13 listopada 2018

Komu Nobel się należy

Nauka

Zbigniew Wojtasiński

Czy tegoroczna Nagroda Nobla w dziedzinie medycyny i fizjologii była zaskoczeniem? Wielu specjalistów prognozowało dużo wcześniej, że Amerykanin James P. Allison i Japończyk Tasuku Honjo, pionierzy immunoterapii w onkologii, otrzymają tę najbardziej prestiżową w nauce nagrodę. Sądzono jednak, że nastąpi to znacznie później.

Obaj badacze, których słusznie okrzyknięto pogromcami raka, byli podobno zgłaszani do Nagrody Nobla od 2016 r. Jeśli to prawda, można powiedzieć, że tym razem została przyznana w ekspresowym wręcz tempie, mając na uwadze, że Komitet Noblowski jest sprawiedliwy (na ogół), ale nierychliwy (z reguły).

Wielu zasłużonych naukowców, od dawna typowanych do tego wyróżnienia, ze względów wyłącznie biologicznych nie było w stanie jej doczekać. Raz tylko się zdarzyło, było to w 2011 r., że przyznano ją pośmiertnie, ale przez pomyłkę, bo nikt nie przewidział, że w piątek można umrzeć, a w poniedziałek otrzymać Nobla. „Nagrodę Nobla przyznano wtedy Ralphowi Steinmanowi w dobrej wierze, zakładając, że laureat żyje” – orzekła Fundacja Noblowska, bo statut nagrody wyklucza przyznawanie nagród pośmiertnie. Tegoroczni laureaci są w dobrej kondycji zdrowotnej. James Allison skończył 70 lat, a Tasuku Honjo – 76. Są wciąż aktywni naukowo i wielce zasłużeni, co miało ogromny wpływ na decyzję komitetu.

Nagroda jest na samym szczycie piramidy najbardziej prestiżowych naukowych wyróżnień. Często zatem jej laureatem zostaje ten, kto wcześniej zgarnął wszystkie lub prawie wszystkie inne, a przynajmniej te najważniejsze. W 2012 r. obaj wspomniani badacze otrzymali przyznawaną na Tajwanie Nagrodę Tang, potem (w 2015 r.) Allison dostał uznawaną za jeszcze bardziej prestiżową Nagrodę Laskera. Dla tego badacza poczekalnią na Nobla okazała się Nagroda Wolfa, którą w Izraelu przyznano mu w 2017. Honjo nie był gorszy, w 2016 r. wręczono mu „japońskiego Nobla”, czyli Nagrodę Kioto. Naukowcy znowu się spotkają w grudniu 2018 r. w Sztokholmie…

Nie ma wątpliwości, że Nobel pogromcom raka się należał. Jednak 15 lat temu nikt za bardzo nie wierzył w immunoterapię w onkologii, tymczasem w ostatnich latach święci triumfy w leczeniu kilku rodzajów chorób nowotworowych. Allison i Honjo zajmowali się receptorami hamującymi reakcję odpornościową. Amerykanin badał receptory CTLA-4, a Japończyk zajął się PD-1. Jednak w latach 90. XX w. interesowano się głównie chorobami autoimmunologicznymi. Leczeniem nowotworów immunoterapią nie interesował się przemysł farmaceutyczny, mimo że wyniki eksperymentów na myszach były obiecujące. Nie pierwszy to raz, kiedy koncerny bagatelizują jakieś odkrycie. Podobnie było z pierwszym lekiem na przewlekłą białaczkę szpikową. Nowość zaproponowana przez Allisona i Honjo polegała na tym, żeby odblokować, a nie aktywizować układ odpornościowy chorego do walki z komórkami nowotworowymi. Bo wiele nowotworów sprytnie unika ataku komórek odpornościowych, hamując działanie odpowiednich receptorów immunoregulatorowych, zlokalizowanych na powierzchni aktywnych limfocytów T oraz limfocytów B. Przykładowo, po związaniu ze swoimi ligandami PD-L1 lub PD-L2 dochodzi do przerwania szlaku sygnalizacyjnego, co hamuje aktywację limfocytów T. Nowotwór może wtedy swobodnie się rozwijać. Nowe leki, tzw. inhibitory punktów kontrolnych, zostały tak opracowane, żeby do tego nie dopuścić. W efekcie układ odpornościowy chorego lepiej rozpoznaje komórki nowotworowe i skuteczniej je niszczy.

To był przełom w badaniach nad zwalczaniem komórek nowotworowych przez układ odpornościowy. Uruchomił lawinę badań, które doprowadziły do opracowania leków nowej generacji. Obecnie immunoterapia uznawana jest za jedną z największych nadziei chorych onkologicznie, a w niektórych przypadkach zaczyna odgrywać wręcz kluczową rolę.

Poza bardzo wysoką ceną terapii jest jeden kłopot: na razie jedynie 10–15 proc. chorych odnosi z niej korzyści. W obecnie stosowanych lekach wykorzystuje się bowiem zaledwie dwa, trzy punkty kontrolne pozwalające odblokować układ odpornościowy do walki z nowotworem, a jest ich znacznie więcej – kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt. Nad wykorzystaniem kolejnych trwają prace w laboratoriach.

Czy pojawią się posądzenia, że tegoroczny Nobel został kupiony przez firmy farmaceutyczne? Podejrzenia o lobbing wystąpiły już w przeszłości, w 2008 r., kiedy Harald zur Hausen otrzymał Nagrodę Nobla za opracowanie szczepionki chroniącej przed wirusami wywołującymi raka szyjki macicy. Jeszcze głośniejsze były reakcje po przyznaniu Nobla w 1986 r. prof. Ricie Levi-Montalcini (za wyizolowanie czynnika wzrostu nerwów). W jej przypadku lobbing był, ale nie ma też wątpliwości, że włoskiej uczonej nagroda się należała.

Prof. Rudolf Weigl był wielokrotnie zgłaszany do nagrody w dziedzinie medycyny, zarówno przed II wojną światową, jak i po niej. Jego osiągnięcia dla świata są bezdyskusyjne, ale Nobla nie dostał. Do dziś nie wiadomo dlaczego. 

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum