7 lutego 2008

A to Polska właśnie

Dyrektor Mazowieckiego Centrum Zdrowia Publicznego w Warszawie, lekarz i menedżer,
do niedawna zastępca dyrektora Departamentu Świadczeń Opieki Zdrowotnej NFZ;
zajmuje się systemami informacyjnymi i wykorzystaniem analiz
jako podstaw do podejmowania racjonalnych decyzji w ochronie zdrowia

Koniec 2007 r. był wypełniony dyskusjami nad czasem pracy lekarzy. Przepisy Unii Europejskiej, do których powinniśmy się już dawno dostosować, weszły w życie 1 stycznia 2008 r. Patrząc na sytuację ochrony zdrowia w Polsce, trudno sobie wyobrazić, co przyniosą nam te zmiany.
Niedawno przeszła przez nasz kraj fala strajków lekarzy, domagających się wzrostu wynagrodzeń. Ciągle słyszymy o protestach kolejnych grup zawodowych, o braku środków finansowych, o lekarzach masowo wyjeżdżających za granicę, a na koniec – o różnych aferach w ochronie zdrowia. Co nas jeszcze czeka?

Na Mazowszu już od wielu miesięcy słyszy się o problemach z zapewnieniem obsady dyżurowej w szpitalach, zwłaszcza w takich specjalnościach, jak: chirurgia urazowo-ortopedyczna, otolaryngologia dziecięca, okulistyka dziecięca. Gazety donoszą o karetkach pogotowia jeżdżących od szpitala do szpitala w poszukiwaniu miejsca dla chorego. Stan ten niewątpliwie wynika z wielu różnych czynników, ale większość z nich można podsumować jednym wspólnych określeniem – niewłaściwa organizacja.
Do uwypuklenia niektórych problemów przyczynia się również brak jednej polityki w Polsce w zakresie organizacji sektora ochrony zdrowia. Przykładem niech będzie Warszawa: kilkadziesiąt szpitali jest zarządzanych przez 7 różnych organów właścicielskich. Każdy z nich prowadzi własną politykę kadrową, remontową, organizacyjną i in. A przecież w większości działają dla tych samych pacjentów.

Generalnie za tworzenie zrębów prawnych funkcjonowania opieki zdrowotnej w Polsce odpowiada minister zdrowia – przygotowuje szereg rozwiązań prawnych dotyczących funkcjonowania szpitali. Stara się również reagować na spotykane w nich patologie (np. wprowadzenie art. 65a w ustawie o zakładach opieki zdrowotnej, który ma zapewnić koordynację działań różnych organów właścicielskich szpitali poprzez wskazanie konieczności uzyskania zgody wojewody na zamknięcie oddziału szpitalnego). Plagą Warszawy w okresie letnim było równoczesne zamykanie kilku jednoimiennych oddziałów szpitalnych. Oznacza to brak możliwości zapewnienia opieki szpitalnej dla określonych grup pacjentów.
W tym wszystkim pojawia się również polityka ochrony zdrowia tworzona przez NFZ. Nie na darmo mówi się, że ten, kto rozdziela pieniądze, narzuca też swoje wymagania. I tu trafiamy na grunt, gdzie brak jednoznacznych uregulowań powoduje różnorodne interpretacje tego samego zapisu. Bo jak to się dzieje, że niektóre szpitale pełnią „ostre dyżury”, a w tym samym czasie inne mówią, że nie będą realizować tego obowiązku, bo nikt im za to nie płaci. Jak to się dzieje, że te dwa skrajne stanowiska są akceptowane i nikt nie może dyrektorów niektórych placówek skłonić do rozpoczęcia dyżurowania?

