10 września 2009

W oparach absurdu – Paszkiewicz oskarża Włodarczyka

Nadtytuł „W oparach absurdu” zobowiązuje mnie do skomentowania najbardziej chyba kuriozalnego wydarzenia, które miało miejsce w tym roku, chociaż do końca daleko. 28 maja prezes NFZ skierował do Prokuratury Rejonowej Warszawa Śródmieście zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez Andrzeja Włodarczyka, prezesa Okręgowej Izby Lekarskiej w Warszawie, byłego wiceministra zdrowia, które mianowicie miało polegać na tym, że dr Włodarczyk wypowiedział się krytycznie (horrible dictu!) o NFZ, co znalazło wyraz w wywiadzie opublikowanym na łamach kwietniowego „Rynku Zdrowia”. A konkretnie podejrzenie popełnienia zbrodni wynikało wg NFZ z passusu: „O 30 proc. czasu więcej muszę obecnie poświęcić na prace związane z dokumentacją i na liczenie punktów. Ponieważ niektórych procedur po prostu nie uwzględniono, trzeba wpisywać fałszywe rozpoznanie, aby uzyskać środki z NFZ za ich wykonanie”. Oczywiste (dla NFZ) jest, że zbrodzień, czyli dr Włodarczyk przyznał się do wpisywania fałszywych rozpoznań w dokumentacji medycznej oraz dokumentacji do rozliczeń finansowych z NFZ, aby wyłudzać nienależne środki z NFZ, aczkolwiek ludziom roztropnym powinien dać wiele do zrozumienia tryb bezosobowy: trzeba wpisywać. Oczywiście donos do prokuratury nie ma żadnego związku ze złożonym wcześniej przez OIL w Warszawie wnioskiem o odwołanie prezesa NFZ, bo gdyby było inaczej, świadczyłoby to, że złożone doniesienie nosi cechy wendetty, co przecież w naszym wypełnionym miłością kraju jest z definicji niemożliwe.
NFZ szuka oszczędności, wszelkich sposobów, żeby nie płacić szpitalom należnych pieniędzy, wykorzystując do tego każdy drobiazg, który im się nie zgadza w dokumentacji. To jest sprawa do prokuratury […] Jeśli szpital dobrze wykonuje swoje zadania, ratuje człowiekowi życie, wykonując trzy procedury, bo tego wymaga jego stan zdrowia, NFZ płaci za jedną, zmuszając publiczne placówki do robienia długów. OZZL złożył w tej sprawie doniesienie do prokuratury” komentował dr Włodarczyk, punktując, że często nieprawidłowości nie wynikają z zamierzonego działania lekarzy, ale z tego, że trudno dopasować procedury do odpowiednich grup.
I znowu w Bolandii, naszej krainie absurdu, funkcję obrońcy przejął… prokurator. Po króciusieńkim postępowaniu (bo i co tu wyjaśniać? Że Mickiewicz miał na imię Adam, a NFZ pojechał po bandzie?) szef Prokuratury Rejonowej Warszawa Śródmieście Robert Myśliński umorzył sprawę. Uzasadnienie? Bardzo proszę: „Wydano postanowienie o umorzeniu postępowania, ponieważ w żaden sposób nie potwierdziło się doniesienie, że doszło do przestępstwa. […] Pan Andrzej Włodarczyk został przesłuchany w charakterze świadka i wyjaśnił, że jego wypowiedź dotyczyła kontrowersji związanych z rozliczeniami w ramach JGP.
[…] W swojej wypowiedzi Andrzej Włodarczyk jedynie sygnalizował pewien problem. Sprawa została wyjaśniona i umorzona”. Cieszę się bardzo, że jednak knebel cenzury prewencyjnej został zdjęty przez prokuratora, bo przecież nie może być tak, że obywatel może odpowiadać karnie, wtedy gdy publicznie „jedynie sygnalizował pewien problem”.

Wojciech Łuszczyna
„Lek w Polsce” nr 19 z 05/09

Od redakcji „Pulsu”:
prezes J. Paszkiewicz odwołał się od decyzji prokuratury.

Archiwum