18 czerwca 2013

Hanna Lange-Horbowska-Marzec, (1922-2012)

W roku 1932 do pierwszej klasy prywatnego gimnazjum Janiny Tymińskiej przy ul. Traugutta 6 przybyło wiele nowych uczennic, wśród nich Hanna Lange. Koleżanki uważały, że jest najładniejszą dziewczynką w szkole.
Z zapałem rozpoczęła naukę. Podobnie jak ja, wybrała język niemiecki, mimo że większość klasy zdecydowała się na francuski. Niemieckiego uczyła się aż do matury, podczas której egzamin pisemny musiała napisać gotykiem. Przyjaźniła się z Atą Michałowską, córką ministra sprawiedliwości, zwaną „Michałem”, i Irką Wicherkiewicz, zwaną „Wichrem”. Hanię nazywano „Lalcią”. Cała trójka nosiła nazwę „Pętaki”. To określenie było znane nawet statecznej i poważnej pani przełożonej. Wesołej trójce przychodziły do głowy różne szalone pomysły, ale przewinienia szybko były darowywane, gdyż dziewczęta uczyły się dobrze.
Po latach nauki Hania miała trudności z dopuszczeniem do egzaminu maturalnego. Wyniknęły nie z powodu stopni, ale ze względu na zbyt młody wiek. Przystępując do egzaminu maturalnego, trzeba było mieć 18 lat, a Ona miała niecałe 17. Po wielu staraniach Jej mamy dopuszczono Hanię do matury, uzyskała ją razem z 14 koleżankami.
Po rozbudowie szkoły w 1933 r. miałyśmy własną kaplicę. Hania służyła do mszy świętej jako ministrant. Przez wiele lat należała do drużyny harcerskiej. Podczas wakacji brała udział w obozach urządzanych w Białce Tatrzańskiej. Przed małą maturą w 1937 r. ukończyła kurs ratownictwa ogólnego i przeciwgazowego organizowany przez PCK. W roku 1935, po śmierci marszałka Józefa Piłsudskiego, odwiedziła Kraków, by złożyć hołd zasłużonemu wodzowi.
Na 100 dni przed maturą odbył się bal. Hania przyprowadziła Janka Horbowskiego. Po wesołej zabawie przy dźwiękach poloneza młodzież wkroczyła na salę jadalną. Smakowite torty nie były pokrojone. Hania chwyciła ogromny nóż i, przystępując do dzielenia tortu, odezwała się: „Teraz będzie cesarskie cięcie”. Po takim dictum zapanowała ogólna konsternacja. Trwała dobrą chwilę, jedynie Hania nie rozumiała, czemu Jej wypowiedź spowodowała taką reakcję. Użyła określenia, które wydawało się Jej po prostu bardzo oryginalne.
Na początku maja, zgodnie z tradycją gimnazjum, pojechała do Częstochowy, by pomodlić się przed czekającymi Ją egzaminami. Zdała pomyślnie maturę, ale nie mogła rozpocząć studiów, gdyż we wrześniu wybuchła wojna. Naukę zaczęła dopiero w 1941 r. w Prywatnej Szkole Zawodowej dla Pomocniczego Personelu Sanitarnego dr. Zaorskiego w Warszawie. Tablicę z dwujęzyczną nazwą powieszono przy prawej furcie prowadzącej na teren uniwersytetu, który zajęli Niemcy, odgradzając się drutem kolczastym. Pozostawili do dyspozycji szkoły tylko poważnie uszkodzony budynek Medycyny Teoretycznej. Wkrótce okupant zamknął furtę wejściową i słuchacze, żeby się dostać do szkoły, musieli wchodzić przez bramę należącą do pałacu Tyszkiewiczów. Hanna mieszkała na skarpie, tuż za ogrodzeniem uniwersytetu, gdzie znajdowała się willa jej rodziców. Do domu państwa Lange trzeba było iść od ul. Radnej, alejką wspinać się pod górę, by znaleźć się w ogródku Hani mieszkającej z rodzicami i młodszą siostrą Tereską.
Byłam w tym domu na przyjęciu z okazji urodzin Hani razem z kolegami ze szkoły dr. Zaorskiego. Hania odwiedziła mnie razem z Jankiem Horbowskim w mieszkaniu na terenie dawnego getta przydzielonym mojej rodzinie po wysiedleniu z własnego mieszkania. Obchodziłam wtedy 21. urodziny, które były tzw. pełnoleciem.
Podczas Powstania Warszawskiego Hania razem z Jankiem Horbowskim znalazła się na Ochocie. Widząc beznadziejność walki, starali się wydostać z Warszawy. Na ul. Kaliskiej natknęli się na ciężko ranną dziewczynę. Janek znalazł dwukołowy wózek, położyli na nim ranną i udało się im wydostać z Warszawy. Dotarli do majątku rodziców Hani, w którym znaleźli całą rodzinę, spokój i azyl.
Po wyzwoleniu Hania kontynuowała studia, najpierw na nowo tworzącym się wydziale lekarskim na tzw. Boremlowie, a następnie na uniwersytecie w lewobrzeżnej Warszawie. Kiedyś spotkałam Hanię i Janka popychających wózek ze środkami czystości, które sprzedawali, żeby zarobić na codzienne potrzeby i kontynuowanie studiów. Obydwoje przyzwyczajeni do dobrobytu i luksusu, musieli się borykać z trudnym życiem. Zdobyli dyplomy. Hania urodziła dwoje dzieci. Rano odprowadzała je do przedszkola i żłobka, a sama spieszyła do pracy w stacji sanitarno-epidemiologicznej, w której dostała etat. „Łapała za ogony bakteriofagi” – tak określił Jej pracę Zbyszek Sitowski. Po pewnym czasie stację przeniesiono na ul. Żelazną, tam Hania pracowała do emerytury.
Przez wiele lat przewodniczyła zebraniom koła wychowanek Janiny Tymińskiej. W roku 1984, po uroczystej mszy świętej w kościele Sióstr Wizytek, razem z zebranymi licznie wychowankami gimnazjum brała udział w odsłonięciu tablicy pamiątkowej na pl. Małachowskiego. Ze słuchaczami okupacyjnej szkoły spotykała się co miesiąc na Starym Mieście, następnie w Alejach Jerozolimskich, wreszcie w domu Towarzystwa Lekarskiego przy ul. Raszyńskiej.
Zachęcona przez Hanię, zaczęłam regularnie pisać. Najpierw wspomnienia o zamordowanym przez NKWD prof. Marianie Grzybowskim, następnie przelewałam na papier przeżycia z lat młodości i studiów w czasie okupacji. Niedawno dowiedziałam się, że w lecie Hania odeszła od nas na zawsze. Straciliśmy koleżankę o ładnej buzi i pięknym, prawym charakterze.

Irena Ćwiertnia-Sitowska

Archiwum