26 czerwca 2023

NA PRZESTRZENI LAT Kroniki pitawalowe

Polskie sądy doraźne, czyli kara śmierci lub uniewinnienie. To szaleńczy paradoks niespotykany w skali Europy. Miały być tymczasowym rozwiązaniem piętrzących się problemów z przestępczością i brakiem zaufania do organów ścigania. Aby utemperować rzezimieszków oraz pozyskać przychylność praworządnych obywateli, przeprowadzano ekspresowe procesy. Jedynie wnikliwy, a zarazem szybko działający lekarz sądowy mógł kogoś ocalić lub wręcz przeciwnie.

Spis treści:

 

autor: KAMILA HOSZCZ-KOMAR

Nędza z biedą

Warszawa z tymczasowym – nietymczasowym Dworcem Wiedeńskim to tygiel, w którym mieszały się bogactwo z ubóstwem, pełny szukających szczęścia ludzi bez grosza oraz podłych schronisk oferujących im odpłatny nocleg. Nie tylko nowo przybyli nie mieli się gdzie podziać. Co czwarty warszawiak mieszkał u kogoś kątem. Nawet Maciej Rataj – marszałek Sejmu i trzeci, a w chwilach kryzysów konstytucyjnych wręcz pierwszy człowiek w państwie. Z podrzędnego hoteliku przeniósł się. do dwóch pokoików przy obcej rodzinie, z prawem do używania kuchni.

Ustępy w podwórkach, brak bieżącej wody i elektryczności, chaos polityczno-gospodarczy i galopująca inflacja. Specjalne daniny przekraczające wysokością wszelkie podatki płacone od czasów przed I wojną światową. Powszechne protesty. Żebracy na ulicach, porzucane niemowlęta, prostytucja i nieletni bezdomni, znikomy dostęp do opieki lekarskiej. Nawet na rozświetlonej, reprezentacyjnej ul. Marszałkowskiej nie dało się ukryć nędzy. Wymarzone warunki dla działalności przestępczej. Dziwić może jedynie, jak niewielkie wrażenie na mieszkańcach robiły morderstwa.

Kolejny nieboszczyk vs pęknięta rura

W stolicy trup ścielił się gęsto. Nie było dnia bez prasowej wzmianki o śmierci w nienaturalnych okolicznościach. Ktoś wyskakiwał z okna, inny łykał truciznę albo się wieszał. Ludzie ginęli pod kołami samochodów, potrąceni przez tramwaje lub zabici przez pociągi. Tracili życie z rozrąbaną lub podziurawioną kulami głową, poderżniętym gardłem. Jednak śmierci nie poświęcano zbytniej uwagi, jakby jej znaczenie się zdewaluowało. W spokojniejszych czasach chętnie czytywano kroniki kryminalne, ale nagle pitawalowa tematyka stała się zwykłym elementem codzienności. Większym zainteresowaniem cieszyły się informacje choćby o pękniętej rurze, która zalała dwie sklepowe piwnice, doprowadzając handlarza tekturą Pinkusa Finkelkrauta do rozpaczy.1

Przedsiębiorcze małżeństwo na Cytadeli

Było pochmurno i zimno, temperatura ledwie przekraczała 0 st.,2 gdy o 6.35 ciało Szczepana Paśnika osunęło się tuż obok jego martwej już żony Józefy. Nie będzie to romantyczna historia. Ot, zostali rozstrzelani na stokach Cytadeli Warszawskiej 7 kwietnia 1922 r. Nie przez miłość, nie z powodów politycznych. Za morderstwa, które popełnili. Szczepan i Józefa Paśnikowie to pierwsi w Polsce seryjni mordercy, przynajmniej tacy, których wykryto. Józefa była również pierwszą kobietą skazaną na karę śmierci. Prawa łaski wobec niej nie zastosowano. Naczelnik państwa Józef Piłsudski szykował się do odbioru Wielkiej Wstęgi Orderu Leopolda, zbliżały się Święta Wielkanocne. Słowem nie był to czas i nie miejsce na prośbę o ułaskawienie, której rezydujący w Belwederze prawdopodobnie nawet nie widział.

Warto wspomnieć, że śmierć na Cytadeli nie była wyróżnieniem. Po odzyskaniu niepodległości, po wszelkich wielkich uroczystościach odkurzono szafoty i przypisano im inną rolę. Miejsce kaźni polskich bohaterów, więźniów politycznych przez bardzo długi czas służyło do wykonywania kary śmierci na pospolitych przestępcach, których następnie grzebano w wykopanych obok mogiłach. Prawo polskie nie przewidywało funkcji kata, więc wyroki wykonywali młodzi poborowi. W latach funkcjonowania sądów doraźnych pracy mieli w bród.

Paśnikowie mamili młode dziewczyny wizją pracy i schronienia, mordowali, a następnie ich ubrania i skromny dobytek sprzedawali na Kercelaku. Swój udział w procesie miał ojciec warszawskiej medycyny sądowej Wiktor Grzywo-Dąbrowski (więcej o historii medycyny sądowej w „Pulsie” z listopada 2022 r.). Dziś powiedzielibyśmy, że nieźle namieszał. Wtedy opinia eksperta tej rangi mogła – przy ciągłym mąceniu przez podejrzanego – skierować proces na inne tory. Grzywo-Dąbrowski podważył opinię innego specjalisty, dr. Malkiewicza, co do sposobu odebrania życia jednej z ofiar. Pierwszy twierdził, że zmarła została uduszona rękami lub paskiem od spodni, drugi uznał, że obiektywnie nie da się stwierdzić, z jakiego powodu nastąpiła śmierć, choć uduszenia nie wykluczał. A jeśli już jesteśmy przy spodniach. Pozostawało do ustalenia tło przestępstwa oraz modus operandi. Również w tym przypadku profesor wydał odmienną opinię. Kwestią niewyjaśnioną było to, czy inną ofiarę zgwałcono przed, czy już po odebraniu jej życia. Dr Malkiewicz podczas sekcji ustalił, że została zgwałcona przed śmiercią. Z kolei Grzywo-Dąbrowski uznał, że do defloracji nie doszło za życia. Jednak trudno powiedzieć, czy profesor kierował się wynikami sekcji, czy swoim przekonaniem, że wątpliwe jest istnienie takiego zjawiska jak przemoc seksualna, ponieważ jego zdaniem niemal każda dorosła kobieta potrafi obronić się przed gwałtem.3

CZYTAJ TAKŻE: Powiedz, jak umarłeś 

6 IX Lebiedowski Jan (Zal).1 Takimi słowami w roku akademickim 1938/1939 prof. Grzywo-Dąbrowski zaczyna swój ostatni wpis do przedwojennego zeszytu egzaminacyjnego. Skrupulatnie notuje nazwiska, daty, wynik egzaminu, a nierzadko pytania. Egzamin z medycyny sądowej jest ostatnim na drodze przyszłych absolwentów Wydziału Lekarskiego Uniwersytetu Warszawskiego. Polskę i świat ogarnia wojenna pożoga, ale profesor kontynuuje zapiski. Udając się na tułaczkę po upadku Powstania Warszawskiego, w torbie z rzeczami osobistymi znajdzie miejsce na swój ostatni zeszyt…

Mimo wielu zawirowań parę skazano na rozstrzelanie w dzień po wydaniu wyroku. Józefy Paśnik raczej nie pokrzepiała myśl o plamie pierwszeństwa ani słowa otuchy męża: – Nie płacz, stara! Myślą o nas, już szlafroki nam szykują.

Ciasteczkowy potwór

– Ile waży najlepsza teściowa?

– Kilogram, z urną.

Bohater tej historii powinien uśmiać się z żartu o teściowej. A może i nie, bo analizując zbrodnie sprzed 100 lat, można dojść do dwóch wniosków. Po pierwsze, niekiedy mordercy wykazywali wielką kreatywność, choć statystycznie ulubionym narzędziem pozostawała siekiera. Po drugie, motywy ich zbrodni dowodziły, że szalenie poważnie podchodzili do życia, podczas gdy samo życie nie miało takiej wartości jak dzisiaj.

Historia zaczyna się niewinnie: młodzi ludzie pobierają się, matka panny młodej obiecuje nowożeńcom sporą część swojego majątku. Czas mija, lecz teściowa nie dotrzymuje słowa. Zięć zgrzyta zębami, a nieraz posuwa się do gróźb i rękoczynów. Teściowa pozostaje niewzruszona. 10 lutego 1928 r. mężczyzna posyła nieletnią sąsiadkę po ciastka do cukierni, a następnie jedno z ciastek zawija w papier i poprosi, aby zaniosła je teściowej, nie mówiąc kto je przysyła. Pozostałe ciastka darowuje dziewczynie za fatygę. Nazajutrz, mimo kilkakrotnego wzywania lekarza, teściowa umiera. Przed śmiercią sugeruje, że została otruta. Następnego dnia po zgonie odbywają się oględziny ciała.

„Zwłoki kobiety lat około 40., prawidłowej budowy, stężenie pośmiertne wyraźne, plamy opadowe zaznaczone od tyłu. Żadnych zewnętrznych śladów gwałtownej śmierci nie znaleziono. Usta nieco spieczone, jama ustna czysta. Oględziny wewnętrzne: przełyk czysty. W żołądku – znaczna ilość płynu; w pewnym miejscu ścianka żołądka jest nadżarta i przepuszcza szarą ciecz. Wątroba – nieco blada, na oko normalna. Nerki normalnej wielkości. Serce – wielkości normalnej, z małą zawartością krwi w obu komorach. Zastawki normalne. W lewej komorze skrzepy włóknikowe. Do badania chemicznego zarezerwowano w słojach: żołądek, nerkę, 2 kawałki grubego jelita; wszystkie te narządy zalano spirytusem denaturowanym i przesłano do odpowiedniego zakładu w celu ustalenia, czy i jaka znajduje się w nich trucizna”.4

Do analizy przesłano również: wymiociny zmarłej, papier, w który było zawinięte ciastko, łyżkę oskarżonego i zeskrobany z niej proszek, a także kawałek ciastka, które zjadła denatka. Narządy wewnętrzne, wymiociny i papier zawierały arszenik w postaci tlenku, reszta przedmiotów – nie. Oskarżonego uznano za winnego i skazano na 12 lat więzienia. Nie poddawał się jednak i złożył apelację. Prof. Grzywo-Dąbrowski w swej opinii zaznaczył, że nie można z zupełną pewnością oprzeć się na oględzinach zwłok, które były jego zdaniem „niezmiernie powierzchowne i nie odpowiadały tym wymaganiom, którym musi zadość uczynić protokół”, ani na wynikach badania chemicznego narządów ciała, ponieważ umieszczono je w słojach ze spirytusem denaturowanym. Chemik nie miał próbki porównawczej i nie mógł wykluczyć, że ów spirytus nie zawierał arszeniku. Dzięki tej opinii przed skazanym otworzyła się szansa na uniewinnienie, bo sąd apelacyjny odroczył sprawę. Zarządzono ekshumację ciała 15 miesięcy po pochówku. We wrześniu 1929 r. w pobranych do badania resztkach narządów zmarłej znaleziono arszenik. Sąd apelacyjny podtrzymał wyrok. Grzywo-Dąbrowski podkreślał, że „błąd popełniony u zarania śledztwa (wadliwy protokół i użycie spirytusu denaturowanego) znacznie przedłużył sprawę”. Pomyłka mogła mieć też poważniejsze konsekwencje. Dlaczego? Gdyby zięć użył innej trucizny niż arszenik (a dostępność takich substancji była powszechna), prawdopodobnie odzyskałby wolność, bo podczas powtórnego badania nie udałoby się ich wykryć. Należy jednak zaznaczyć, że morderca – sfrustrowany zięć – zbrodnię dobrze przemyślał.

Pobił czy zabił

Bójki toczono z najbłahszych powodów: ktoś kogoś potrącił łokciem, nadepnął na sukienkę, rzucił ordynarne słowo, posłał krzywy uśmiech, komuś przeszkadzała kura sąsiada. Pewien osiemnastolatek został pobity przez dwóch braci za popchnięcie żony jednego z nich. Bójka nie wyróżniała się niczym szczególnym, gdy emocje opadły, panowie się rozeszli. Kilka dni później młody chłopak zaczął coraz bardziej skarżyć się na bóle brzucha. 11. dnia zmarł. Bracia zostali skazani przez sąd za pobicie ze skutkiem śmiertelnym. Złożono apelację. Raport z oględzin zwłok brzmiał:

„(…) znaleziono stan zapalny otrzewnej, jedna z pętli cienkich jelit była połączona ze ścianką brzuszną w okolicy pępka mocnym pasem tkanki łącznej (prawdopodobnie zarośnięty uchyłek Mekella), przez który była przerzucona jedna z pętli jelita cienkiego; w tym miejscu kiszka była zagięta, przełamana, ciemnowiśniowego koloru, poza tym część jelit była przesunięta pod korzeniem kreski jelit i dość mocno tam uciśnięta. Brak zmian w innych narządach”.

Biegli orzekli, że nie istnieje związek między pobiciem a śmiercią denata, ponieważ przez kilka dni pracował i nie skarżył się na żadne silniejsze dolegliwości. Rozstrzygający był wynik oględzin zwłok, wykazujący, że zapalenie otrzewnej i niedrożność jelit powstała w wyniku wady rozwojowej. Bracia zostali uniewinnieni i ukarani jedynie za naruszenie nietykalności osobistej zmarłego.

Wędkarz z wyobraźnią

Tym razem nie doszło do autopsji, ale to przypadek dowodzący wielkiej kreatywności przestępców. Szesnastoletnia dziewczyna, nazwijmy ją Wanda, w 1929 r. wychodzi za mąż. Pożycie zdaje się dobrze układać, pewnego razu jednak mąż przemocą usiłuje włożyć palce do jej pochwy. Od tego czasu Wanda odczuwa kłujący ból i znajduje w pochwie. haczyk do łowienia ryb. Mąż nie odpuszcza i wielokrotnie powtarza to samo. Wanda wyjmuje z pochwy kawałek papieru gazetowego z zawiniętymi zdechłymi muchami i dwie igły (jedną złamaną). Trafia do szpitala z wysoką gorączką, która utrzymuje się przez pewien czas. W ściance jej pochwy po lewej stronie wykryto ranę, a w pobliżu ciało obce – igłę zwróconą ostrzem na zewnątrz.

Mąż nie przyznał się do uszkodzenia ciała żony, choć sąsiedzi zeznawali, że wielokrotnie twierdził, iż Wanda szybko umrze. Skierowano go na badanie psychiatryczne, które nie wykazało odchyleń od normy. Sąd ostatecznie nie ustalił, co kierowało oskarżonym, bo, że on był sprawcą, ustalono bez większych problemów. Odrzucono wersję samogwałtu, tym samym uznając go za winnego. Rozważano różne motywy, od „zboczonego popędu”, zaspokajanego zadawaniem bólu kobiecie, po nader wymyślny sposób ostatecznego pozbycia się żony.
Cokolwiek by o tym myśleć, 100 lat temu w Polsce żyli przestępcy z bogatą wyobraźnią.

1 Rzeczpospolita 1922, nr 59 z 28 II (wyd. poranne)

2 Stan pogody, Kurjer Warszawski 1922, nr 97 z 8 IV (wyd. poranne), str. 4

3 Janicki, Epoka milczenia. Przedwojenna Polska, o której wstydzimy się mówić, Kraków 2018

4 Grzywo-Dąbrowski, Z Sali sądowej [w] Czasopismo sądowo-lekarskie nr 3, Warszawa 1930

 

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum