14 listopada 2007

Radom – reportaż

Od lat powtarzamy (lekarze – przyp. red.), że system jest niewydolny. Nie możemy efektywnie wykorzystywać swojej wiedzy i umiejętności” – tłumaczy powód wejścia w spór zbiorowy z dyrektorami szpitali, dr Julian Wróbel, lider protestujących w Radomiu medyków. Co teraz czuje, stojąc przed Wojewódzkim Szpitalem Specjalistycznym – miejscem, w którym do wczoraj leczył chorych? „Jest mi przykro i żal pacjentów. Chciałbym być z nimi na oddziale” – przyznaje bezrobotny, jak sam się określa, doktor.

To ich RaDom
W trzech radomskich placówkach – Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym, Radomskim Szpitalu Specjalistycznym i Szpitalu Psychiatrycznym – pomocy medycznej wymaga ponad 1,5 tysiąca pacjentów. Część chorych w ciągu ostatnich kilku dni wypisano ze szpitali; nie przyjmuje się też nowych pacjentów. „Co z nami będzie? Nie chcemy się leczyć w Warszawie. Mamy własne szpitale” – mówią zaniepokojeni pacjenci, do których docierają informacje o planowanej ewakuacji.
Tymczasem dyrektorzy placówek opracowują listy chorych, których trzeba będzie przetransportować do szpitali w Iłży, Lipsku, Kozienicach, Lublinie, Kielcach, Puławach, Warszawie… Zaś urzędnicy samorządowi krążą od placówki do placówki – zbierają informacje o „aktualnym stanie”. „Jesteśmy przygotowani; są miejsca w szpitalach, mamy środki transportu” – uspokaja wojewoda mazowiecki Jacek Sasin. Apeluje do lekarzy o „opamiętanie i ustępstwa”. Konstatuje: lekarze odeszli od łóżek pacjentów. A wicemarszałek województwa Waldemar Roszkiewicz zarzuca medykom, którzy wypowiedzieli pracę, terroryzowanie chorych oraz pozostałych na oddziałach kolegów. „Gdybym nie był ordynatorem, też złożyłbym wypowiedzenie z pracy” – zapewnia dr Dariusz Borkowski, szef kardiochirurgii szpitala wojewódzkiego. „Trzymajcie się!” – radzi protestującym kolegom i nie jest w swej postawie osamotniony. „Nie mogą teraz odpuścić – musi się wydarzyć coś dobrego; nie będzie ewakuacji” – mówią z przekonaniem ordynatorzy innych oddziałów. Głos poparcia płynie też z niewielkiej sali na parterze szpitala wojewódzkiego. Tutaj głodują rezydenci. Większość z nich została bez mentorów. Czy obawiają się o swój zawodowy los? Nie. Znają języki obce, mogą wyjechać z kraju, ale nie chcą, bo – jak mówią – tu jest ich dom… I nie zarzucają starszym kolegom, że ich zostawili. „Oni walczą również
o naszą przyszłość” – mówią z naciskiem młodzi medycy.

Silni, bo zjednoczeni
Monolit – tak mówią o sobie lekarze z Radomia. „Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Nie pozwolimy się rozbić i poróżnić” – zapewnia Grzegorz Stolarek ze szpitala miejskiego. Dyrektorzy jednostek po ostatnich nieudanych negocjacjach zapowiedzieli w sobotę, że będą prowadzić indywidualne rozmowy z lekarzami. „Albo wszyscy wrócimy do pracy, albo nikt nie wróci” – oświadcza dr Wróbel. „Postulaty płacowe trzeba połączyć z liczbą zatrudnianych osób” – odpowiada w imieniu dyrektorów trzech placówek, szefowa szpitala wojewódzkiego Luiza Staszewska. „Nie mamy pieniędzy, by dać podwyżki wszystkim dotychczas zatrudnionym lekarzom” – tłumaczy szefowa szpitala w Józefowie. Czy lekarze oczekują aż tak wiele?

Pieniądze to nie wszystko
„Wykonujemy wolny zawód, podobnie jak adwokaci, radcy prawni, i podobnie powinniśmy zarabiać” – zaznacza dr Edyta Mazur ze szpitala psychiatrycznego. Ile? 8,4 tys. zł brutto – starszy asystent; 7 tys. zł brutto – asystent; 5,6 tys. zł brutto – młodszy asystent oraz rezydent. „Takie wynagrodzenia za pracę na etacie postulujemy” – wyjaśnia dr Wróbel, ale zaznacza, że to tylko propozycja, z którą stanęli do negocjacji. „Od 21 maja, czyli od momentu rozpoczęcia strajku, chcemy rozmawiać, ale poważnie i merytorycznie o siedemnastu postulatach, z których tylko jeden dotyczy wysokości zarobków” – podkreśla lider radomskiego protestu. „Zabiegamy nie tylko o pieniądze, ale też o poprawę warunków, w jakich pracujemy” – dodaje z naciskiem.
Tymczasem wszyscy, poza samymi medykami, koncentrują się na żądaniach płacowych. W mediach padają różne kwoty. Minister zdrowia, prof. Zbigniew Religa, ze szklanego ekranu straszy Polaków, że dla lekarzy 8 tys. to za mało.
– „Dyrektorzy chcieli im tyle dać, a oni propozycję odrzucili. Chcą 16 tysięcy złotych” – grzmi minister podczas niedzielnej konwencji wyborczej Prawa i Sprawiedliwości. Ale już w poniedziałek zmienia ton swoich wypowiedzi i oświadcza, że „trzeba podejść do sytuacji lekarzy z większym zrozumieniem”.

Na odsiecz
I we wtorek pojawia się w Radomiu. Zamierza pojednać skonfliktowane strony, nie pierwszy już raz. W piątek, 28 wrześ-nia, ministerialne mediacje nie zażegnały groźby ewakuacji, więc może tym razem się uda? Wszyscy są zmęczeni patową sytuacją – lekarze, dyrektorzy i urzędnicy. O swój los obawiają się pacjenci, ale też pielęgniarki, położne i salowe. Przy okazji każdej kolejnej rundy rokowań dopytują znajomych już dziennikarzy: podpisali porozumienie? „Nie” – wielokrotnie pada ta sama odpowiedź. Może dziś usłyszą upragnione „Tak”? Dziś bowiem sytuacja jest inna. Minister, co prawda worka pieniędzy ze sobą nie przywiózł, ale będzie zapewniał, że jeszcze w tym roku znajdą się pieniądze na podwyżki, dzięki środkom za nadwykonania, które placówki wypracowały w minionych latach. A w przyszłym roku w systemie będzie 11 mld zł więcej…

Kompromis
Otwierają się drzwi gabinetu dyrektor Staszewskiej. To tutaj lekarze z Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego wielokrotnie byli zapraszani na negocjacje. „Jest projekt porozumienia” – oznajmia dr Wróbel. Za chwilę lekarze z MKS-u przedstawią go pozostałym kolegom i poddadzą pod głosowanie. Mija druga godzina od momentu, gdy za lekarzami zamknęły się drzwi auli. Dlaczego to tak długo trwa? Jest problem. Medycy ze szpitala psychiatrycznego nie chcą głosować porozumienia. Podczas dzisiejszego spotkania negocjacyjnego, podobnie jak podczas poniedziałkowego, ich dotychczasowy pracodawca był nieobecny. „Jaką mamy pewność, że dyrektor Ślifirczyk przyjmie warunki porozumienia?” – pytają retorycznie medycy. Szef placówki nie zamierzał wznawiać rozmów z lekarzami, bo, jak twierdził, zdołał opanować sytuację w szpitalu – od poniedziałku 13 lekarzy opiekuje się 640 pacjentami. Do głosowania jednak dochodzi, ale biorą w nim udział tylko medycy ze szpitali wojewódzkiego i miejskiego. Dla lekarzy z psychiatrycznego to nie koniec batalii. Choć prof. Religa twierdzi, że uzyskał zapewnienie od dyrektora szpitala psychiatrycznego, że ten zaakceptuje warunki porozumienia uzgodnione przez szefów dwóch pozostałych placówek, o swoją przyszłość medycy będą zabiegać jeszcze do niedzieli.

Koniec?
Kompromis zawarty. Szefowie szpitali zgodzili się na większość pozapłacowych warunków postawionych przez medyków, lekarze zaś przyjęli propozycje finansowe dyrektorów. Od 1 października płaca zasadnicza starszego asystenta wzrosła do 3920 zł brutto, asystenta – 3360 zł brutto, młodszego asystenta – 2800 zł brutto. Stawki mają obowiązywać do 30 września przyszłego roku; po tej dacie ponownie wzrosną o 980 zł brutto. Dla rezydentów przewidziano natomiast dodatki do pensji w wysokości 1 tys. zł brutto w tym roku i 500 zł brutto w przyszłym.

Lekarze powrócili na oddziały. Czy są usatysfakcjonowani rezultatem przeprowadzonej bitwy? Nie do końca, bo – jak mówią – nie idzie o doraźne rozwiązywanie problemów, ale o gruntowne zmiany systemowe…

Archiwum