22 marca 2024

Pani Krysiu, widzę, że czuje się pani lepiej…

tekst ŁUKASZ ŚWIĘCICKI

 

Typowa scena podczas obchodu, w tym wypadku akurat na oddziale psychiatrycznym.

 

Ordynator: Dzień dobry pani Krysiu, jak się pani czuje?

 

Pani Krysia: Dziękuję, fatalnie. Bardzo źle!

 

O.: No proszę! A wygląda pani zdecydowanie lepiej! Widzę, że i makijaż się pojawił.

 

P.K.: To jest permanentny makijaż zrobiony w zeszłym roku.

 

O.: Że jaki? Nie szkodzi. W każdym razie coś widać. Proszę mi wierzyć, ja na panią patrzę i lepiej widzę wszystkie różnice.

 

P.K.: Może i pan widzi, ale ja czuję, że nic mi nie lepiej. Jestem apatyczna, przygnębiona, cały czas leżę w łóżku.

 

O.: Może powinna pani pójść na zajęcia? Przykładowo grupy wsparcia?

 

P.K.: No, może powinnam, ale ja przecież nie mogę, bo się bardzo źle czuję.

 

O.: A wygląda pani lepiej…

 

Można tę historię ciągnąć bez końca, ale wszystko ma swój kres, a poza tym ordynator ma akurat zapalenie ścięgien obu dłoni i spieszy się do rehabilitanta, który go leczy.

 

Rehabilitant: Witam, panie Łukaszku…

 

Ordynator, odtąd już Łukaszek (w myślach: Ja bym ci dał Łukaszka, jakby mnie te ręce tak nie bolały): Witam, witam pana doktora.

 

R.: No i jak się pan czuje?

 

Ł.: Fatalnie, strasznie mnie bolą ręce.

 

R.: No, proszę. A wyglądają o wiele lepiej!

 

Ł.: Ale gdzie tam! Proszę zobaczyć jaki obrzęk.

 

R.: Panie Łukaszku kochany, tylko pan to tak odbiera! Ten obrzęk był dwa razy większy jeszcze tydzień temu. Teraz to najwyżej obrzęczek.

 

Ł. (w myślach: Sam masz obrzęczek i to mózgu): No nie wiem, tak pan doktor myśli?

 

R.: Ależ jestem pewien! Potrzebuje pan tylko kilku zastrzyczków w rączki.

 

Ł. (Boże, jeszcze chce mnie kłuć? To wariat!): Jest pan doktor pewien, że potrzebne są zastrzyki? Te ręce strasznie bolą…

 

R.: Ojojoj, nie bądźmy tacy delikatni. Rączka nie odpadnie. Zastrzyczek nie boli.

 

Ł. (Ciebie pewnie nie boli): Aaaaaa!

 

R.: No i już po wszystkim. A rączki świetnie wyglądają.

 

Dyskusja mogłaby jeszcze trwać, ale rehabilitant się spieszy. Ma wizytę u urologa. Strasznie boli go pęcherz i do tego odnosi wrażenie, że ma nietrzymanie moczu. Urolog mówi, że wszystko jest świetnie. Łatwo mu mówić.

 

Myślę, że nie ma sensu przytaczać kolejnego dialogu i wewnętrznych monologów. Kolejne sytuacje kliniczne wyglądają bardzo podobnie. Podstawowym problemem jest różnica między „obiektywnym” oglądem sytuacji demonstrowanym przez lekarza i subiektywnym odczuciem, którego przedstawicielem i nosicielem jest pacjent. To zazwyczaj spora różnica.

 

Czy to znaczy, że lekarz nie ma prawa do swojej wizji pacjenta? Czy pacjent zawsze wie lepiej, bo to on cierpi?

 

Wbrew temu, co być może zasugerowałem w prześmiewczych dialogach (wziętych oczywiście wprost z życia, no bo skąd?), wcale tak nie uważam. Jeśli pozwolimy (my, lekarze) pacjentowi napawać się swoim bólem, prawdopodobnie mocno opóźnimy proces zdrowienia. Mechanizm „wtórnej korzyści” z choroby jest z pewnością mocno demonizowany, ale nie można powiedzieć, że takiego problemu nie ma. Cywilizacyjny (chrześcijański!) imperatyw uszanowania choroby bardzo kusi. Trudno zrezygnować z całej listy przywilejów, które – przynajmniej do czasu – przysługują osobie chorej. Lekarz musi wiedzieć, kiedy i jak przekłuć ten balonik. Być może to jedna z najtrudniejszych do zdobycia umiejętności. Mówię to nie jako lekarz, ale raczej jako pacjent, którym w ostatnich latach coraz częściej bywam.

 

Nie chodzi mi więc o to, że „pacjent ma zawsze rację”. Gdyby tak było, kwestia leczenia byłaby prosta. W pełnej pokorze (co może stanowić problem, ale da się wyćwiczyć) słuchamy chorego i wykonujemy jego zalecenia. I jesteśmy w domu. Nie ma tak dobrze. Trzeba umieć przerwać marudzenie i cierpienie. O co mi więc chodzi?

 

Jako pacjent, który bywa lekarzem, mam jedną prośbę. Pamiętajcie (wy, lekarze!), że to jednak nas (pacjentów!) boli. Po prostu. Ból jest niezwykłą w swoim rodzaju rzeczywistością. Poza bólem jest tylko śmierć. Czysty ból jest bardzo czysty. To znaczy, że nie można go zagadać żadną tam „panią Krysią”. Czysty ból wymaga ogromnego szacunku i ciszy. Jak to odróżnić od różnych „wtórnych korzyści”? Bo ja wiem? Pewnie do końca się nie da. Proszę, także siebie jako lekarza, o tym pamiętać.

 

Jeśli mówimy komuś, jeśli ja komuś mówię, jeśli ty komuś mówisz (jako lekarz, jako terapeuta, jako osoba znacząca): „Dobrze pani wygląda”, „Zdrowo pan wygląda”, zawsze pamiętajmy, że tam, w środku, może być taki ból, jakiego nie znamy i jakiego nie chcielibyśmy (nie chcielibyście!) nigdy doświadczyć. Ból boli. Ja się o tym dowiedziałem. Żebym jeszcze pamiętał w odniesieniu do bólu cudzego! Bo boli tylko własny. Czy to przypadkiem nie jest centralny punkt chrześcijaństwa? Nie wiem, ale nie zdziwiłbym się.

 

Dlaczego ból i depresja są w jednym felietonie? Bo to w zasadzie to samo, tylko od innej strony. Sprawdzałem. Czuwaj!

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum