25 marca 2007

Zdaniem konsultanta: alergologia

Alergologów wielu, ale…

Z prof. dr. hab. med. Bolesławem SAMOLIŃSKIM, konsultantem wojewódzkim w dziedzinie alergologii na Mazowszu, rozmawia Małgorzata Skarbek

Czy mamy dostateczną liczbę lekarzy alergologów?

Standard europejski to jeden alergolog na 50 tys. mieszkańców. W Polsce mamy ok. 800 alergologów, zatem spełniamy normę. Mazowsze jest uprzywilejowane, ma najwyższy wskaźnik nasycenia alergologami. Wśród członków Polskiego Towarzystwa Alergologicznego 1/4 pochodzi z Mazowsza.
Faktycznie sytuacja jest jeszcze lepsza, gdyż poza wykształconymi alergologami mamy grupę lekarzy specjalizujących się, a także praktykujących niespecjalistów, związanych z ośrodkami alergologicznymi czy z klinikami pulmunologii. W ostatnim zjeździe alergologicznym w Wiśle uczestniczyło ok. 1,5 tys. osób, które interesują się zagadnieniami alergologii.
To bardzo dobrze, bowiem z danych epidemiologicznych wynika, że co czwarty Polak cierpi na alergię (ok. 10 mln ludzi w wieku dziecięcym albo produkcyjnym, bo największe nasilenie dolegliwości alergicznych występuje
do 40. r. ż.). Aby ich leczyć, potrzeba wielu lekarzy, nie tylko alergologów. Także lekarze rodzinni, pediatrzy, interniści na co dzień świadczą usługi chorym na alergie.
Alergolodzy to grupa ludzi, którzy chcą się dalej uczyć – nie kończą na specjalizacji podstawowej, ale podejmują trud robienia nadspecjalizacji. W dalszym kształceniu upatrują sens swojej pracy zawodowej. Jako konsultant wojewódzki biorę udział w pracach komisji kwalifikującej do kształcenia. W trakcie egzaminów młodzi lekarze pytani o motywację nie podają powodów merkantylnych, ale potrzebę zdobycia wiedzy alergologicznej koniecznej w praktyce zawodowej.

Czy również liczba placówek zajmujących się leczeniem alergii jest zadowalająca?

Mamy dwie kliniki alergologiczne WIM w szpitalu przy Szaserów, prowadzone przez prof. prof. Tadeusza Płusę i Jerzego Kruszewskiego, dwie – w szpitalach klinicznych AM, kierowane przez prof. Ryszardę Chazan i prof. Marka Kulusa (które razem hospitalizują kilka tysięcy pacjentów rocznie) oraz mój Zakład Alergologii i Immunologii Klinicznej, który udzielając w trybie ambulatoryjnym ok. 20 tys. porad rocznie, stał się największą jednostką alergologiczną na Mazowszu. Placówki pozaakademickie leczące alergików to: oddział pediatrii szpitala przy Niekłańskiej, oddział alergologii, endokrynologii i pediatrii ogólnej szpitala w Dziekanowie Leśnym, laryngologia w szpitalach przy Stępińskiej i na Bródnie. We wszystkich dawnych miastach wojewódzkich Mazowsza są oddziały i poradnie alergologiczne na niezłym poziomie (Radom, Siedlce, Ostrołęka, Ciechanów).
Alergolog nie jest potrzebny w małych ośrodkach, szereg porad i zabiegów diagnostycznych z zakresu alergologii może wykonywać lekarz rodzinny, pediatra, internista. Tylko konsultacje alergologiczne musi prowadzić dobrze wyedukowany specjalista. Ponadto z naszego programu badań epidemiologicznych wynika, że poza ośrodkami wielkomiejskimi nasilenie alergii jest 2 razy mniejsze. Alergie to choroby cywilizacyjne.
W żadnej z warszawskich klinik choroby alergologiczne nie są jedynym przedmiotem zainteresowania lekarzy. Zwykle leczą także schorzenia pokrewne. W szpitalu przy Działdowskiej, u prof. Kulusa, jest oddział pediatryczny z dużą tradycją leczenia alergologii. Klinika prof. Płusy, WIM przy Szaserów, też zajmuje się pulmunologią, a prof. Kruszewskiego – chorobami infekcyjnymi. Nie można zatem ustalić dokładnej liczby łóżek alergologicznych w Warszawie. Zmniejsza się ona lub zwiększa, zależnie od potrzeb na każdym oddziale.
Dużo przypadków alergologicznych leczy klinika prof. Chazan w szpitalu przy ul. Banacha. Wielkość tej placówki byłaby wystarczająca, gdyby łóżek nie blokowali pacjenci niemający nic wspólnego z pulmunologią, a kierowani tu, bo szpital ma dobrą renomę. Dostępność do hospitalizacji z powodu alergii jest znacznie upośledzona, zaś długi czas oczekiwania na ambulatoryjne porady alergologiczne nie jest spowodowany brakiem specjalistów, lecz niskimi kontraktami na te świadczenia z NFZ.

