13 grudnia 2019

Rózga czy prezent

Małgorzata Solecka

„Czas jest ojcem prawdy” – pisał François Rabelais już w XVI w. Niekiedy na potwierdzenie prawdy, czyli stanu faktycznego, trzeba rzeczywiście czekać długo, całymi latami. W sprawie rzekomego zwiększania finansowania ochrony zdrowia wystarczyło poczekać do połowy listopada, gdy OECD opublikowało raport „Health at a Glance”.

Nie żeby dane z raportu były jakimś zaskoczeniem. Już w październiku 2018 r. Małgorzata
Gałązka-Sobotka, wiceprzewodnicząca Rady NFZ i jedna z liderek ministerialnej debaty „Wspólnie dla zdrowia”, przestrzegała, że nadchodzi weryfikacja – obiektywna, bo zewnętrzna – zapisów ustawy 6 proc. PKB na zdrowie. A konkretnie, że zapisane w ustawie wskaźniki mapy drogowej, która ma doprowadzić do owych 6 proc. PKB, nijak się mają do rzeczywistości.
Już za kilka tygodni zostanie opublikowany raport OECD. Dla OECD nie jest ważne, jak my liczymy wskaźnik. Nasze nakłady zostaną przeliczone tak samo, jak liczy cała Europa, a Europa liczy nakłady publiczne do PKB w danym roku, którego ta statystyka dotyczy. Oczywiście na nasz własny rachunek wewnętrzny możemy liczyć nakłady wstecznie, ale pamiętajmy, że na światowych konferencjach i tak będziemy musieli mówić, jak wyglądamy na tle tych państw według statystyk OECD – stwierdziła.

Słowo stało się ciałem. Według danych OECD publiczne nakłady na zdrowie w Polsce wyniosły w 2018 r. około 4,4 proc., choć – według ustawy 6 proc. PKB – powinny przekraczać 4,8 proc. PKB. I przekroczyły, tyle że PKB sprzed dwóch lat.

A problemów w systemie przybywa: zadłużenie ogółem SP ZOZ, skrzętnie ukrywane przez Ministerstwo Zdrowia aż do wyborów, ujrzało światło dzienne. Niemal 14 mld zł (na 30 czerwca 2019 r.). A gdzie zobowiązania instytutów i spółek z udziałem podmiotów publicznych? Gdzie informacje o zobowiązaniach wymagalnych?

Nic dziwnego, że po optymistycznych tonach, które dominowały jeszcze kilka miesięcy temu w debacie „Wspólnie dla zdrowia” (czy ktoś pamięta jeszcze, że jednym z jej głównych motywów przewodnich było stwierdzenie, że środków na zdrowie przybywa i będzie przybywać tak radykalnie, iż możemy nie zdążyć ich właściwie zagospodarować), nie ma już śladu. Przeciwnie. – Należy pamiętać, że siła nabywcza pieniądza, który mamy do dyspozycji w NFZ, systematycznie słabnie o wskaźnik inflacji – oceniała podczas eksperckich debat Gałązka-Sobotka. Bo choć roczna inflacja oscyluje wokół 3 proc., wskaźnik wzrostu cen w sektorze usług medycznych jest ponaddwukrotnie wyższy (6,5 proc.). – W ciągu ostatnich lat odnotowywaliśmy wzrost nakładów w NFZ na same świadczenia zdrowotne na poziomie około 5 proc. To znaczy, że mimo rosnącej dynamiki nakładów, będziemy za to w stanie kupić mniej. I rzeczywiście, zarówno w podstawowej opiece, jak i w AOS, kupujemy porównywalnie tyle świadczeń co w 2015 r. – tłumaczyła wiceprzewodnicząca Rady NFZ.

Stąd coraz śmielej i głośniej powtarzany postulat, by jednak wrócić do dyskusji, jak naprawdę, realnie, zwiększać nakłady na zdrowie. A konkretnie – w jaki sposób sfinansować ten wzrost. Na przykład – i to również w ostatnich tygodniach często pojawiający się postulat – podnosząc składkę zdrowotną do 11 proc.

Podniesienie składki to idea mocno wybrzmiewająca na konferencjach ekspertów. Przykładowo w listopadzie 2019, na Kongresie „Zdrowie Polaków 2019”, którego głównym organizatorem był prof. Henryk Skarżyński. O ile jednak eksperci (również przedstawiciele instytucji państwowych, instytutów medycznych, a nawet NFZ) pomysłowi podniesienia składki kibicują, a nawet przyklaskują, politycy partii rządzącej problemu zdają się nie widzieć. Ba, konsekwentnie powtarzają mantrę o radykalnym, bezprecedensowym i historycznym wzroście finansowania, gwarantowanym ustawą.

Ustawa się samofinansuje, pieniędzy nominalnie przybywa, bo zwiększanie wynagrodzeń i zatrudnienia wyprzedza wzrost PKB – podkreślają tymczasem ekonomiści, oceniając, że w warunkach spowolnienia wzrostu, wyhamowania dynamiki płac sfinansowanie wzrostu przewidzianego w ustawie jest mało realne.

A co mają do powiedzenia tzw. czynniki najwyższe?
Zwiększyliśmy finansowanie z 70 mld zł do 106 mld zł, czyli o ponad 50 proc.! – mówił w exposé po powołaniu nowego rządu premier Mateusz Morawiecki. Rzeczywiście, w 2014 wydatki publiczne na zdrowie wyniosły 70 mld zł. I stanowiły porównywalny odsetek PKB do tego z 2018 r.

Za mijanie się z prawdą, pudrowanie rzeczywistości i absolutne ignorowanie faktów należy się, jak wiadomo, rózga. Czas przyspieszył, święty Mikołaj do niektórych przyszedł już w listopadzie z okazałą rózgą… A nawet dwiema.

Pierwsza, ogromna rózga, to wyrok Trybunału Konstytucyjnego, który orzekł – streszczając sentencję – że państwo nie może przerzucać skutków wprowadzanych przez siebie zmian w systemie ochrony zdrowia (tu należałoby przypomnieć – sieć szpitali, normy zatrudnienia pielęgniarek, minimalne wynagrodzenia pracowników medycznych, ale też część regulacji dotyczących wynagrodzeń lekarzy) na szpitale i samorządy terytorialne.
Za niedofinansowanie systemu ochrony zdrowia i koszty rosnące szybciej niż przychody nie powinni odpowiadać dyrektorzy szpitali ani starostowie czy wojewodowie.
A kto? Oczywiście – NFZ. Albo jeszcze inaczej – państwo.

Skutki wyroku TK są w tej chwili trudne do przewidzenia. Wiadomo tylko, że za około 18 miesięcy (czas będzie biegł od daty publikacji w Dzienniku Ustaw, ale chyba nikt nie przypuszcza, że rząd publikację wstrzyma) ochrona zdrowia znajdzie się w zupełnie innej rzeczywistości. Długi szpitali nie znikną, nie zniknie – należy się obawiać – problem niedofinansowania. Pytanie, co z tym fantem zrobią decydenci…

Druga, nieco mniejsza rózga (za to wyraźnie kolczasta) to wystąpienie Adriana Zandberga w debacie nad exposé. Lider lewicy, jak stwierdzili komentatorzy, nie brał jeńców, a jednym z wiodących wątków jego przemówienia były właśnie kwestie związane z ochroną zdrowia. Zapowiedź złożenia dwóch projektów – o lekach refundowanych za 5 zł oraz o przeznaczeniu 7,2 proc. PKB na zdrowie szybko i „bez żadnych księgowych sztuczek”, nawet przy założeniu, że Prawo i Sprawiedliwość nie dopuści ich do pierwszego czytania, to dla rządu i koalicji rządzącej ogromny problem.
Niezależnie od tego, jak oceniany jest program lewicy (konkretnie partii Razem, którą Zandberg reprezentuje) w sprawach zdrowia, na scenę polityczną wkroczyła razem – nomen omen – z Razem nowa jakość nowoczesnej, mocno socjalnej lewicy. PiS będzie się musiało z tym wyzwaniem zmierzyć. Bez możliwości sięgania po argument: – Mieliście osiem lat… 

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum