17 grudnia 2018

Wejdą, nie wejdą?

E-dokumentacja

Konrad Pszczołowski

 

Tadeusz z Zosią do lasu pomyka,

wzięli dwa piwa i trochę wałówki,

siedzą, aż patrzą – na skraju kocyka,

czerwone stoją mrówki

– wejdą, nie wejdą, wejdą, nie wejdą…

Tak śpiewał prawie 40 lat temu Tadeusz Ross. Kabaretowa piosenka dotyczyła żywotnej wówczas kwestii. Ech, kiedy to było, który to już  minął grudzień…

 

Chodziło o zagrożenie wkroczeniem wojsk sowieckich do Polski dla ratowania zagrożonego przez „solidarnościową rewoltę” socjalizmu. Weszli przecież na Węgry w 1956 i do Czechosłowacji w 1968 r. Mogło się skończyć krwawo.

 

Nie weszli. Rodzimymi siłami partii i rządu, z udziałem Ludowego Wojska Polskiego i Milicji Obywatelskiej, 13 grudnia 1981 r. wprowadzono w PRL stan wojenny. Dziś jest to ważna rocznica w historii polskiej niepodległości.

 

Poczęci i urodzeni w tych czasach są już od dawna lekarzami, doświadczonymi specjalistami. Nie mają skojarzeń z groźbą interwencji Wielkiego Brata. O czasach Polski Ludowej, „Solidarności” i stanie wojennym uczyli się w szkole. Trochę słyszeli od rodziców. Pytanie „wejdą, nie wejdą?” zadają sobie najwyżej w obszarze e-zwolnień i e-recept, które nakazano prawem od 1 grudnia 2018 i 1 stycznia 2019 r.

 

Dla tego pokolenia (i dla młodszych) elektroniczne prowadzenie dokumentacji jest naturalne i nie stanowi problemu. Uczyli się tego w szkole (albo i nie). Wychowywali się z komputerami i smartfonami. Posługują się nimi biegle. Jest to dla nich proste i oczywiste.

 

Czy e-dokumentacja wejdzie? Tak, to nieuniknione, zważywszy kierunek i tempo rozwoju cyfrowego cywilizacji. Czy taka forma będzie przydatna? Bardzo. Da ogromne korzyści, pod warunkiem dobrego przygotowania, prowadzenia i zabezpieczenia. Może też spowodować ogromne problemy (w wyniku przerw w dostawie energii, w komunikacji, wycieków danych). Każdy kij ma dwa końce. Dokumentacja papierowa jest mniej trwała od elektronicznej (powielonej na nośnikach czy w tzw. chmurach), ale każdy typ archiwów wymaga innych zabezpieczeń. Wprowadzono wprawdzie RODO, jednak świadomość bezpieczeństwa danych cyfrowych pozostawia jeszcze sporo do życzenia.

 

Czy e-dokumentacja wejdzie lekko, łatwo i szybko, na przestrzeni najbliższych dwóch, trzech lat? Chyba nie.

 

Rzecz w tym, że jest jeszcze sporo lekarzy starszego pokolenia, przyzwyczajonych do tradycyjnej dokumentacji papierowej. Jak wiele? Samorząd lekarski prowadził badania środowiskowe. Romuald Krajewski, wiceprezes NRL, pisze tak: „Średni wiek lekarza wykonującego zawód w Polsce wynosi 49,5 lat, zaś średni wiek lekarza posiadającego specjalizację i wykonującego zawód 54,5 lat. Liczba lekarzy wykonujących zawód zaczyna zmniejszać się od grupy w wieku 6165 lat. Od tego wieku zaczyna także zmniejszać się liczba lekarzy specjalistów. Wśród lekarzy dentystów średnia wieku wynosi 47,1 lat. Średnia wieku lekarza dentysty posiadającego specjalizację tak samo jak wśród lekarzy wynosi 54,5 lat”.

 

Miejmy też na uwadze, że sporo lekarzy (głównie młodszych, czytaj – zinformatyzowanych) wyjechało z Polski.

 

Uwaga: nie jest właściwe nazywanie tych wyjazdów emigracją czy ucieczką. Jesteśmy w Unii Europejskiej, więc wyjazd do Dublina to jak do Lublina. To po prostu zmiana miejsca pracy i zamieszkania w obrębie jednej struktury organizacyjnej. Bez uciążliwych procedur
administracyjnych. Z jednym dokumentem i uznawaniem uprawnień zawodowych. Na podobnych zasadach zaczynają już także przyjmować inne kraje, np. Kanada.

 

Możemy oszacować, że w środowisku polskich lekarzy proporcje młodsi/starsi są podobne jak podziały w polityce krajowej, czyli wynoszą mniej więcej pół na pół. Lekarze młodsi, biegli cyfrowo, dadzą sobie radę. Mają już inny sposób myślenia. Organizatorzy systemu (w tym informatycy) też są na ogół młodsi. Praca ze sprzętem komputerowym jest dla nich prosta i oczywista. Nie widzą zatem żadnych przeszkód, by wprowadzać e-administrację. Do tego dochodzą rozmaite interesy, lobbingi, grupy nacisku oraz wyścig po fundusze – krajowe i unijne. Firmy handlujące komputerami i oprogramowaniem od dawna stają na głowie, żeby
opanować ten obszar rynku.

 

Obowiązek prowadzenia dokumentacji cyfrowej miał wejść już w roku 2014. Przesuwano terminy, nie podejmując dokładnej analizy otoczenia. W pędzie do przemian nie uwzględniono starszych koleżanek i kolegów, którzy – jeśli nawet spokojnie używają smartfonów i surfują w sieci – nie mają już ochoty na przemeblowywanie sobie systemu organizacji czy wdrażanie nowych technik na siłę. Gdyby to były pojedyncze przypadki, nie byłoby sprawy. Jeśli opornych czy niechętnych lekarzy jest (jak się szacuje) kilkanaście lub nawet kilkadziesiąt tysięcy, mamy problem.

 

Wydaje się, że ostatnio trafiło to do świadomości decydentów. Niezłym wyjściem jest zatrudnienie asystentów medycznych do obsługi e-dokumentacji. Decyzje zapadły jednak zbyt późno. Asystentów dopiero zaczęto werbować i szkolić. Poza tym dużą rolę gra poczucie odpowiedzialności lekarzy. To przecież oni ostatecznie podpisują dokumentację medyczną (zwolnienia, recepty, skierowania, wypisy, zaświadczenia itd.) i odpowiadają za nieprawidłowości.

 

Niektórzy eksperci podkreślają też, że znaczna część lekarzy nie posiada profilu zaufanego e-PUAP, podpisów kwalifikowanych i certyfikatów ZUS. Moim zdaniem nie jest to akurat największy problem. Zaopatrzenie lekarzy w podpis cyfrowy jest w sumie dość proste, o ile nie będzie się wiązać z kolejnymi próbami zrobienia na tym interesu.

 

Niepokoi mnie natomiast kilka innych kwestii. Jak w nowym systemie będzie wyglądać praca lekarzy sądowych (których i tak dotkliwie brakuje)? Jaki tryb uzyskania czy poświadczenia zwolnienia obowiązuje tu świadka, adwokata, ławnika (do tego często emerytowanego)? Czy ustalono zasady przepływu e-dokumentacji między POZ a lekarzem sądowym? Takich obszarów, wymagających doprecyzowania i koordynacji, jest chyba jeszcze zbyt wiele. Wprowadzanie e-zwolnień z dnia na dzień, bez okresu przejściowego, w zimie, w czasie nasilenia infekcji, zakrawa na kpinę, jeśli nie sabotaż. Nieco późno przeznacza się też dodatkowe fundusze na sprzęt komputerowy. Poniewczasie organizatorzy uświadomili sobie, że dla wielu lekarzy kupno odpowiedniego komputera i oprogramowania stanowi duży wysiłek finansowy. Wydano za to liczne akty prawne, wprowadzające e-dokumenty w opiece zdrowotnej, i obszerne instrukcje ich stosowania. W dodatku są napisane językiem zupełnie niezrozumiałym dla starszego (jeszcze czynnego zawodowo) pokolenia lekarzy. Mnogość wprowadzonych przepisów oraz sposób ich formułowania powodują, że niewiele osób jest w stanie to ogarnąć (osobnym tematem są niezliczone komunikaty i wytyczne NFZ).
Do tego co i rusz wprowadza się zmiany, za to brak dookreślenia wymogów stawianych systemom teleinformatycznym usługodawców. Naczelna Rada Lekarska od wielu miesięcy tłumaczy to Ministerstwu Zdrowia i sugeruje konieczność kolejnego przesunięcia wprowadzenia e-dokumentacji.

 

Coś już zmieniono. Część przepisów odroczono. Wejdą później. W sprawie e-zwolnień i e-recept organizatorzy nie chcą ustąpić. Tu niedotrzymanie terminów spowoduje konieczność zwrotu wielomilionowych dotacji unijnych, które już dawno wydano na analizy, konsultacje, konferencje, promocje, prezentacje, warsztaty, pilotaże… Zatem te obowiązki wejdą, bo wejść muszą z powodów ekonomiczno-politycznych.

 

Społeczeństwo już dostaje w mediach informacje o nadchodzącym terminie wdrożenia cudownego e-panaceum na bolączki systemu opieki zdrowotnej. „Od pierwszego grudnia Basia dostanie e-zwolnienie”. Potem na dole róże, a na górze recepta w chmurze.

 

Cóż więc robić, Koleżanki i Koledzy? Pozostaje zacisnąć zęby, trzymać kciuki, siedzieć cicho i… zastosować się do obowiązujących wytycznych. Przecież dobro pacjenta jest dla nas najwyższym prawem. Czyż możemy zachować się nieetycznie, nie wydając chorym ludziom elektronicznej recepty i elektronicznego zwolnienia, skoro ministrowie już dawno obiecali?

 

Pozostawiam to pytanie bez odpowiedzi. Jest oczywista.

 

PS Już po oddaniu tekstu przeczytałem, że minister Rafalska obiecuje odstąpienie od kar za wystawianie papierowych ZLA po 1 grudnia 2018. Zatem e-ZLA wejdą. Spokojniej, choć zapewne z przytupem.

Bardzo ważne przypomnienie: o zwolnieniu nie decydują pacjenci. To element zaleceń lekarskich i odpowiedzialności lekarza. 

 

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum