19 października 2013

Przyszła koza do Krynicy

Elżbieta Cichocka

Dawno, dawno temu, sześć czy nawet osiem lat wstecz, dostałam podczas seminarium na Wydziale Ekonomii Uniwersytetu Warszawskiego małą plastikową kozę. Maskotkę rozdawała dr Katarzyna Tymowska zwolennikom Koordynowanej Opieki Zdrowotnej (KOZ – stąd skojarzenie z tym rogatym zwierzęciem). Dostało ją wielu dyrektorów szpitali, ale to przecież nie oni podejmują decyzje o kierunkach zmian w systemie ochrony zdrowia.
W tym roku problem opieki koordynowanej został poruszony na forum w Krynicy. Najwyższy czas, bo proces dezintegracji systemu doszedł już do takiego etapu, że nikt nie panuje nad niczym. Nie wiadomo, kto i jak ma sterować inwestycjami, więc w rezultacie są miejsca w Polsce, gdzie wysycenie urządzeniami do rezonansu i PET na 1 mln mieszkańców jest większe niż w dużo bogatszych Niemczech.
A w ochronie zdrowia tak już jest, że podaż generuje popyt, więc pieniądze wydane na zbędny sprzęt wygenerują zbędne badania, za które trzeba będzie zapłacić.
Bez planu powstają nowe, znakomicie wyposażone szpitale prywatne, które potem różnymi metodami dobijają się o kontrakty z NFZ. Jeśli je dostają, to kosztem okrojenia pieniędzy przeznaczonych dla już istniejących placówek, więc wrogość między świadczeniodawcami narasta. O chorym nikt nie myśli. Pacjent ginie w rozdrobnionym systemie, a jakość całkiem umknęła.
Moja znajoma już piąty miesiąc przyjmuje środki przeciwbólowe. Błąka się od lekarza POZ do specjalistów, od specjalistów do szpitali, które odsyłają ją z powrotem do POZ. Wydała sporo własnych pieniędzy, bo tylko one gwarantują jej krótką ścieżkę do badań diagnostycznych, ale do tej pory nikt jeszcze nie postawił diagnozy, więc i nie zaczął leczenia. Była nawet skłonna uznać, że ten ból sobie wyobraża, ale lekarka rodzinna wykluczyła schorzenie psychiczne – wyniki analiz wskazują, że jest chora somatycznie, tyle że nie wiadomo na co. Każda placówka, do której trafiła, zrealizowała swoje świadczenie medyczne i wzięła za to pieniądze, prywatne albo publiczne, i żadna nie jest odpowiedzialna za efekt.
Dogmat o cudownej mocy konkurencji, która miała przynieść poprawę jakości opieki medycznej, skompromitował się. Nasila się konkurencja wszystkich ze wszystkimi, ale nie o pacjenta, tylko o skąpe środki z NFZ. Strach pomyśleć, do czego ta narastająca wrogość może jeszcze doprowadzić.
Koordynowana opieka polega na tym, że tworzy się sieć dostawców usług medycznych, która razem wzięta zapewnia szeroką opiekę nad chorymi, gwarantuje im ciągłość leczenia i dba o jakość. To nie musi się odbywać pod jednym dachem, poszczególne placówki mogą mieć też różnych właścicieli. Zarządzanie taką siecią jest prawdziwą sztuką. Ale sztukmistrzów u nas brakuje, a jeżeli nawet są, to nikt z ich wiedzy nie korzysta. Menedżerom trzeba by dostarczyć doskonale przemyślany zestaw narzędzi, aby w rezultacie zmienionego finansowania uzyskać i jakość, i kompleksowość leczenia. Wymagałoby to konsultacji ze wszystkimi uczestnikami systemu. Jak powiedział w Krynicy wiceminister Sławomir Neuman, takie zmiany wymagają pieniędzy, a w przyszłym roku ich nie będzie. – Gdyby koordynowana opieka była łatwa, to już dawno by ją wprowadzono – stwierdził.
O lepszym leczeniu możemy więc sobie pomarzyć.

Archiwum