15 listopada 2015

Na marginesie – Piekarze i polityka

Ewa Gwiazdowicz-Włodarczyk
redaktor naczelna

Jeden z ministrów zdrowia kazał kiedyś powiesić w ministerstwie hasło „Polityce wstęp wzbroniony”. Tym ministrem był prof. Jacek Żochowski, który uważał, że kierowanie się przesłankami politycznymi zamiast rozsądkiem nic dobrego systemowi ochrony zdrowia nie przyniesie. Ani Jackowi Żochowskiemu, ani żadnemu jego następcy nie udało się zrealizować tego postulatu. Zdrowie i problemy zdrowotne Polaków są stale jednym z głównych instrumentów politycznej walki między partiami. Liczne i, jak widać, nieudane próby (co ekipa to inny pomysł) reformowania opieki zdrowotnej opierały się przede wszystkim na przesłankach politycznych, a nie na kalkulacjach i zaleceniach ekspertów.
Co cztery lata, przed kolejnymi wyborami parlamentarnymi, słyszymy te same obietnice: kiedy my dojdziemy do władzy, zdecydowanie poprawimy sytuację służby zdrowia. Pacjenci będą zadowoleni, zarobki pielęgniarek i lekarzy wzrosną. Przez ponad 20 lat mojej pracy w samorządzie lekarskim wielokrotnie byłam świadkiem, jak w parlamencie racje polityczne brały górę nad zdrowym rozsądkiem i argumentami ekspertów.
Konstytucja RP (art. 17) pozwala na tworzenie samorządów zawodów zaufania publicznego. Samorządy zawodowe to, obok terytorialnych, jeden z atrybutów demokracji. Przez dziesiątki lat nikt nie miał wątpliwości, że zawody lekarza i prawnika to zawody zaufania publicznego. Pierwszemu ludzie zawierzają swoje zdrowie i życie, drugiemu – majątek i często wolność. Jednemu i drugiemu zdradzamy najskrytsze tajemnice, których muszą dochować. Od kilku lat obserwujemy wzrost, ze względów koniunkturalnych, politycznych, liczby zawodów zaufania publicznego. Utworzenie samorządu, czyli uzyskanie statusu zawodu zaufania publicznego, podnosi samopoczucie wykonujących ten zawód.
W ostatnich dniach kończącej się kadencji parlamentarzyści na chybcika i wbrew zdrowemu rozsądkowi (podobnie jak to było w przypadku pakietu onkologicznego) uchwalili ustawę o zawodzie fizjoterapeuty, która przyznaje mu status zawodu zaufania publicznego. Co gorsza, znosi nadzór lekarza nad jednym z elementów leczenia, czyli rehabilitacją w gabinecie fizjoterapeuty. Pytanie, czy leży to w interesie pacjenta, czy polityków, którzy rozpaczliwie szukają głosów wyborców.
Podczas debaty nad tą ustawą w Sejmowej Komisji Zdrowia na pytanie przedstawiciela NRL, czy fizjoterapeuta to zawód zaufania publicznego, wiceminister Radziewicz-Winnicki odpowiedział, że 80 tys. fizjoterapeutów (według zapisów przyjętej ustawy także ci po trzymiesięcznym kursie) zasługuje na takie miano jak każdy, kto wykonuje zawód mający związek ze zdrowiem człowieka (sic!). Przedstawiciel lekarzy zaproponował więc utworzenie np. samorządu piekarzy, bo zdrowe i dobre pieczywo jest ważnym elementem diety człowieka i ma niewątpliwy wpływ na jego zdrowie. Wypowiedź wzburzyła konsultanta krajowego ds. fizjoterapii: – Jak można porównywać fizjoterapeutę z piekarzem!
A przecież piekarz nie jest gorszym zawodem niż jakikolwiek inny. Przy okazji: piekarzy jest więcej niż fizjoterapeutów, ileż to potencjalnych głosów w czasie wyborów!!!

Archiwum