10 lutego 2005

Moda na autobiografie

Wspomnienia, listy do rodziny, przyjaciół dają nam obraz życia autorów. Chętnie sięgamy po życiorysy znanych pisarzy, malarzy, polityków. Niektóre, ze szkodą dla potomności, zostały zniszczone przez kataklizmy wojny lub przez rodzinę (jak np. notatki Adama Mickiewicza zniszczone przez jego syna Władysława). Pisał Czechow w okresie choroby, również Gogol przelewał na papier swoje rozterki i lęki. O życiu Dostojewskiego napisała jego żona Anna, a o Tołstoju – syn Aleksy. Zaniechał pisania wspomnień z sowieckiej Rosji Borys Pasternak i bezpiecznie zajął się przekładem dzieł Szekspira.
O Władysławie Wysockim, piosenkarzu-bardzie, napisała żona, aktorka Marina Vlady.
Pisali politycy i prezydenci (de Gaulle i Churchill), a u nas w ostatnim dwudziestoleciu – Wałęsa i Jaroszewicz. Inaczej się pisze, gdy obowiązuje cenzura, a inaczej w wolnym kraju.
Ostatnio powstała moda na autobiografie aktorów. Wspomnę tylko o tych, które niedawno czytałam. Napisał o sobie Roman Polański w książce pt. „Roman”. Pisała Brigitte Bardot i nawet doczekała się pozwu sądowego od syna, który się poczuł znieważony. U nas cieszyły się wielką poczytnością książki Zofii Kucówny „Zatrzymać czas” i „Wspomnień ciąg dalszy”. Napisane pięknym językiem, pełne romantyzmu i malarskiego polotu. „Gwiazdy mają czerwone pazury” Krystyny Jandy nie wzbudziły zachwytu. Wątek autobiograficzny Olbrychskiego toczy się wartko, przeplatany licznymi romansami.
Do pisania wzięła się Beata Tyszkiewicz. Czy rzeczywiście jest taka, jaką nam siebie przedstawia w książce „Nie wszystko na sprzedaż”? Czasami odsłania swoje nie najlepsze cechy charakteru, aby upozorować wiarygodność. Np. w szkole pobiła rekord, otrzymując 11 dwój – nikt jej w tym nie prześcignął. Wierzę aktorce, że tak było.
Czy można być szczerym, pisząc autobiografię przeznaczoną do druku? Raczej nie. Chyba że specjalnie chce się zyskać miano skandalisty, czego przykład daje modny obecnie Pilch. A jednak lubię biografie, bo przybliżają wizerunki znanych postaci. Ostatnio zaciekawiła mnie książka Adrianny Godlewskiej, byłej żony Wojciecha Młynarskiego – ze względu na osobę lubianego przeze mnie piosenkarza. Autorka na wstępie powątpiewa: „Czy można zamknąć w słowach ileś tam lat intensywnie przeżytych?”. Okazuje się, że można. A robi to znakomicie, w sposób prosty i naturalny. Szczęśliwe dzieciństwo, szkoła, potem Akademia Teatralna i zauroczenie zawodem. Przesuwa się plejada znanych nam dobrze aktorów. Radości macierzyństwa, rozterki i tragiczne chwile. Ta książka, pisana z sercem, pełna refleksji i przemyśleń, dała mi chwilę wzruszenia. Ü

Adrianna GODLEWSKA-MŁYNARSKA,
„Jestem. Po prostu jestem”,
Wydawnictwo Historia i Życie, 2003.

Anna BIEŻAŃSKA

Archiwum