4 października 2022

Dogadać się – to nic nie kosztuje

W postępowaniach przed sądami powszechnymi coraz większy nacisk kładzie się na rozwiązywanie konfliktów w trybie pozasądowym – w tym na drodze mediacji. W naszej izbie przez proces mediacji przeprowadza lekarzy i pacjentów mediator OIL w Warszawie. Funkcję tę pełni Andrzej Siarkiewicz*, lekarz dentysta i zawodowy mediator.

rozmawia Michał Niepytalski

Wiedza o możliwości mediacji w sprawach spornych nie jest zbyt rozpowszechniona. Podejrzewam, że nawet ci, którzy o nich słyszeli, nie mają pojęcia, jak taki proces przebiega. Proszę zdradzić, co dzieje się, gdy siada pan w pokoju ze skonfliktowanymi stronami.

Zacznijmy od tego, że najpierw musi zaistnieć wola mediacji u osób, jednej lub obu, które toczą ze sobą spór. Osoba ta lub osoby muszą złożyć wniosek o przeprowadzenie mediacji. Jeżeli tylko jedna osoba gotowa jest na mediacje i to ona złoży wniosek, próbuję przekonać do udziału drugą. Często wymaga to cierpliwości i wielu długich rozmów. Mediacje również mogą być przeprowadzane na wniosek stron decyzją sądu.

Przyjmijmy, że już udało mi się umówić na takie spotkanie. Stawiają się na nim bezpośredni uczestnicy sporu, czasem z profesjonalnymi pełnomocnikami, a czasem sami pełnomocnicy. Ostatnie z wymienionych rozwiązań jest szczególnie korzystne w przypadku, gdy między stronami pojawiają się silne negatywne emocje. To również dobry sposób szybkiego rozwiązania sporu. Ja jednak nie do końca jestem zadowolony z prowadzenia takich mediacji. Uważam, że w mediacji chodzi o zawarcie zgody przez skonfliktowane osoby w wyniku ich skonfrontowania się na neutralnym gruncie. A prowadzenie mediacji tylko z udziałem pełnomocników wyklucza taką osobistą zgodę.

Jeśli podczas mediacji pojawiają się tylko niezaangażowani emocjonalnie prawnicy, po co właściwie mediator? Mogliby zawrzeć ugodę bez pana.

Mediator jest potrzeby, po pierwsze, z przyczyn formalnych. Przed sądem przedstawia się ugodę zawartą przed mediatorem, więc potrzebny jest – upraszczając – jego podpis. Natomiast w praktyce mediator to dodatkowy gwarant porządku negocjacji, zapewnia poczucie bezpieczeństwa. Nawet jeśli na miejscu są tylko pełnomocnicy, ich klienci w osobie mediatora znajdują strażnika zasady bezstronności. Dlatego staram się być zawsze maksymalnie zdystansowany od sprawy, do tego stopnia, że wolę nie zapoznawać się z aktami, choć mam taką możliwość. Nie wszyscy tak robią, ale mnie to pomaga w pracy, bo nie wyrabiam sobie mimowolnie opinii, która mogłaby się nasunąć chociażby w związku z moim doświadczeniem i wykształceniem lekarskim.

Czyli najchętniej nie wiedziałby pan, kto jest obwinianym, a kto skarżącym?

Zdecydowanie. Nawiasem mówiąc, w sprawozdaniu z mediacji bardzo przykładam się do tego, by nigdzie nie napisać, że ktoś jest pozwany albo ktoś jest powodem. W odróżnieniu od sądu mediator jest tylko arbitrem, trochę jak w karate, które czynnie uprawiam. Są ustalone zasady i jak ktoś je łamie, interweniuję.

Jakie to zasady? Czy stosuje pan jakieś „sztuczki”, żeby skłonić strony do bardziej kompromisowej postawy?

Nie, bo jedną z zasad jest niestosowanie socjotechniki, a ja nie uważam jej wykorzystywania za uczciwe wobec uczestników mediacji. Reszta w gruncie rzeczy zależy od sprawy, ale są pewne reguły fundamentalne, których trzeba przestrzegać: nie przerywamy sobie, nie podnosimy głosu, dostosowujemy wypowiedź do ograniczeń czasowych, jakie uzgadniamy na początku. Zwracamy się do siebie z szacunkiem, nawet jeśli widać, że tego szacunku między stronami nie ma. Oczywiście, kończy się to różnie. Czasem, kiedy już mamy podpisaną ugodę, pojawia się słowo „przepraszam”, bywa też niezbyt uprzejme wyjście bez słowa. Ale prowadziłem i taką mediację, po której lekarz i pacjent byli do siebie tak przyjaźnie nastawieni, że gdyby nie konieczność opuszczenia pomieszczenia, w którym odbywały się mediacje, zostaliby niechybnie jeszcze wiele godzin. Mam z nimi kontakt, do tej pory się przyjaźnią. Tak też się zdarza.

Ma pan satysfakcję, kiedy uda się doprowadzić do ugody między stronami?

Ujmę to tak: medycyna niestety jest taką dziwną dziedziną, w której o wszystkim decyduje rachunek prawdopodobieństwa, a nasze powodzenie lub jego brak jest wypadkową zawrotnej liczby czynników. Nie zawsze udaje nam się pracować w 100 proc. tak, jakbyśmy chcieli. Prawie każdy lekarz w naszym kraju jest zabiegany, ma nadmiar pracy. Poza tym mamy rodziny i problemy często z nimi związane, różne emocje, lepsze i gorsze dni. Nie wierzę, że przepracowany neurochirurg, którego rozpraszają problemy prywatne, może tak samo dobrze zoperować człowieka, jak wówczas, gdy jest zrelaksowany i wypoczęty. Zanim zostałem mediatorem, przez dwie kadencje byłem rzecznikiem odpowiedzialności zawodowej. Spotykałem się z ludźmi, którzy nieraz nawet nie zdawali sobie sprawy, że popełnili wykroczenie zawodowe. Bardzo trudno było mi się z tym brakiem świadomości pogodzić, bo nie przyszedłem do izby, żeby komuś udowadniać, że jestem od niego mądrzejszy, że jestem lepszym lekarzem, i żeby na siłę doprowadzać do karania koleżanek i kolegów po fachu. Nie jestem wcale zwolennikiem karania. Wolę edukowanie. Zatem tak, czuję satysfakcję.

Cieszę się też, że udaje mi się przy okazji mediacji w cywilnych lub karnych sporach między lekarzami i pacjentami namówić ich do zawarcia ugody dotyczącej postępowania, jakie mogłoby zostać wytoczone przed sądem lekarskim. To oszczędza wszystkim czas i nerwy. I – co należy podkreślić – nic nie kosztuje. Mediacje dotyczące postępowań dyscyplinarnych przed sądem lekarskim i przed sądami powszechnymi są bezpłatne, można z nich korzystać w ramach przynależności do Okręgowej Izby Lekarskiej w Warszawie.

Więcej na temat prawnych niuansów mediacji w sprawach dotyczących etyki lekarskiej w artykule „Na drodze porozumienia” („Puls” 3/2022).

*Andrzej Siarkiewicz prowadzi mediacje także w sprawach karnych i cywilnych, jest wpisany na listę stałych mediatorów przy Sądzie Okręgowym w Warszawie, Warszawa–Praga, Płocku, Siedlcach, Ostrołęce oraz Radomiu.

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum