22 maja 2007

Wydatek, który się opłaca

Dzięki zastosowaniu innowacyjnych rozwiązań w medycynie leczenie pacjentów może być skuteczniejsze i niekoniecznie droższe. Musi się jednak zacieśnić współpraca pomiędzy jednostkami badawczo-rozwojowymi a przedsiębiorcami, a także zmienić filozofia liczenia kosztów terapii oraz mentalność pacjentów i samych lekarzy.

Proces wytwarzania i wdrażania nowych technologii jest kosztowny. Ale inwestowanie w innowacyjność może się opłacać producentom leków, wyrobów medycznych, firmom telekomunikacyjnym i informatycznym. Korzyść odnoszą pacjenci. Nowoczesne terapie stosowane w uzasadnionych przypadkach skracają bowiem czas powrotu do zdrowia, zmniejszają liczbę powikłań oraz działań niepożądanych. Zyskuje medycyna, a także… płatnik oraz budżet państwa. Pacjent leczony nowoczesnymi metodami – co prawda jednostkowo droższymi – w ogólnym rozrachunku mniej kosztuje Narodowy Fundusz Zdrowia, ponieważ wymaga krótszej i rzadszej hospitalizacji. Zaś możliwość szybkiego powrotu do pracy zmniejsza ryzyko utraty zatrudnienia przez pacjenta, co dla państwa oznacza dochody w postaci podatków oraz brak konieczności wypłaty świadczeń z tytułu niezdolności do pracy. Niestety, Fundusz chętniej płaci za procedury jednostkowo tańsze, ale biorąc pod uwagę całkowity koszt leczenia, niejednokrotnie mniej efektywne.

Powrót do normalności
Gdyby na przykład NFZ refundował neuroleptyki atypowe, tzw. leki przeciwpsychotyczne drugiej generacji, dla tych chorych na schizofrenię, u których terapia potencjalnie przyniosłaby lepsze efekty niż leczenie klasycznymi neuroleptykami, „znacznej części pacjentów nie trzeba byłoby wielokrotnie rehospitalizować” – uważa prof. Aleksander Araszkiewicz z Kliniki Psychiatrii AM Szpitala Klinicznego w Bydgoszczy. Nowsze farmaceutyki powodują bowiem mniej objawów ubocznych. Dzięki temu chorzy chętniej je przyjmują, rzadziej porzucają terapię, jak często ma to miejsce w przypadku leków pierwszej generacji, i stosunkowo szybko odzyskują zdolność do życia w społeczeństwie.

Sztuka wyboru
Gdyby policzyć całkowity koszt leczenia konkretnej jednostki chorobowej, mogłoby się okazać, że w określonych przypadkach „nowa technologia jest zdrowotnie i finansowo efektywniejsza” – podkreśla Bogdan Zacharski z Ogólnopolskiej Izby Gospodarczej Wyrobów Medycznych POLMED. I podaje przykład tradycyjnych opatrunków z gazy oraz opatrunków specjalistycznych. Pierwsze muszą być często zmieniane, drugie – jednostkowo droższe – można zmieniać co kilka dni. Mówi o tym ulotka, ale trzeba pamiętać, że każda rana goi się inaczej. Jeśli pod opatrunkiem zbierają się płyny ustrojowe, wówczas opatrunek, bez względu na jego właściwości, trzeba zmieniać często, czasem nawet codziennie. Zatem bardziej zaawansowane rozwiązania należy stosować z rozwagą, pamiętając o tym, że nawet najzamożniejsze społeczeństwa nie mogą sobie pozwolić na luksus nieliczenia kosztów. Zadaniem lekarza jest leczyć zgodnie z najlepszą wiedzą i przy zastosowaniu metod najwyższej jakości, ale to zobowiązanie nie zwalnia go z obowiązku dokonywania rozsądnych wyborów. Pomocna byłaby tutaj standaryzacja, czyli szczegółowe wytyczne, jak postępować w określonych przypadkach, oraz gwarancja zapłaty ze strony Funduszu za wykonane procedury.

Czas na mniejszych
„Cena wielu z nich mogłaby spaść, niektórych nawet kilkakrotnie, gdyby większa część wyrobów medycznych była produkowana w naszym kraju” – uważa prof. Krzysztof Kędziora, dziekan Wydziału Mechanicznego Energetyki i Lotnictwa Politechniki Warszawskiej. Jego zdaniem, jest tutaj miejsce dla małych i średnich przedsiębiorców rodzimych, którzy obecnie chętniej zajmują się dystrybucją. Dlaczego do wytwarzania wyrobów medycznych podchodzą z rezerwą? „Bo nie dysponują dostatecznymi środkami finansowymi. Stąd konieczne jest wsparcie ich działalności ze strony państwa” – zwraca uwagę prof. Kędziora. Gdyby udało się w znaczący sposób obniżyć bariery finansowe, współpraca pomiędzy światem nauki a małymi i średnimi firmami mogłaby się zacieśnić. Skorzystałoby na tym środowisko medyczne, NFZ, budżet państwa i ci, którym medycyna służy, czyli pacjenci. Na poparcie tej tezy prof. Kędziora podaje przykład endoprotezy stawu łokciowego. „Niestandardowa endoproteza stawu łokciowego, dostępna na polskim rynku dzięki importowi z zagranicy, kosztuje kilkadziesiąt tysięcy złotych. Rodzime firmy mogą produkować znacznie tańsze endoprotezy na wymiar. Ich koszt to wydatek ok. kilkunastu tysięcy złotych, zaś ich wartość terapeutyczna to możliwość odzyskania pełnej sprawności ręki” – podkreśla prof. Kędziora.

Mniej szpitala, więcej pieniędzy
Koszty leczenia można by też zredukować dzięki szerszemu zastosowaniu w medycynie nowych technologii telekomunikacyjnych i informatycznych. Gdyby istniała zintegrowana baza danych zawierająca szczegółowe informacje na temat procesu chorobowego pacjentów, wówczas lekarz w dowolnej placówce, mając wgląd do dokumentacji medycznej, mógłby zaoszczędzić pieniądze podatnika, np. na zlecaniu niepotrzebnych powtórnych badań.
Wymierne korzyści finansowe przyniosłoby również upowszechnienie usług medycznych na odległość. Wówczas konsylia, operacje i monitoring pacjentów, w uzasadnionych przypadkach, odbywałyby się z wykorzystaniem sieci teleinformatycznej. Dzięki temu skróciłby się czas hospitalizacji – pacjenci dochodziliby do pełnej sprawności w domu. Jednak zmianie musiałaby ulec mentalność chorych. Wielu z nich bowiem traktuje pobyt w szpitalu jako formę bezpłatnego odpoczynku. Ale upowszechnienie nowinek technicznych z czasem wymusiłoby na pacjentach akceptację innych metod leczenia. Na razie najpoważniejszym problemem wydają się niskie nakłady na ochronę zdrowia. „Z tego powodu na tle Europy Polska jest krajem, w którym pacjenci mają najmniejszy dostęp do nowych technologii medycznych” – podsumowuje przewodniczący Okręgowej Rady Lekarskiej w Warszawie Andrzej Włodarczyk.
ogło

Archiwum