15 grudnia 2017

Zdrowie plus. Ale co to znaczy?

Konferencja Okręgowej Izby Lekarskiej w Warszawie

Małgorzata Solecka

Pod koniec listopada Okręgowa Izba Lekarska w Warszawie zorganizowała konferencję „Inwestycje społeczne ZDROWIE+”, która jednocześnie była pierwszą okazją do spotkania zdrowotnego, systemowego think tanku, powołanego przez warszawski samorząd lekarski.

W pierwszej części konferencji uczestniczył minister zdrowia Konstanty Radziwiłł. Szef resortu zdrowia przekonywał, że rząd Prawa i Sprawiedliwości nie tylko doskonale rozumie sensowność traktowania wydatków na zdrowie jako inwestowania w społeczeństwo, ale również te wydatki zwiększa. Jednak gdy prezes OIL w Warszawie Andrzej Sawoni mówił o celu środowiska lekarskiego (i szerzej – medycznego), jakim jest podniesienie środków na ochronę zdrowia do 6,8 proc. PKB w ciągu trzech lat, Konstanty Radziwiłł konsekwentnie przedstawiał rządowy projekt 6 proc. PKB jako maksimum tego, co można w tej chwili (a raczej – w ciągu ośmiu lat) osiągnąć.

W wystąpieniu ministra próżno było też szukać nawiązania do stałych postulatów ekspertów i praktyków, zajmujących się zarządzaniem placówkami medycznymi, takich jak współpłacenie przez pacjentów za świadczenia medyczne w ramach publicznego systemu. W Polsce co prawda poziom współpłacenia – o czym również była mowa na konferencji – należy do najwyższych w Europie, ale w praktyce, poza wydatkami na leki, realizuje się wyłącznie w sektorze prywatnym.

Polskie szpitale publiczne są zadłużone na ponad 11 mld zł. Według planów ministra zdrowia sytuację placówek poprawi sieć szpitali, ale również zaplanowane przez rząd zwiększenie puli środków przeznaczonych na ochronę zdrowia. W listopadzie Sejm uchwalił ustawę podnoszącą finansowanie ochrony zdrowia do 6 proc. PKB, ale wzrost ma być rozłożony aż na osiem lat. Czy rzeczywiście jest to ustawa „Zdrowie+”, jak przekonuje szef resortu zdrowia?

Swoimi doświadczeniami z zakresu organizacji i finansowania ochrony zdrowia dzielił się z uczestnikami Kjeld Moller Pedersen, profesor ekonomii i polityki zdrowia Center of Health Economics Research, COHERE Syddansk Universitet/University of Southern Denmark. Duński system opieki zdrowotnej od lat utrzymuje się na szczycie wszelkich rankingów międzynarodowych – zarówno eksperckich, jak i konsumenckich. Czy możliwa jest implementacja, choćby częściowa, doświadczeń Danii? Czy Polska w ogóle powinna się oglądać na kraje takie jak Dania – wielokrotnie zamożniejsze, z ugruntowanym systemem podatkowym i socjalnym, a w dodatku z mniejszą liczbą mieszkańców? Dość powiedzieć, że duński system opieki zdrowotnej, przynajmniej w podstawowym kształcie, w tym roku świętuje 125. urodziny. Wydaje się, że wszystko przemawia za tym, by o wszelkich porównaniach i inspirowaniu się zapomnieć.

Takie podejście, czego dowodził przebieg dyskusji nad wystąpieniem duńskiego gościa oraz koreferatem wygłoszonym przez Romualda Krajewskiego, wiceprezesa Naczelnej Rady Lekarskiej, byłoby błędem. Nawet jeśli wiadomo, że znacząca część duńskich rozwiązań w polskich warunkach nie ma szans się sprawdzić, zawsze warto wiedzieć, jak system ochrony zdrowia budują inni. Wnioski są pouczające.

Czego Polska mogłaby się nauczyć od Danii w zakresie tworzenia sprawnego systemu? W Danii 80 proc. kosztów systemu ochrony zdrowia pokrywa się z podatków. 17 proc. środków pochodzi z kieszeni obywateli (zarówno w formie dopłat bezpośrednich, przede wszystkim za leki i leczenie stomatologiczne dorosłych, jak i dodatkowych ubezpieczeń), reszta – z budżetów samorządów. W Polsce udział obywateli w finansowaniu świadczeń zdrowotnych, mimo dużo mniejszej zamożności społeczeństwa, jest o blisko 100 proc. wyższy  i pociąga za sobą ogromne problemy z dostępnością leczenia, zwłaszcza dla defaworyzowanych grup społecznych (osób z małymi dochodami i niższym poziomem wykształcenia). Potwierdzają to dane opublikowane w listopadzie przez Komisję Europejską, która co dwa lata zamierza przedstawiać własny raport o systemach ochrony zdrowia w krajach członkowskich.

W Danii wszyscy obywatele mają zagwarantowane faktyczne korzystanie z opieki medycznej. Szczególną opiekę tamtejszy system gwarantuje dzieciom i młodzieży, np. bezpłatne leczenie stomatologiczne. Dorośli Duńczycy również nie mają powodów do narzekań (i nie narzekają, bo ponad 90 proc. z nich wystawia systemowi oceny dobre i bardzo dobre). Faktyczny dostęp do opieki zdrowotnej to m.in. prawnie zagwarantowany maksymalny czas oczekiwania na świadczenie szpitalne (diagnozę, rozpoczęcie leczenia) wynoszący 30 dni. Jeśli z jakichś powodów publiczna służba zdrowia nie jest w stanie dotrzymać terminu, pacjent ma prawo bezpłatnie skorzystać z leczenia prywatnego.

Niemal wszystkie szpitale w Danii są własnością publiczną, ale ambulatoryjna opieka zdrowotna (zarówno poradnie lekarzy rodzinnych, jak i specjalistów) jest w rękach prywatnych i świadczy usługi na podstawie kontraktów zawieranych z regionami (które pieniądze otrzymują z budżetu państwa). Duńczycy ogromną wagę przywiązują do podstawowej opieki zdrowotnej. – Jeden lekarz opiekuje się 1,6 tys. pacjentów. Nawet 90 proc. osób przynajmniej raz w roku kontaktuje się ze swoim lekarzem, włączając w tę statystykę kontakt telefoniczny lub e-mailowy. Średnia liczba kontaktów wynosi siedem, osiem rocznie – mówił prof. Pedersen. Lekarz POZ decyduje praktycznie o wszystkim, co dotyczy leczenia pacjenta na wyższych szczeblach systemu (w poradniach specjalistycznych, szpitalach), koordynuje też kwestie związane z rehabilitacją.

Prof. Romuald Krajewski, komentując wystąpienie duńskiego gościa, zwracał uwagę na najbardziej oczywiste różnice między Polską a Danią. Kilkakrotnie niższy nasz PKB, kilkakrotnie mniejsze nakłady na ochronę zdrowia w przeliczeniu na mieszkańca, nawet z uwzględnieniem siły nabywczej. Ale również dużo niższy poziom zaufania pacjentów, zarówno do systemu, jak i do lekarzy, których chorzy (lub tylko potrzebujący porady) posądzają o to, że zamiast leczyć, ograniczają dostępność terapii i badań.

Na inne różnice między Polską a Danią zwracali uwagę uczestnicy dyskusji panelowej. Marek Wesołowski, prezes SGA, firmy, która wspiera zarządzanie szpitalami, zwracał uwagę, że w Danii ostre dyżury pełni mniej niż 30 szpitali. – Z obliczeń, w których weźmiemy pod uwagę tylko liczbę ludności, wynika, że w Polsce powinno być około 180 takich placówek. A przecież nie mamy wysp, przez ostatnich kilkanaście lat inwestowaliśmy w drogi. Średni czas dojazdu polskiego pacjenta do szpitala wynosi w tej chwili 13 minut! – przypominał.

