26 czerwca 2013

Bez znieczulenia

Kilka tygodni temu Ministerstwo Zdrowia ogłosiło powrót do pomysłu dodatkowych ubezpieczeń zdrowotnych. W poprzedniej kadencji koalicja PO-PSL kilkakrotnie przedstawiała propozycje w tej sprawie. Pierwszy raz już ponad pięć lat temu. Ale skończyło się na niczym, bo nie udało się wypracować takiego projektu ustawy, który rząd mógłby skierować do Sejmu.
Nie wiemy, co spowodowało, że teraz, w połowie kolejnej kadencji, minister Arłukowicz zdecydował się na ten krok. Można podejrzewać, że jest to wynik podpowiedzi pijarowców w związku ze spadkiem notowań PO i potrzebą wykazania się jakąś aktywnością wobec wyborców. W tym kontekście należałoby odczytywać też kontrowersyjny list ministra do „Przyjaciół Lekarzy”. Trudno takie postępowanie oceniać dobrze.
Na dodatek obecne działania ministerstwa w sprawie ubezpieczeń dodatkowych różni od podejmowanych za czasów minister Kopacz brak jakichkolwiek propozycji sformułowanych na piśmie. Wówczas przygotowano już nawet projekty ustaw. Zarzucano im brak dojrzałości i błędy w założeniach, ale przynajmniej było o czym debatować. Dzisiaj zamiast spójnych założeń oraz obliczeń finansowych mamy garść haseł i improwizację. Dla przeciwników takich rozwiązań to dobra wiadomość, bo bez konkretnych projektów szanse na szybkie doprowadzenie do uchwalenia ustawy są niewielkie.
Natomiast dla zatroskanych pogarszającą się kondycją publicznej opieki zdrowotnej to niepokojący sygnał. Wiadomo przecież, że dodatkowe ubezpieczenia nie rozwiążą zasadniczych problemów, z jakimi boryka się dzisiaj system. A z pewnością nie od nich należy zaczynać proces naprawy. Ucieczka ministerstwa w tego rodzaju pomysły odzwierciedla bezradność rządzącej ekipy w sprawach polityki zdrowotnej.
Dzisiaj trzeba poszukiwać rozwiązań głównych problemów, takich jak starzenie się społeczeństwa, niedofinansowanie systemu ze środków publicznych, brak lekarzy i pielęgniarek czy rosnące nierówności w zdrowiu. Niedawno ukazał się raport WHO „Społeczne nierówności w zdrowiu w Polsce”. To pierwsza od wielu lat próba oceny sytuacji. Z raportu wynika, że skala nierówności ma wymiar wręcz dramatyczny i nieakceptowalny w demokratycznym społeczeństwie. Podam jeden przykład, dotyczący różnic w przeciętnym dalszym trwaniu życia w zależności od poziomu wykształcenia i pozycji społecznej. 30-letni mężczyzna z wykształceniem podstawowym lub zawodowym ma dzisiaj przed sobą 37 lat życia, podczas gdy jego równolatek z wykształceniem wyższym – ponad 49. Różnica wynosi aż 12 lat. Bijemy tu europejskie rekordy. W Szwecji różnica ta wynosi cztery lata, w Danii siedem, a w Portugalii niecałe trzy.
Alarmistyczne dane zawarte w raporcie powinny być silnym impulsem dla rządu do podjęcia działań, a dążenie do zmniejszenia nierówności w zdrowiu – jednym z głównych celów polityki zdrowotnej państwa. O tym mówi ubiegłoroczny dokument WHO „Health 2020”. Dodatkowe ubezpieczenia zdrowotne nie pomogą rozwiązać tego problemu. Wręcz przeciwnie, skala nierówności jeszcze się powiększy.

Marek Balicki

Archiwum