5 maja 2012

Gorzkie żale

Jerzy Borowicz

Świat medyczny, ogólnie rzecz biorąc, dzieli się na lekarzy i pacjentów. Jedni bez drugich nie mają racji bytu. Można ich z grubsza podzielić na podgrupy. Lekarze dzielą się na mądrych, dobrych i kulturalnych, na mniej mądrych, ale kulturalnych, oraz na niechlujnych, to znaczy takich, którym obce jest m.in. czytelne pismo.
Do ostatniej grupy lekarzy zaliczam tzw. skierowaczy, czyli tych, dla których cała wiedza medyczna ogranicza się do pisania orzeczeń lub skierowań. Broniąc się przed ewentualną wpadką, piszą tak nieczytelnie, aby inny lekarz nic nie zrozumiał. Co gorsza, swymi bazgrołami pouczają kolegów, jakie badania, w ramach ich specjalności, powinni wykonywać. Jestem radiologiem i gdy dostaję na skierowaniu instrukcję, jak mam badanie wykonać, krew mnie zalewa z powodu tego wchodzenia w moje kompetencje. Jaki byłby szum, gdybym pouczał kardiologa, jak ma przystawiać elektrody w badaniu EKG i dalej „prowadzić” pacjenta!
Przyjęło się uważać, że dobrego lekarza od razu poznaje się po skierowaniu. Często bywają tak groteskowe, że chce się płakać. Nie zawierają żadnej informacji o podstawowej chorobie pacjenta ani wzmianki o tym, że jest on np. po pulmonectomii i ma wszczepioną zastawkę serca. Na skierowaniu widnieje tylko np.: „suchy kaszel – rtg. Klp. Z sylwetką serca”. Wiadomo, że w opisie zdjęcia zawsze sylwetka serca jest oceniana, więc po co te instrukcje?
Czytelne pismo jest dowodem kultury. Ale o tym trzeba wciąż przypominać. Jeśli kogoś z koleżanek i kolegów obraziłem, to z góry przepraszam.
A teraz o pacjentach. Tutaj podział jest bardziej wyrazisty. Pacjenci dzielą się na grzecznych, kulturalnych, współpracujących z lekarzem i darzących go zaufaniem, na kłótliwych lub wręcz agresywnych, którzy chcą wpływać na diagnozę i leczenie, oraz na uciążliwych, którzy zamęczają lekarza rozmaitymi sugestiami niemającymi nic wspólnego z zasadniczą chorobą. Nic ich nie obchodzi, że w poczekalni czekają inni pacjenci. Nas, lekarzy, wybawić może wtedy tylko ktoś trzeci. Doświadczyłem tego kiedyś i ja. Pewien pacjent, po otrzymaniu badania rtg., długo dywagował na temat zdjęcia i opisu, wywlekając mnóstwo objawów niemających w tym przypadku nic do rzeczy (opowiadał nawet o teściowej). Obok siedział mój przyjaciel, znany dziennikarz Jurek Iwaszkiewicz, który czekał na wynik swojego badania. Przez kilka minut słuchał ględzenia, ale dłużej nie zdzierżył i w żołnierskich słowach przywołał delikwenta do porządku. Pacjent pacjentowi mógł to powiedzieć (ja miałem chęć zrobić to samo). Ku mojej radości zrzęda zmył się natychmiast. Gdyby nie Jurek, musiałbym wysłuchiwać wynurzeń dalej. Dzisiaj, niestety, jesteśmy często przez pacjentów po prostu molestowani. Hasło „pacjent ma zawsze rację” obowiązuje, choć implikacje często uwłaczają naszej godności.

Archiwum