Od razu okazało się, że postulat racjonalizacji bazy szpitalnej, który od lat towarzyszy wszystkim dyskusjom o reformach w ochronie zdrowia, jest z kategorii „słuszne, nie do spełnienia”. – Miałem okazję uczestniczyć w pracach zespołu prof. Zbigniewa Religi, który przygotował sieć szpitali składającą się z 300 placówek. Problem polega na tym, że nie ma wśród polityków chętnych, by taki projekt autoryzować i przeprowadzić – odpowiadał p.o. prezes NFZ Andrzej Jacyna. – Sieć szpitali, która funkcjonuje od 1 października, też w pierwotnych założeniach miała wyglądać inaczej. Ostatecznie okazało się, że politycy – wszystkich opcji – wymusili na ministerstwie włączenie do sieci niemal wszystkich szpitali publicznych. O „wspólnototwórczej” roli szpitali i konieczności zapewnienia im ochrony przez sieciowe finansowanie mówił kilka miesięcy temu wiceminister Piotr Gryza, autor koncepcji sieci szpitali. Prezes NFZ nie odniósł się jednak do tezy, że sieć szpitali nie tylko spetryfikowała bazę szpitalną, ale wręcz premiuje tych, którzy działają „na ostro”, czyli generują wyższe koszty. Posiadanie SOR i izby przyjęć było jednym z warunków kwalifikacji do sieci. Mimo to Jacyna podkreślał, że dzięki sieci Polska weszła na ścieżkę racjonalizacji wydatków na szpitalną część systemu. – Zatrzymaliśmy proces rozdrabniania kontraktów na lecznictwo szpitalne i tworzenia wąskoprofilowych jednostek – przypomniał.

Andrzej Mądrala, wiceprezydent Pracodawców RP, zwracał uwagę, że przez kilkanaście lat sektor prywatny zapewniał ochronie zdrowia jakość i konkurencję. Przekonywał też, że potrzebna jest nie tylko debata, ale i szybkie decyzje dotyczące możliwości współpłacenia za świadczenia zdrowotne. – Absurdalne jest to, że pacjent, który nie chce lub nie może czekać w kolejce na operację zaćmy albo potrzebuje lepszych soczewek, może mieć zabieg refundowany, jeśli wyjedzie zagranicę – wtórowała Dorota Karkowska (Uczelnia Łazarskiego).

Małgorzata Gałązka-Sobotka, dyrektor Instytutu Zarządzania w Ochronie Zdrowia Uczelni Łazarskiego, przedstawiła koncepcję inwestycji społecznych w sektorze zdrowia, których stopę zwrotu da się realnie obliczyć.

Partnerem konferencji była Uczelnia Łazarskiego, patronem głównym konferencji Powszechny Zakład Ubezpieczeń. Patronatem honorowym objęło ją Ministerstwo Zdrowia. 

 

Konferencja „Inwestycje społeczne ZDROWIE+” odbyła się 21 listopada i zakończyła przyjęciem dziesięciu założeń projektu „Inwestycje społeczne ZDROWIE+”. Oto one:

Dobro pacjenta i troska o niego,

Inwestycje w zdrowie obywateli jako priorytet w polityce państwa,

Edukacja zdrowotna i profilaktyka,

Integracja podmiotów opieki zdrowotnej i społecznych,

Alokacja zasobów na podstawie potrzeb społecznych,

Obiektywna i transparentna analiza efektywności wydatkowania środków,

Oparcie się na obiektywnych przetworzonych informatycznie danych,

Korzystanie z szans, jakie daje postęp technologiczny,

Stworzenie infrastruktury i instrumentów optymalnego finansowania ochrony zdrowia
w oparciu o model solidaryzmu społecznego i partnerstwa publiczno-prywatnego,

Analiza korzyści i zagrożeń związanych z polskim systemem krzyżowania się płaszczyzny publicznej i prywatnej.

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum