan kręcił. Bywał pan na planach w szpitalu, a ostatnio na otwartym SOR musiał pan wniknąć w rzeczywistość lekarską, szpitalną, systemową. Pewnie zatem ma pan spostrzeżenia na temat lekarzy, ochrony zdrowia w Polsce, szpitali.

Obserwowałem, z czym się mierzą lekarze, oprócz samego kontaktu z pacjentem, jak niewiele mają narzędzi, jak trudna jest to praca przez to, że cały system, który nad tym stoi, nie pomaga po prostu. Porównałem sobie to do kopania tunelu łyżeczką do herbaty, bo to mniej więcej tak dla mnie wygląda. Te narzędzia są absolutnie niewystarczające. Kiedy kręciliśmy jedną ze scen na SOR, nagle zabrakło łóżek, a my zajmowaliśmy jedno z nich. Oczywiście, natychmiast je oddaliśmy, ale to wszystko, co słyszymy – a wydaje się plotkami – to realne rzeczy. Ciężka, bardzo wymagająca praca, którą widziałem na SOR, gdzie lekarze próbują pomagać pacjentom. Wręcz sobie nie wyobrażam, jak może się to spotykać z różnego rodzaju niewdzięcznością, najczęściej niewdzięcznością ludzi, którzy jeszcze nie byli w tej sytuacji, kiedy potrzebują lekarza, bo to chyba tak wygląda. W każdym razie to, co ja widziałem, tylko pogłębia we mnie szacunek do tej pracy.

W naszym filmie wystąpili ci sami aktorzy, co w „Bogach”. Przewijają się podobne motywy, np. kawa „plujka”. Na czym polegała inspiracja „Bogami” w tym filmie, a gdzie było całkowite odcięcie się od tamtego przekazu?

Nie wiem, czy możemy mówić o odcięciu, bo mimo że film miał tytuł „Bogowie”, chyba też opowiadał o tym, że nasi bohaterowie nie chcą być tak postrzegani, nie chcą być panami życia i śmierci, choć w mniemaniu wielu ludzi może to tak wyglądać. Dla nas bardzo kuszące było to, żeby w tym „bogowym” gronie spotkać się na planie kolejny raz. Była świetna ku temu okazja, a też jakaś figura stylistyczna, którą kiedyś tym filmem wypracowaliśmy, a tu mogliśmy się nią posłużyć, idąc odrobinkę na skróty, ponieważ relację między naszymi postaciami zapożyczyliśmy sobie z „Bogów”. Ona w świadomości widzów już istnieje. Mamy jakiś rodzaj kontynuacji. To dosłownie kilkuminutowy film i taka baza skojarzeń, jakie może mieć widz, bardzo będzie pomagała w zrozumieniu go. A ja miałem okazję spotkania z kumplami.

W filmie ukazany jest lekarz, który reanimuje, pomaga pacjentowi, ratuje życie, a za chwilę tonie w stosie dokumentów, przybija pieczątki… Pacjenci nie bardzo zdają sobie sprawę, że lekarz musi nie tylko leczyć, ale wykonać wiele nudnych i bardzo uciążliwych czynności.

Ja też nie zdawałem sobie z tego sprawy. Nie rozumiem, mówiąc szczerze, jak system (bo to chyba lepsze określenie tej góry przepisów, które obowiązują lekarzy) może pozwalać, by lekarz musiał wypełniać osobiście gigantyczną ilość papierów, podczas gdy pacjenci czekają. A on musi to zrobić, bo nikt dalej nie zajmie się zbadanym przez niego pacjentem, jeśli dokumenty nie będą gotowe. Dla mnie to absurd. Te procedury powinny być dużo prostsze, bo nikt na tym nie zyskuje.

Zwłaszcza że za mało jest lekarzy…

Właśnie, i dlatego powinni być lepiej wykorzystywani. Myślę, że przybicie pieczątki czy wydrukowanie dokumentów itd. nie wymaga kompetencji lekarskich, a te przydałyby się pewnie w tym czasie w innym miejscu.

Aktor musi być wiarygodny w roli lekarza. Jak wyglądają konsultacje na planie z prawdziwymi lekarzami?

Mieliśmy o tyle łatwiej, że już był jakiś background po poprzednich przygodach. To oczywiście trwa różnie, w zależności od projektu i dziedziny. W przypadku kardiochirurgii odbywaliśmy szkolenia i wszelkie konsultacje trwały ponad pół roku, z odwiedzinami w różnych klinikach w całej Polsce, ale głównie w Zabrzu i Aninie. Przeszliśmy przyspieszone studia medyczne właściwie. Sporo już zapomnieliśmy z tego, ale coś tam zostało bardzo ogólnie zarysowane w głowie. I w tym przypadku, i w wielu podobnych dwutorowo prowadzimy konsultacje, tzn. najpierw merytorycznie sprawdzamy scenariusz, czy nie napisaliśmy jakichś kompletnych bzdur, zanim aktorzy się tych bzdur nauczą, więc dobrze jest, kiedy dostają test po konsultacjach. Następnie odbywają się konsultacje bezpo-średnio na planie, bo nie wiemy, jak przeprowadzić reanimację, jak coś podłączyć, jak przeprowadzić masaż serca, jak wykonać USG. Wydaje nam się, że coś na ten temat wiemy, mamy jakieś wyobrażenie, bo kiedyś to wiedzieliśmy, ale w momencie, kiedy mamy jednego aktora leżącego, drugiego stojącego nad nim ze sprzętem w dłoniach, pojawia się pytanie: „Dobra, to co ja mam robić?”. I teraz albo ja zmyślam, tworząc kolejną bzdurę, albo jest ze mną ktoś, kto posiada wiedzę, najczęściej lekarz, który jest naszym konsultantem, i prowadzi nas za rączkę. Wtedy aktor musi stanąć już na wysokości zadania i wykonywać czynność, którą robi pierwszy raz w życiu, żeby wyglądało, jakby robił to całe życie.

Zdarzały się na planie sytuacje zaskakujące, związane z konsultacjami? Może jakieś spory?

Przy „Bogach” mieliśmy taką sytuację: odwiedził nas prof. Zembala podczas sceny operacji. Był również nasz konsultant. Obaj mieli zupełnie inny pomysł na przeprowadzenie tej operacji. My staliśmy, jak głupki, patrząc na to, jak oni się kłócą. A dochodziło do tego, że któryś krzyczał: „Zabijesz pacjenta, idioto” itd. Wkroczyłem po godzinie takiej awantury…

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum