8 stycznia 2008

Dzieci też chorują na raka

Ponad 100 tys. Polaków rocznie dowiaduje się, że cierpi na chorobę nowotworową. Statystki biją na alarm, dlatego lekarze, media i osoby publiczne czynnie włączają się w akcje profilaktyczne i zbiórki pieniędzy. Powoli działania te dają rezultaty – coraz więcej kobiet bada piersi, robi cytologię, a mężczyźni zaczęli badać prostatę.
Niestety, dotychczas rzadko mówiono o dzieciach, które też umierają z powodu zbyt późno wykrytej choroby nowotworowej. Temat ten pojawia się tylko przy zbiórkach pieniędzy na leczenie, nie mówi się natomiast o badaniach przesiewowych czy czynnikach ryzyka.
Temat jest trudny, tak jak przejście korytarzem oddziału onkologii dziecięcej. Można odnieść wrażenie, że nikt nie chce mówić czy pisać o tym problemie. Dzieci nie opowiadają przed kamerami o swoim niewyobrażalnym cierpieniu, a ich rodzice nie mają siły walczyć o przełamanie tego tabu.
Większość Polaków uważa, że problem nowotworowy na pewno nie dotyczy ich dziecka. Do lekarza zazwyczaj zgłaszają się zbyt późno. Jeżeli nawet zrobią to odpowiednio wcześnie, nie daje to gwarancji szybkiego postawienia dobrej diagnozy. Różnorodne objawy oraz niewielki dostęp do szkoleń z zakresu chorób nowotworowych u dzieci dla lekarzy pierwszego kontaktu powodują, że diagnoza często stawiana jest bardzo późno. Problem zwiększa również zbyt mała liczba pediatrów.
We wczesnym stadium, dającym większą szansę na pełne wyleczenie, rozpoznawanych jest w naszym kraju tylko 8 proc. przypadków nowotworów u dzieci. W Europie Zachodniej odsetek ten jest dużo wyższy – wynosi ponad 25 proc. Wczesna diagnostyka radykalnie zwiększa szanse na skuteczne pokonanie nowotworu.
Niestety, cykliczne badania przesiewowe prowadzi w Polsce tylko Fundacja Ronalda McDonalda. „Wyszkoliliśmy 1600 lekarzy. Prowadzimy badania przesiewowe: USG szyi, jamy brzusznej i moszny u chłopców. Przebadaliśmy w ten sposób 4 tys. dzieci. Wszystkie dzieci powinny mieć robione takie badania. W ten sposób udaje się wykryć też inne anomalie” – mówił prof. Adam Jelonek, lekarz pediatra, prezes Fundacji Ronalda McDonalda, podczas konferencji prasowej rozpoczynającej kampanię „NIE nowotworom u dzieci”.
Dodał, że szkolenia lekarzy POZ dają konkretne efekty: „Ci lekarze działają błyskawicznie. Gdyby ktoś zapytał mnie jako starego lekarza, czy warto wykonać ten wysiłek dla uratowanego jednego pacjenta, powiedziałbym, że warto, bo życie nie ma ceny”.

Prof.
Stuart Elliott Siegel, onkolog i hematolog dziecięcy, kierownik Oddziału Hematologii i Onkologii Szpitala Dziecięcego w Los Angeles, podkreślił, że rola lekarza POZ jest nieoceniona, szczególnie kiedy przy typowych schorzeniach leczenie nie przynosi efektu. Ważne, aby medycy byli świadomi faktu, że objawy chorób dziecięcych mogą być również objawami nowotworów. Prof. Siegel zaznaczył, że polscy lekarze w terapii nowotworów u dzieci stosują najnowocześniejsze metody, takie jak ośrodki w Europie Zachodniej czy USA: „Dokonała się wielka rewolucja terapeutyczna. Teraz możliwe jest wyleczenie i dobra jakość dalszego życia”. Prof. Siegel opowiadał, że 3 tyg. przed konferencją był gościem na ślubie swojego pacjenta, który w wieku 18 lat miał złośliwego guza miednicy: „To doskonały przykład na to, że usunięcie guza i chemioterapia były skuteczne. Chłopak studiował, był prezesem 4 różnych firm”.
Zdaniem prof. Jerzego Kowalczyka, krajowego konsultanta ds. onkologii i hematologii dziecięcej, choroba nowotworowa u dzieci powinna być rozpoznana już przy wystąpieniu pierwszych objawów. Chociaż nie są zbyt konkretne, lekarz pierwszego kontaktu powinien reagować szybko i kierować dziecko do jednostki specjalistycznej, gdzie pacjent zostanie gruntownie zdiagnozowany. „Dużym problemem jest marginalizacja pediatrii. Lekarze rodzinni są najczęściej nastawieni na leczenie dorosłych” – podkreślił podczas konferencji prof. Kowalczyk.
„Jedną z większych przeszkód w szybkiej diagnostyce chorób nowotworowych dzieci jest pewna blokada, jaka istnieje w każdym człowieku przed złożeniem razem słów: nowotwór i dziecko. Te słowa po prostu razem nie pasują. W konsekwencji dzieci leczone są miesiącami na źle zdiagnozowaną anginę lub szereg innych, nieistniejących przypadłości, podczas gdy w ich organizmie rośnie guz” – mówił prof. Kowalczyk.

Polskie Towarzystwo Onkologii i Hematologii Dziecięcej oraz Fundacja Ronalda McDonalda zainicjowały społeczną kampanię na rzecz postępu w onkologii dziecięcej pod hasłem „NIE nowotworom u dzieci”. Ma ona zwrócić uwagę opinii publicznej na rangę tego zagadnienia. Jest apelem skierowanym do szerokiego kręgu odbiorców, mającym na celu zaangażowanie różnych grup społecznych w działania zmierzające do podniesienia znaczenia profilaktyki i wczesnej diagnostyki. W ramach kampanii są prowadzone akcje szkoleniowe dla lekarzy podstawowej opieki zdrowotnej oraz edukacyjne skierowane do rodziców. Organizatorzy podkreślają, że równie ważny jest w niej udział środowiska lekarzy, jak i rodziców.

Patryk Tomasik, 9 lat

Patryk doznał urazu, spadł z roweru. Miał dużo siniaków. Lekarz, który go badał, stwierdził, że zmiany skórne nie są typowe i choć chłopiec nie miał innych objawów, skierował go na badania onkologiczne. U Patryka zdiagnozowano ostrą białaczkę limfoblastyczną, lecz dzięki wczesnemu podjęciu właściwego leczenia jego rokowania są dobre. Obecnie przebywa w domu. Co kilka dni zgłasza się do szpitala na zabiegi. Lekarz, który skierował chłopca
na badania, przeszedł szkolenie „NIE nowotworom u dzieci”.

Anna
KACZMAREK

Archiwum