Dlaczego o tym piszę w kontekście kadr? Otóż dlatego, że nie stać nas, zwłaszcza w kontekście czasu pracy i braku kadr medycznych, na nieefektywne, aby nie powiedzieć rozrzutne, korzystanie z dostępnych zasobów. Bo po co prowadzić dyżury na terenie jednego miasta, w kilku oddziałach o tym samym profilu? Czy nie lepiej doprowadzić do takiego stanu, że np. w dwóch wskazanych szpitalach zespół lekarzy będzie przyjmował pacjentów z całego miasta?
Nie stać nas na to, aby w kilku oddziałach okulistycznych dyżurowały zespoły przygotowane do operacji, gdyby zaszła taka konieczność. Nie stać nas nie tylko ze względów finansowych, ale właśnie głównie kadrowych. Bo ile dyżurów w ciągu miesiąca może wziąć lekarz specjalista? A przecież w wielu szpitalach na oddziałach specjalistycznych jest 2-3 specjalistów, tj. minimum wymagane przez NFZ.
Z danych, którymi dysponujemy na podstawie sprawozdawczości publicznej, wynika, że na terenie Mazowsza w publicznych zakładach opieki zdrowotnej mających w swojej strukturze szpitale, jest zatrudnionych łącznie ok. 6000 specjalistów, w tym 1013 lekarzy specjalistów I0, 4502 lekarzy II0 oraz 404 lekarzy specjalistów, którzy uzyskali specjalizację tzw. nowym trybem. Czy te liczby są wystarczające?
W szpitalach województwa mazowieckiego jest ok. 23 tys. łóżek szpitalnych, leczy się ok. 900 tys. osób.
Proste przeliczenie, bez wdawania się w szczegóły specjalności, pokazuje, że 1 lekarz specjalista w szpitalu przypada na 3,8 łóżka i ok. 150 osób leczonych w ciągu roku. Ale już analiza poszczególnych specjalności wskazuje na znaczne zróżnicowanie – na 453 lekarzy specjalistów chirurgii ogólnej przypada 2414 łóżek szpitalnych, średnio 5,3 łóżka na lekarza i ok. 230 leczonych rocznie; na 379 lekarzy specjalistów pediatrii – 1148 łóżek na oddziałach pediatrycznych, średnio 3 łóżka i 117 pacjentów rocznie.
Jeśli oprócz tych liczb weźmiemy jeszcze pod uwagę problem rozlokowania lekarzy oraz tendencję do pracy w dużych szpitalach, najchętniej w Warszawie, to wyraźnie widać, że w niektórych miejscach problemy braku kadr będą się nasilać, a w niektórych specjalnościach będzie duży kłopot z zapewnieniem obsady lekarskiej.

Z zamieszczonej tu tabeli wynika, że przy pracujących 782 oddziałach szpitalnych konieczne jest zapewnienie kadry lekarskiej na 6850320 godzin pracy tych oddziałów w roku. Jeżeli przyjmiemy normę podstawową, tj. dwóch lekarzy specjalistów na oddziale specjalistycznym, zapominając na chwilę o istnieniu różnych specjalności, to z tego prostego przeliczenia wynika, że należy zapewnić obsadę lekarską na blisko 14 mln godzin pracy w roku, tj. ok. 2300 godzin pracy na lekarza. Trudne przeliczenia dają wreszcie wynik – na 1 lekarza, niezależnie od specjalności, wypadają 44 godz. pracy tygodniowo.
Wspaniały wynik, czyż nie do niego właśnie dążymy? Tylko, niestety, przyjęte założenia budzą pewien niepokój. Bo przecież nie dwóch lekarzy pracuje na oddziale, lecz czasem dużo więcej. Bo są urlopy, szkolenia, zwolnienia i inne zdarzenia losowe, które wykluczają lekarzy z pracy. Bo, wreszcie, odbywa się praca w godzinach nocnych i trzeba uwzględnić wynikające z niej niezbędne godziny odpoczynku. Trzeba też wziąć pod uwagę fakt, że mamy różnych specjalistów pracujących na różnych oddziałach szpitalnych.
Co więc daje nam to przeliczenie? Pewność, że przez następnych kilka lat będziemy walczyć z problemem braku lekarzy w szpitalach – i nie będzie to łatwa droga.

Katarzyna PACZEK

Archiwum