9 lutego 2010

Trudne, ale piękne lata

Lekarze rodzinni

Doktor Adam Rzeszotarski jest pediatrą. Po prawie 40 latach pracy zawodowej przechodzi na emeryturę. Ostatnie 25 lat leczył dzieci w przychodni przy ul. Klaudyny na warszawskich Bielanach. Przyjechał tu po wielu latach pracy w wiejskim ośrodku zdrowia. Ale nie było to dla niego miejsce zupełnie obce.
– Żoliborz, Marymont to moje miejsca święte – mówi dr Rzeszotarski. – Jestem synem Adama Rzeszotarskiego, który walczył tu i dowodził oddziałem AK w czasie Powstania Warszawskiego i tu spotkała go osobista tragedia – śmierć pierwszej żony, syna i teściowej. Ja po latach przyszedłem w te same miejsca z pokojowym zadaniem – leczyć dzieci. Po dzielnicy chodzę śladami ojca.

Rzeszotarski junior urodził się w wojskowym szpitalu w Penley, w Wielkiej Brytanii, bo wojenne losy zawiodły jego ojca po powstaniu do armii gen. Andersa, a potem do Anglii. Wkrótce jednak, pomimo obaw przed represjami, całą rodziną powrócili do Polski.
Dlaczego wybrał medycynę? Adam Rzeszotarski sam dobrze nie wie. W rodzinie nie było tradycji lekarskich. Tylko jego ojciec – według życzenia babki – miał zostać lekarzem, ale posłano go do szkoły wojskowej. Był rotmistrzem 11. Pułku Ułanów. Dla młodego Adama wzorem lekarza był Karol Szwanke, przedwojenny lekarz z Ciechanowa, pochodzenia niemieckiego, który zapisał piękną kartę w czasie okupacji, mimo podpisania Reichslisty. Drugim był Julian Rytel, lekarz rejonowy, o szerokich zainteresowaniach humanistycznych.
Może podjąłem tę decyzję trochę na przekór sobie – wspomina Adam Rzeszotarski. – W dzieciństwie i młodości bałem się lekarzy, zastrzyków, wszystkiego, co wiąże się z białymi fartuchami. Studia były wyzwaniem. Dostałem się, choć bez fajerwerków, bo z listy rezerwowej. Postanowiłem je skończyć, choćby dlatego, żeby nie robić nikomu kłopotu. Zamieszkałem w akademiku. Przez cały okres nauki miałem tylko 2 egzaminy poprawkowe.
Po trzecim roku Adam, w ramach praktyki społecznej organizowanej przez ZSP, pracował w małym powiatowym szpitalu w Lidzbarku Warmińskim. Mógł asystować przy operacjach. To było jego pierwsze i bardzo ważne doświadczenie zawodowe.
Studia ukończył w 1970 r. Jesienią rozpoczął staż lekarski w Szpitalu Powiatowym w Ciechanowie. Wkrótce ożenił się z młodszą koleżanką, Antoniną Seredyńską.
Pociągała go laryngologia. Miał już przyrzeczone stypendium specjalizacyjne w warszawskim Szpitalu im. Orłowskiego (w 1972 r.), gdy upomniało się o niego wojsko. Trafił do jednostki w Przasnyszu, do garnizonowej izby chorych. Odsłużył tam 2 lata. Potem wybrał pracę w wiejskim ośrodku zdrowia w Szczytnie. Kolejne 10 lat wypełniała intensywna praca: organizacja ośrodka, praca w szpitalu w Płońsku, w pogotowiu ratunkowym, a jednocześnie przygotowania do specjalizacji z pediatrii.
– Trzeba było pomagać w sąsiednich ośrodkach, w szpitalu opiekować się noworodkami, zdawać egzaminy specjalizacyjne – mówi dr Rzeszotarski.
– Musiałem też załatwiać różne rzeczy dla swojej placówki niezwiązane z medycyną. I tak postępować, aby zachować twarz.
Mogę śmiało powiedzieć, że już wtedy byłem lekarzem rodzinnym w obecnym znaczeniu – kontynuuje dr Rzeszotarski. – Funkcjonujące w tamtych warunkach struktury opieki medycznej zostały zlikwidowane, a reorganizacja przyczyniła się m.in. do upadku pediatrii. Na Mazowszu brakuje pediatrów, na dyżury zaprasza się emerytów. Co więcej, powstała w latach 90. instytucja lekarza rodzinnego, przeżywa teraz kryzys.
Żona zrobiła specjalizację z radiologii w Płońsku. W 1984 r. rodzina Rzeszotarskich przeniosła się do Warszawy. Osiedlili się na Żoliborzu. Szczególnie zadowolona była dr Rzeszotarska, wcześniej mieszkanka Bielan. Pracę otrzymali w ZOZ-ie bielańskim.
Dr. Rzeszotarskiemu powierzono organizację poradni dla dzieci na osiedlu przy ul. Klaudyny. Atmosfera w pracy była nerwowa, pacjenci agresywni, lekarze z pretensjami o nadmiar obowiązków. Ale dr Rzeszotarski wytrwał. W tej poradni jako pediatra pracował 15 lat.
– Ceniłem sobie ówczesny system nadzoru merytorycznego – komentuje dr Rzeszotarski. – Ordynator oddziału dziecięcego Szpitala Bielańskiego wizytowała poradnię wraz z inspektorem ds. pediatrii ZOZ-u. Analizowaliśmy pracę, wymienialiśmy uwagi, nie była to inspekcja, ale rzeczowa rozmowa. Brałem też udział w oddziałowych szkoleniach. Nasz model organizacyjny służby zdrowia w zakresie opieki nad dziećmi był ceniony m.in. przez specjalistów francuskich. Został zniszczony przy okazji reformy. Znikła medycyna szkolna, podupadły szczepienia ochronne. W mojej poradni były one realizowane wzorowo. Prowadziliśmy akcje profilaktyczne. W ramach pracy odwiedzaliśmy szkoły, przeprowadzając bilanse, szczepienia, profilaktykę. Poradnia uważana była za jedną z najlepszych w Warszawie.
Dziesięć lat temu radni dzielnicy i mieszkańcy osiedla zaczęli dopominać się o poradnię dla dorosłych. Dyrekcja ZOZ Bielany Żoliborz postanowiła otworzyć poradnię rodzinną. Dr Rzeszotarski został jej kierownikiem. Prowadził ją do 2009 r. – Wartość życia poczułem dopiero teraz, gdy po długim zwolnieniu przeszedłem na emeryturę – mówi. – Żona też jest na emeryturze, ale ponieważ radiolodzy są na wagę złota, ciągle pracuje w Szpitalu Bielańskim. Szalenie podoba mi się myśl ks. Jana Twardowskiego „Boże, spraw, ażebym nie zasłaniał sobą Ciebie, a zawsze wiedział, że nawet największego świętego niesie jak lichą słomkę mrówka wiary”. Staram się żyć z uśmiechem, z poczuciem humoru, nawet wtedy, gdy spotykają mnie przeciwności losu.

Małgorzata Skarbek

Archiwum