7 września 2003

Zawirowania

Komitet Organizacyjny Izb Lekarskich jeszcze długo pozostanie strukturą trudną do rozszyfrowania. Powołany przez Radę Państwa na podstawie art. 68 Ustawy z dnia 17 maja 1989 r. o izbach lekarskich (Dz. U. nr 30, poz. 158) zawierał 177 imion i nazwisk, bez podania zawodu, stopnia naukowego czy miejsca zatrudnienia. Rozporządzenia o Komitecie Organizacyjnym i jego składzie podpisał zastępca przewodniczącego Rady Państwa Kazimierz Barcikowski.
Jak ja kocham taki urzędowy język! Bądź tu mądry i rozszyfruj tych 177 imion i nazwisk, polemizuj z tymi, którzy mają pretensję albo rozgrywają prywatne interesy, bo tacy byli i – co gorsza – w dalszym ciągu są wśród nas. Mogą niektórych zaskoczyć te zarzuty, to już tyle – albo tylko tyle – upłynęło lat. Miałem szczery zamiar pisać o Komitecie Organizacyjnym, o jego „bojach i rozbojach”, ale sprowokował mnie wywiad w 3. numerze „Gazety Lekarskiej” z marca 2003 r.: „Medycyna i kormorany”. Redaktora Jerzego Wunderlicha niepokoiła rezerwa, z jaką, jego zdaniem, odnosi się do samorządu lekarskiego środowisko akademickie. Jego rozmówca – prof. J. Woy-Wojciechowski – w zaskakujący sposób znalazł rozwiązanie wszelkich kłopotów i trudności, z którymi borykał się i boryka samorząd (dziś w znacznie większym stopniu).
Muszę zacytować fragment, nie wszyscy bowiem czytali i zapamiętali ten wywiad: Do dziś (…) boli mnie zlekceważenie, jeśli nie odtrącenie oferty współdziałania, zgłoszonej u progu odrodzonego samorządu przez działaczy Polskiego Towarzystwa Lekarskiego, którzy dysponowali już wówczas strukturami organizacyjnymi i wielkim potencjałem intelektualnym.
Trudno jest pisać o Komitecie Organizacyjnym Izb Lekarskich bez wyjaśnienia zawirowań, jakie zaistniały wokół towarzystw lekarskich w Polsce.
Amicus Plato sed magis amica veritas! Jak to było z towarzystwami lekarskimi w Polsce? Lekarzy polskich zawsze cechował spory potencjał intelektualny i potrafili tworzyć sprawne struktury organizacyjne. W pierwszej połowie XIX wieku działało w Polsce sześć towarzystw lekarskich. Najstarsze z nich, założone w Wilnie z inicjatywy Józefa Frenke w 1805 roku, którego pierwszym prezesem był Jędrzej Śniadecki, zawiesiło swą działalność w 1939 roku.
Chronologicznie rzecz biorąc, Towarzystwo Warszawskie było drugie z kolei. Zostało założone przez Augusta Ferdynanda Wolffa w 1820 roku. Zaskakujące, bo Kraków bywa zawsze pierwszy, a w nim wszystko, co najstarsze; Towarzystwo Lekarskie założono dopiero w 1866 roku. Pierwszym prezesem był Aleksander Kramer, a ostatnim, w 1951 roku – Marian Ciećkiewicz. Nad Jego trumną miałem zaszczytny obowiązek przemawiać kilka lat temu. W 1901 roku założono Towarzystwo Lekarskie Częstochowskie, a w roku 1911- Towarzystwo Lekarskie Zagłębia Dąbrowskiego. Było jeszcze krótkotrwałe, podaję je dla historycznej ścisłości, Towarzystwo Lekarskie Bydgoskie (1946 – 1955). Powstało po wojnie i może „komunistyczni reformatorzy” nie zauważyli jego istnienia.
Szedł okrutny czas, może najbardziej przygnębiający. Ostatni Zarząd Naczelnej Izby Lekarskiej ukonstytuował się 8 września 1947 r. Prezesem „jednomyślnie” wybrano Jana Rutkiewicza, będącego jednocześnie przewodniczącym klasowego Związku Zawodowego Pracowników Służby Zdrowia.
Koniec niezależnego i samorządnego „potencjału intelektualnego” środowiska medycznego. Byłem wówczas studentem i działaczem wspaniałej instytucji samorządnej i niezależnej – Koła Medyków. Jego kuratorem był profesor Marian Grzybowski, zamordowany przez bezpiekę. Wspaniała szkoła autentycznej, etycznej działalności społecznej. Atak precyzyjnie ukierunkowano – izby lekarskie i szkoła działania wspólnego Koła Medyków.
Czy nie zastanawia fakt jednoczesnego zawieszenia działalności, a właściwie likwidacji wszystkich towarzystw lekarskich w 1951 r.? Wileńskie -zrozumiałe, wojna i związane z nią zmiany terytorialne, bydgoskie – powojenna efemeryda. Pozostałych pięć – z wieloletnim dorobkiem naukowym i społeczną więzią – w tym samym czasie. Pole zostało w pełni wyczyszczone do mającej nastąpić sowietyzacji. Nie można jednak było pozostawić próżni, trzeba było coś dać w zamian. No i powołano Polskie Towarzystwo Lekarskie, z jego terenowymi oddziałami.
Słyszę te pełne oburzenia protesty. Drodzy Czytelnicy! Kiedy we wczesnych latach pięćdziesiątych zostałem zesłany do malowniczego, choć niewielkiego powiatowego miasta, z wielką satysfakcją, czynnie i biernie, uczestniczyłem w działalności jego terenowego oddziału. W tym działaniu była metoda. Chodziło o zniszczenie wspaniałych wieloletnich tradycji, które stanowiły o niepowtarzalnych wartościach naszego stanu.
Byłem świadkiem stałego i systematycznego niszczenia wartości Koła Medyków. Po kilku latach mogłem stwierdzić, że i w dosłownym tego słowa znaczeniu. Z holu Domu Medyka wyrąbano i zniszczono tablicę pamiątkową, czczącą pamięć profesorów i kolegów poległych za ojczyznę, i to nie tylko w 1920 roku.
Jestem z pokolenia, które po powieści Bratnego nazwano pokoleniem Kolumbów. Nie do końca zgadzam się z tym określeniem. Myślę, że bardziej nas ukształtował Conrad Korzeniowski. Byłem aktywny w naszej społeczności. Mogłem się przekonać, z jaką energią młodszy ode mnie o rok czy dwa kolega, członek ZWM, systematycznie niszczy to, co nam starsi koledzy przekazali w depozyt. Być może niektórzy robili to z przekonania, choć przypuszczam, że wieloma kierował konformizm. Po utworzeniu Polskiego Towarzystwa Lekarskiego stali się jego animatorami i członkami jego władz. Tytuł prezesa nie bardzo był tolerowany, przewodniczący – to brzmi bardziej ludowo. Czy można się dziwić oporom społecznym, które wielu z nas wówczas miało? Ostatnim prezesem Towarzystwa Lekarskiego Warszawskiego przed wojną był prof. Jan Zaorski. Pełnił tę funkcję również w latach 1945-1947. W tym czasie jego syn, Andrzej, prezes Koła Medyków, został aresztowany i uwięziony we Wronkach.
Trudne to były czasy, trudno jest o nich pisać, a jeszcze gorzej je zrozumieć, gdy się ich się nie przeżywało.
Miałem zamiar pisać o Komitecie Organizacyjnym Izb i zamiar podtrzymuję. Trudno jednak nie przybliżyć, choćby skrótowo, historii towarzystw lekarskich, gdy w wywiadzie zamieszczonym w „Gazecie Lekarskiej” stawia się zarzut, że „zlekceważono, jeśli nie odtrącono oferty współdziałania Polskiego Towarzystwa Lekarskiego u progu odrodzonego samorządu”. A przecież przewodniczącym Komitetu był profesor Jacek Żochowski, kierujący podówczas, już teraz nie wiem, czy oddziałem warszawskim PTL-u, czy też wrócono do prawie stuletniej tradycji Towarzystwa Lekarskiego Warszawskiego.

Jerzy Moskwa

Archiwum