17 lipca 2005

Maciej, który dotknął Ameryki

18 marca br. w Klubie Lekarza spotkaliśmy się z dr. Maciejem Andrzejem Zarębskim. Temat spotkania: „Dotknięcie Ameryki”.

Maciej przyjechał ze swego Zagnańska z pudłami pełnymi książek i fotogramów w antyramach, czyli z plonem siedmiotygodniowej podróży po Stanach Zjednoczonych, od Atlantyku do Pacyfiku. To dużo i mało czasu na poznanie kraju tak różnorodnego w kolorze, klimacie i nastroju. Stąd słowo „dotknięcie”. Postanowił podzielić się wrażeniami. Lubimy oglądać świat, poznawać nowe lądy, miasta, kraje, rzadko jednak z tak szaloną żarliwością zapisujemy swoje doznania, dokumentujemy te ważne chwile. Maciej to potrafi. Prawdziwy „mistrz małej ojczyzny”, lekarz, z doktoratem w swej dziedzinie, „człowiek orkiestra” – dziennikarz, pisarz, wydawca, popularyzator wiedzy o regionie świętokrzyskim, inicjator różnych działań, które tworzą szczególny klimat ziemi staszowskiej.
Do Klubu przybył ze swoją Ameryką. Opowiadał, czytał urywki z „gotującej się” książki, pełen entuzjazmu i niezniszczalnego zapału. Była to prawdziwa uczta duchowa. Maćkowi pomaga wspaniała żona, zapracowana lekarka, kardiolog, matka, żona, babka, z twarzą dziewczynki. Rozumie jego pasję i ten fakt zachwyca. Maciek wyruszył do Ameryki oczytany, przygotowany, wiedział, czego szuka i co go interesuje, nie myślał o trudach podjętej eskapady. Zachwycenie Niagarą, surowością Gór Skalistych, polskie ślady Kościuszki i Kopernika, rozpalone światła Las Vegas, tajemniczy dom Hemingwaya, ulica Lecha Wałęsy, rozmowy z Polakami i o Polonii, niuanse demokracji, refleksje nad niepokojem świata obu półkul i myśli o Polsce w kontekście życia polskiej diaspory za oceanem.
Zarębski lubił i lubi podróże, a pasja fotograficzna towarzyszy mu od bardzo dawna. Zadebiutował wystawą „Libia w obiektywie”. Umie robić wspaniałe zdjęcia! Szkoda tylko, że tego dnia w Klubie nie było nas zbyt wiele. Pociesza zapowiedź wystawy Macieja w Muzeum Niepodległości – ucieszy ona warszawian, nie tylko nielicznych lekarzy.
Żałuję, że w trakcie spotkania zabrakło czasu na dłuższe rozmowy, bo każdy z nas ma jakąś „swoją Amerykę”, wspomnienie osobistego odkrycia tego lądu. Miło było usłyszeć prof. Jerzego Woya-Wojciechowskiego, uśmiechniętego i pełnego twórczego zapału, który jak zwykle znalazł czas na spotkanie z kolegą, bliskim mu siłą wielkiej pasji. Oby więcej takich spotkań w Klubie Lekarza! Warto jednak pomyśleć o lepszej organizacji i informacji, aby frekwencja była godna wydarzenia. Ü

Jolanta ZARĘBA-WRONKOWSKA

Archiwum