Jak obecnie przebiega kształcenie specjalistów?

Uważam, że zmiany standardów kształcenia podniosły jego jakość. Dziś już nie każdy ośrodek może prowadzić kształcenie specjalizacyjne. Aby uzyskać akredytację, trzeba reprezentować wysoki poziom. Na Mazowszu akredytowane są placówki akademickie. Poza Mazowszem: jeśli w regionie nie ma akademii, akredytację mają szpitale wojewódzkie z dobrze przygotowaną kadrą. Jednak to ośrodki akademickie kształcą największą liczbę specjalistów. Na efekty zmian jeszcze poczekamy, bo taki system buduje się latami.
Na egzaminach końcowych stawiamy dużo wyższe wymagania niż kiedyś. Trzeba znać nie tylko alergologię praktyczną, ale też podstawy immunologii – tę część, która jest istotna dla alergologii, np. jednostki z autoagresji. (Do alergologów często trafiają pacjenci ze schorzeniami immunologicznymi, bo sama immunologia nie ma jeszcze zbyt licznych adeptów).
Na Mazowszu 5 placówek akredytowanych dysponuje 30 miejscami. Wszystkie są zajęte. Mamy mniej miejsc specjalizacyjnych niż zainteresowanych lekarzy – ostatnio mieliśmy 12 kandydatów na jedno miejsce. Nie możemy jednak zwiększyć liczby miejsc kosztem obniżenia poziomu kształcenia. Egalitaryzm w tym przypadku nie jest dobrym zjawiskiem.
Każdy warszawski ośrodek doskonali się w innym dziale alergologii – leczeniu dzieci, nieżytów nosa, skóry. Kierownicy placówek wspólnie stworzyli projekt Warszawskiej Szkoły Alergologii, która jeszcze poprawi jakość kształcenia. Dopracowywane są zasady działania zintegrowanego systemu, w którym wiedza teoretyczna przekazywana będzie całej grupie, lekarze będą odbywać staże podstawowe w swoich ośrodkach, a szczegółowe w tych, które są najlepsze w danej dziedzinie.

Dlaczego wspomniani przez pana profesora lekarze zainteresowani alergologią nie robią specjalizacji?

To jest skomplikowana sprawa. Część z nich nie może otworzyć specjalizacji ze względów formalnych. Uzyskali tylko I stopień z laryngologii w starym systemie, a do rozpoczęcia specjalizacji szczegółowej z alergologii trzeba było mieć II z podstawowej, czyli laryngologii. Musieliby dzisiaj zaczynać od początku. A współczesny laryngolog to chirurg, a nie specjalista w zakresie zapaleń górnych dróg oddechowych. Robienie jeszcze raz laryngologii w dzisiejszym kształcie, z uczeniem się skomplikowanych operacji uszu, krtani, nosa, aby potem zająć się alergologią, nie ma sensu. Osoby te praktykują alergologię, uzupełniają wiedzę, ale specjalizacji nie mają. Niektórzy mają natomiast doktoraty z tej dziedziny, a więc są znakomicie wyszkolonymi i przygotowanymi do pracy alergologami, często lepszymi niż specjaliści alergolodzy, choć specjalizacji nie mają. Także lekarze rodzinni, szczególnie z mniejszych ośrodków, interesują się alergologią, woluntarystycznie jeżdżą na zjazdy PTA, do klinik specjalistycznych, aby się uczyć. Na pełne kształcenie specjalistyczne nie mają czasu ani warunków.

Archiwum