8 września 2021

Dlaczego się nie szczepią?

Małgorzata Solecka

Bilans Narodowego Programu Szczepień na początek września: przynajmniej jedną dawkę szczepionki otrzymał co drugi Polak. To wynik znacznie poniżej średniej UE (niemal 64 proc.). Przepaść dzieli nas też od kilku największych unijnych krajów, z którymi w wyścigu szczepionkowym chętnie porównywaliśmy się na początku 2021 r.

Hiszpania, która w tej grupie jest bezwzględnym liderem, pierwszą dawkę szczepionki podała już niemal 77 proc. mieszkańców. Część dawek, które otrzymali Hiszpanie, pochodzi zresztą z Polski.

We Francji w sierpniu odsetek zaszczepionych obywateli przekroczył 70 proc., blisko tej granicy są Włochy. “Najsłabiej” radzą sobie Niemcy, ale niemal 64 proc. zaszczepionych to i tak o kilkanaście punktów procentowych więcej niż w Polsce. Na uwagę zasługuje też wynik kraju od Polski mniejszego, ale zaliczanego do unijnych “średniaków”, czyli Portugalii. Dziesięciomilionowe państwo przynajmniej jedną dawkę szczepionki podało już 82 proc. obywateli, w tym wszystkim powyżej 60. roku życia i 96 proc. w grupie 50–59 lat (notabene Portugalia również skorzystała z okazji i odkupiła od Polski część szczepionek). Przynajmniej jedną dawkę otrzymało 92 proc. dorosłej populacji tego kraju.

Polska z pozycji lidera (w pierwszych tygodniach) przez status kraju, który “nieźle sobie radzi”, spadła do grupy maruderów i nie ma co się pocieszać danymi z Bułgarii i Rumunii, w których programy szczepień okazują się klęską. Oprócz tych dwóch państw wyprzedzamy pod względem odsetka zaszczepionych jedynie Słowację i Łotwę, a przedstawiciele Ministerstwa Zdrowia w oficjalnych wypowiedziach (np. wiceminister Waldemar Kraska) bezradnie rozkładają ręce: – Nie wiemy, dlaczego Polacy nie chcą się szczepić.

Nie ma jednej odpowiedzi, bo przyczyn jest wiele, a w tej chwili mogły one, jak wirus, znacząco zmutować. Przykładowo najstarsi seniorzy, którzy powinni zostać zaszczepieni w styczniu, lutym i marcu, ale organizacja Narodowego Programu Szczepień utrudniła im lub wręcz uniemożliwiła szczepienie (skomplikowana procedura zapisu, brak pomocy w dotarciu do punktu szczepień), wówczas chętnie szczepionkę by przyjęli. Teraz niejednokrotnie, co potwierdzają pracownicy medyczni podejmujący próbę finalizacji szczepienia osób siedemdziesięcio- i osiemdziesięcioletnich, mają wobec szczepień mieszane uczucia. Bo przecież już prawie nie ma pandemii (mała liczba zakażeń), “kto miał zachorować i umrzeć, umarł”, bo “nie wiadomo, jak z tymi szczepionkami jest naprawdę”. Bo coś usłyszeli od sąsiadów, a coś od księdza w kościele. Bo już nie pamiętają, że kilka miesięcy wcześniej oburzali się na warszawskich aktorów, którzy zaszczepili się poza kolejnością, i bardzo chcieli, żeby Krystyna Janda “odpracowała w szpitalu szczepienie, które jej się nie należało”.

To jest zresztą jeden z największych problemów Polski – nie tylko niski odsetek zaszczepionych ogółem, ale niski odsetek zabezpieczenia grup ze względu na wiek najbardziej narażonych na ciężki przebieg COVID-19. Kiedy wiele krajów raportuje zaszczepienie nie tylko osiemdziesięciolatków, ale również grup powyżej 50. roku życia na poziomie przekraczającym 85–90 proc., w Polsce tylko jedna grupa seniorów (70–79) przekroczyła poziom 80 proc. zaszczepienia minimum jedną dawką (83 proc.). Pierwszej dawki nie przyjęło ciągle 36 proc. osiemdziesięciolatków, 29 proc. osób w wieku 60–69 lat i blisko 40 proc. w wieku 50–59 lat.

Drugi problem stanowią ogromne różnice między poziomami zaszczepienia w poszczególnych regionach kraju. Najmniej zaszczepionych jest w województwach wschodnich i na południowym wschodzie Polski, czyli tam, gdzie dominuje tradycyjny elektorat Prawa i Sprawiedliwości. Mimo dużego zaangażowania najważniejszych osób w państwie, w tym prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, w propagowanie szczepień (wicepremier ds. bezpieczeństwa mówił nawet w czasie wakacji, że szczepienie nie jest indywidualną sprawą każdego, sygnalizując wręcz możliwość wprowadzenia obowiązku szczepień), zwolennicy PiS w tej sprawie kwestionują, a co najmniej ignorują głos polityków, którym powierzyli ster rządów. Na przeciwległym biegunie są największe miasta. W Warszawie, bastionie opozycji, w pełni zaszczepionych jest już blisko dwie trzecie mieszkańców, a punkty szczepień bynajmniej nie świecą pustkami. Lepszy, procentowo, wynik ma tylko podwarszawska Podkowa Leśna, która jako pierwsza gmina w Polsce przekroczyła granicę 66 proc. zaszczepionych.

