8 maja 2013

Debat czar

Paweł Walewski

No to debatujmy. Nic innego w ochronie zdrowia od lat nie wychodzi w Polsce lepiej niż debaty na temat reformy. Nie dziwię się więc, że minister, przedstawiając zarys zmian planowanych na najbliższe lata, właśnie do „szerokiej dyskusji” wezwał środowiska medyczne i wszystkich, w których głos będzie się „wsłuchiwał z największą uwagą”. Jakżeby inaczej? Nie pamiętam ministra reformatora, któremu byłyby obce takie frazesy. Pamiętam za to doskonale debaty organizowane przez zauszników Mariusza Łapińskiego, którzy w Sejmie organizowali spotkania lekarsko-profesorskie, szukając jedynie poparcia dla swoich kuriozalnych pomysłów.
Nie trzeba zresztą aż tak daleko wybiegać w przeszłość (rozbicie kas chorych i utworzenie w ich miejsce scentralizowanego Narodowego Funduszu Zdrowia nie poszło jednak w zapomnienie, skoro teraz mamy powrócić do tychże znienawidzonych kiedyś kas oraz Urzędu Nadzoru Ubezpieczeń Zdrowotnych, a na śmietnik historii wyrzucić NFZ). Zmianom w polityce refundacyjnej autorstwa Ewy Kopacz, a wcześniej jej zastępcy Marka Twardowskiego, także towarzyszyły liczne debaty, najczęściej krytyczne, a jednak nikt w ministerstwie nawet palcem nie kiwnął, aby wnioski z tych dyskusji mądrze wykorzystać. Teraz okazuje się, że ustawa refundacyjna wymaga stałych nowelizacji. Po co zatem było debatować?
Nie sądzę zresztą, aby zaproszenie ministra Arłukowicza do publicznej dyskusji dotyczyło tematów, które rzeczywiście byłyby istotne. Pacjenci, czyli podatnicy, zamiast debatować o kompetencjach Urzędu Ubezpieczeń Zdrowotnych – a więc o czymś, o czym wiedzę mają raczej mglistą – powinni raczej odpowiedzieć ministrowi i premierowi na pytanie, czy chcą dostępu do nieograniczonej liczby świadczeń medycznych i godzą się na podniesienie składki, czy też przełkną gorzką pigułkę ponoszenia opłat z własnej kieszeni. Na ten temat jakoś nikt u nas nie chce dyskutować, a jedyną osobą wyrywającą się do odpowiedzi jest Krzysztof Bukiel z Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy.
Mieliśmy już w ochronie zdrowia okrągłe stoły i białe szczyty. Nie ma roku, by rozmaite gremia nie spotykały się na rozmowach o kondycji polskiego lecznictwa, zazwyczaj celnie punktując jego słabości. Nierzadko rozmowy te toczą się w obecności ministra zdrowia, więc jeśli tylko na nich nie przysypiał, powinien znać odpowiedzi na wiele swoich wątpliwości. Zaproszenie Polaków do nowej dysputy o propozycjach rozbicia NFZ oraz szczegółach najnowszych projektów – to mydlenie oczu i stwarzanie pozorów akceptacji dla reformy, która i tak niewiele zmieni. Nowa wycena świadczeń tylko wyostrzy niedobór środków w systemie. Nadal nie będzie wiadomo, skąd brać pieniądze, aby starczyło dla wszystkich.

Autor jest publicystą „Polityki”.

Archiwum