Różnice między regionami, ale też w samych regionach (dużo wyższy poziom zaszczepienia mieszkańców stolic województw niż powiatów ziemskich) powodują, że rząd zapowiada podział kraju na strefy: zieloną, żółtą i czerwoną, nie na poziomie województw, ale właśnie powiatów. Kryteria kwalifikacji do stref będą przedstawione we wrześniu. Wiadomo jednak, że wskaźnik wynikający z liczby nowych zakażeń (w przeliczeniu na liczbę mieszkańców) będzie po pierwsze podwyższony (bo rząd spodziewa się, że za przewidywaną jesienią stosunkowo wysoką liczbą zakażeń będzie szła dużo niższa niż poprzednio liczba hospitalizacji), po drugie – korygowany wskaźnikiem zaszczepienia. Powiaty mające wyższy od średniej krajowej odsetek zaszczepionych mieszkańców będą w strefie niższej, niż wynikałoby jedynie ze wskaźnika nowych zakażeń. To nie wszystko: Ministerstwo Zdrowia obiecuje również, że osoby zaszczepione będą wyłączone z części obostrzeń w poszczególnych strefach.

Jednak ciągle brakuje kropki nad “i”. Rząd od tygodni sygnalizuje np. możliwość wprowadzenia do użytku wewnętrznego certyfikatu covidowego (poświadczającego zaszczepienie, status ozdrowieńca lub negatywny aktualny wynik testu), uprawniającego do korzystania z części usług (gastronomii, kin, teatrów, koncertów), zwłaszcza w przestrzeniach zamkniętych. Na takie rozwiązanie już zdecydowały się m.in. Francja, Włochy, Grecja. Identyczną decyzję ogłosiły Niemcy. We Francji i w Niemczech zdecydowano także o zniesieniu bezpłatnych testów, jeśli ich wykonanie wiąże się wyłącznie z chęcią zdobycia zaświadczenia. W Polsce decyzja nie zapadła, choć poziom zaszczepienia jest dużo niższy niż w krajach, które w ten sposób mobilizują obywateli do szczepień.

Nie ma też decyzji (również zapowiadanej) o wprowadzeniu obowiązku szczepień dla niektórych grup zawodowych, w tym dla pracowników ochrony zdrowia i stacjonarnych placówek opiekuńczych. Wysoki poziom zaszczepienia lekarzy i lekarzy dentystów (około 95 proc.) czy pielęgniarek i położnych (ponad 80 proc.) nie wystarczy, bo choć pracownicy sektora medycznego zaszczepili się znacząco liczniej niż reszta społeczeństwa, ciągle istnieją grupy niezaszczepionych (a nikt nie bada poziomu zaszczepienia pracowników niemedycznych szpitali czy poradni).

Tymczasem eksperci, m.in. z Polskiej Akademii Nauk, postulują objęcie obowiązkiem szczepień nie tylko osób pracujących w ochronie zdrowia i opiece nad osobami starszymi, niepełnosprawnymi czy obłożnie chorymi, ale również np. nauczycieli i pracowników szkół, przedszkoli oraz żłobków. Wariant Delta, co potwierdzają dane z krajów, w których dominuje on już od dłuższego czasu (w Polsce Delta stanowi 95 proc. przypadków zakażeń, choć trzeba przyznać, że polskie laboratoria nie mają dużej liczby próbek, co wynika z niskiego poziomu testowania ogółem oraz ze zbyt niskiej liczby wykonywanych testów PCR w stosunku do testów antygenowych i niepotwierdzania testem PCR pozytywnego wyniku testu antygenowego), jest bowiem bardziej niebezpieczny dla młodszych grup wiekowych niż poprzednie warianty SARS-CoV-2. O ile jednak rząd zdaje się przynajmniej rozważać obowiązkowe szczepienia pracowników ochrony zdrowia, o tyle w przypadku sektora edukacji można usłyszeć – z Ministerstwa Edukacji Narodowej i Nauki – twarde “nie”. Również akcja szczepień w szkołach budzi wątpliwości. Nie wiadomo, czy szkoły będą mogły w ogóle weryfikować szczepienia uczniów. Nie wiadomo, na ile będą mogły mobilizować i przekonywać rodziców do zaszczepienia dzieci i młodzieży, by nie zostało to uznane za wywoływanie “wojny polsko-polskiej” (tak o prowadzeniu szczepień w szkołach mówiła w sierpniu małopolska kurator oświaty Barbara Nowak). Dyrektorzy szkół podkreślają, że bez wiedzy, ilu uczniów jest zaszczepionych, trudno będzie im np. podejmować decyzję o przejściu na nauczanie hybrydowe po odnotowaniu przypadków zakażenia.

Choć 1 września zaczniemy już drugi pandemiczny pełny rok szkolny – i prawdopodobnie przywitamy kolejną falę pandemii – nic nie wskazuje, by państwo wyciągnęło wnioski ze szkód, jakie ponieśliśmy w poprzednich falach. I z błędów, jakie zostały popełnione przed 1 września 2020 r.

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum