12 stycznia 2007

Odpowiedzialność zawodowa – Z orzecznictwa Okręgowego Sądu Lekarskiego w Warszawie

Szarlatan z doktoratem – cz. I

Metoda niezweryfikowana równa się bezwartościowej

Do Okręgowego Rzecznika Odpowiedzialności Zawodowej OIL w Tarnowie wpłynęło pismo od Krzysztofa P.1, młodego człowieka, z zawodu informatyka. Zwrócił się on do miejscowej Okręgowej Izby Lekarskiej z prośbą o „przetestowanie przydatności diagnostycznej aparatu do biorezonansu magnetycznego” o nazwie „OBERON”. Pisze, że poddał się badaniu przy użyciu tego urządzenia, do czego namawiał go znajomy, którego zdaniem jest to niezawodny aparat diagnostyczny. Krzysztof P. zapłacił 150 zł, a badanie wykonywał osobiście doktor nauk medycznych Teofil G. Powiedział on Krzysztofowi P., że badanie wykryło u niego rozmaite schorzenia, m.in. astmę oskrzelową, cukrzycę utajoną i toczeń układowy. Zapisał Krzysztofowi P. jakieś środki farmaceutyczne, które, choć drogie, ten zdecydował się kupić. Później dopiero zaczął podejrzewać, że nie są one dopuszczone do obrotu w Polsce. Następnie poddał się – odpłatnie – innym badaniom, które nie potwierdziły diagnozy Teofila G., postawionej przy użyciu urządzenia OBERON. Na koniec autor skargi twierdził, że przeszedł nie tylko kosztowne, niepotrzebne badania, ale przeżył także „potworny wstrząs psychiczny i miesięczny stres”, gdy dowiedział się, że cierpi na przewlekłą, nieuleczalną chorobę w postaci tocznia układowego.
Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej w Tarnowie sprawdził, że dr Teofil G. nie figuruje w rejestrze lekarzy należących do tamtejszej izby lekarskiej, jest natomiast członkiem warszawskiej OIL. Jako że do prowadzenia postępowania w przedmiocie odpowiedzialności zawodowej lekarzy właściwe są organy tej izby lekarskiej, której członkiem jest obwiniony w momencie wszczęcia postępowania, rzecznik z Tarnowa przesłał skargę Krzysztofa P. do Warszawy, informując że dr Teofil G. posługuje się przy stawianiu diagnoz „aparatem do biorezonansu magnetycznego o nazwie OBERON”, przy czym poza skargą Krzysztofa P. były na ten temat „liczne sygnały telefoniczne od pacjentów”.
W piśmie zwrócono też uwagę, że Teofil G. przyjmuje prywatnie pacjentów na terenie OIL w Tarnowie, chociaż nie ma tam zarejestrowanej indywidualnej specjalistycznej praktyki lekarskiej. Na tej podstawie warszawski OROZ wszczął postępowanie i po pewnym czasie wniósł o ukaranie Teofila G. o to, że „przeprowadził badania diagnostyczne u pacjenta Krzysztofa P. aparatem do biorezonansu magnetycznego OBERON, wykazując u pacjenta liczne, poważne schorzenia, nadto zaś nie zasięgnął w tej mierze opinii właściwej Komisji Bioetycznej (aparat nie jest dopuszczony przez Instytut Techniki i Aparatury Medycznej do użytku na terenie Polski), czym naraził pacjenta na stres związany z ujawnieniem u niego poważnych schorzeń, których standardowe badania nie potwierdziły”.
Rzecznik proponował kwalifikację tego przewinienia z art. 6 KEL w zbiegu z art. 22, 21 ust. 2 oraz art. 29 ust. 2 ustawy
o zawodzie lekarza. Istotą przewinienia było więc, zdaniem OROZ, poddanie Krzysztofa P. czynnościom zbędnym w świetle aktualnego stanu wiedzy2 oraz przeprowadzenie na nim eksperymentu medycznego z naruszeniem prawa.

Po przeprowadzeniu dowodów Okręgowy Sąd Lekarski ustalił następujący stan faktyczny: w czerwcu 200… r. pokrzywdzony Krzysztof P., ze względu na częste infekcje dróg oddechowych, za namową znajomego, poddał się badaniu urządzeniem elektronicznym o nazwie OBERON. Badanie odbywało się na peryferiach Tarnowa, w pomieszczeniu, które nie wyglądało na gabinet lekarski. Wewnątrz była tylko kozetka i stolik z laptopem. Badanie polegało na tym, że pielęgniarka „podłączyła pokrzywdzonego do urządzenia elektronicznego” w ten sposób, że nałożyła mu na głowę opaskę, a w dłoniach miał trzymać metalowe pręciki. Następnie pokrzywdzony miał patrzeć w wyznaczony punkt, gdzie znajdowało się migające światło3. Po upływie 15 minut urządzenie odłączono, a do pomieszczenia wszedł dr Teofil G. i przedstawił wynik badania. Powiedział, że Krzysztof P. cierpi na wiele schorzeń, a jednym z nich jest toczeń układowy. Swoje diagnozy przedstawiał pacjentowi jako pewne, a nie jako podejrzenia4.
Następnie dr Teofil G. wręczył Krzysztofowi P. wynik badania, wydrukowany na czterech stronach w formacie A4. Wydruk ten, stanowiący jeden z dowodów w sprawie, był opatrzony pieczątką i podpisem nieczytelnym dr. Teofila G. Obwiniony nie kwestionował jego autentyczności.
Na trzech stronach znajdowały się kolorowe rysuneczki narządów wewnętrznych człowieka, przypominające tablice anatomiczne5. Były na nich przedstawione: 1) wątroba, 2) przekrój głowy w płaszczyźnie czołowej, 3) grasica, 4) przekrój poprzeczny rdzenia kręgowego, 5) schematyczny wzdłużny przekrój ogólny ciała w rzucie przednim i tylnym, z zaznaczonymi niektórymi kośćmi i narządami wewnętrznymi, 6) organy męskiej miednicy małej, 7) organy klatki piersiowej, 8) system moczowy, 9) gałka oczna (oznaczona jako prawa), 10) przekrój poprzeczny nerwu wzrokowego, 11) narząd słuchu (oznaczony jako prawy), 12) męski zestaw chromosomów. Na rysunki naniesione były kolorowe trójkąty, kwadraty i sześciokąty – ogółem sześć rodzajów znaków6.
Czwarta strona wydruku składała się z dwu części. Pierwsza wymieniała patologie, rozpoznane rzekomo u Krzysztofa P., i miała treść następującą:
NONLINEAR ANALYSIS (NLS) Krzysztof P., 27. Spektralno schożije etałonnyje processy [„procesy wzorcowe o podobnym widmie”? – M.B. i P.K.]. Diabetes 15. Adenovirus – J&J. Age-related involution 27. Bronchial asthma #J. Candida albicans – J&J. Gastroenteritis #G. Intervertibral osteochondrosis 30. Intestinal dysbacteriosis #G. Laryngitis #I. Lumbalgia #F. Mycoplasma hominis – J&J. Myopia #N. Staphilococcus – peterling. Streptococcus – haemolyticus – heel. Streptococcus viridans – heel. Systemic lupus erythematosus #C7.
Dalsza część wydruku określała „zalecenia” (naznaczenija) przyjmowania specyfików o przedziwnych nazwach: Mistik (produkt firmy Vision); Beesk (Vision); Cat’s Claw (Vita Line); Sharc8 Liver Oil (Coral Clab); Tea Tree Oil (Vita Line); Colloidal Silver (Coral Clab); Sol’s ilang-ilangom (Dr Nona); Colloidal Cooper9, Gold & Silver Oligo (Vita Line); [tu ręczny dopisek obwinionego: „URSUL 2×1”]; Lecithin Granules (Vita Line).
Dr Teofil G. objaśnił pokrzywdzonego, że toczeń układowy to poważna choroba, ale on może ją wyleczyć. Jednak w tym celu należy przyjmować sugerowane przez lekarza leki. Obwiniony zapisał ich nazwy na osobnej, luźnej karteczce – nie był to druk recepty. Nazywały się one: „Ursul”, „Detox”, „Ecomer” i „Mistik”. Można je było nabyć na miejscu, w sąsiednim pomieszczeniu, gdzie znajdowała się siedziba „hurtowni ziołoleków”. Wszystkie oferowane tam środki były „bardzo drogie”, ale cen Krzysztof P. nie pamiętał. Kupił jeden ze specyfików, wymienionych przez Teofila G., mianowicie „Detox”. Ponadto za samo badanie zapłacił 150 zł, ale wręczył je nie Teofilowi G., tylko jakiemuś innemu człowiekowi, który stał przy wyjściu z budynku i miał jedno oko.
Po powrocie do domu pokrzywdzony niezwłocznie zapoznał się w Internecie z istotą schorzeń, które wykryło u niego badanie, ustalił, z jakimi dolegliwościami się wiążą, jakie jest rokowanie itd. Był tą lekturą – jak to określił – „przerażony” (zwłaszcza co do tocznia układowego). Następnego dnia poszedł do swojego lekarza rodzinnego – lek. Anety S. Zeznając jako świadek, potwierdziła ona, że 5 czerwca owego roku zgłosił się do niej bardzo zdenerwowany Krzysztof P., pokazał wyniki badania aparatem OBERON i pytał, co ma teraz robić. Aneta S. skierowała go na badania, którym pokrzywdzony poddał się i które nie potwierdziły żadnego z rozpoznań postawionych przez dr. Teofila G. Pokrzywdzony zeznał: „od tego czasu stałem się hipochondrykiem i stale chodzę do lekarza. Jeżeli tylko coś dzieje się ze mną (niewielka dolegliwość), natychmiast jestem u lekarza”.
Z wyjaśnień obwinionego wynikało, że jest on raczej typem człowieka interesu, niż lekarza. Ma zarejestrowaną działalność gospodarczą o – jak to określił sąd – „imponująco szerokim zakresie”10. Praktykę lekarską wprawdzie wykonuje, ale nie jest ona (jak twierdził) głównym źródłem dochodów
i stanowi jedynie dodatek dla wspomnianego wyżej biznesu. Teofil G. potwierdził, że w przeszłości w praktyce lekarskiej posługiwał się aparatem o nazwie OBERON. Urządzenie to kupił w Rosji. Z certyfikatu, którego kopię okazał sądowi, wynikało, iż było to urządzenie OBERON TU 4035-003-11907401-01. Zostało wyprodukowane w październiku 200… r. w „Instytucie Psychofizyki Stosowanej” (Institut prikładnoj psichofiziki) w Omsku. Samego OBERONA obwiniony nie mógł zademonstrować sądowi, ponieważ – jak przynajmniej twierdził – skradziono mu go w kilka miesięcy po tym, jak badał w Tarnowie Krzysztofa P. Sprawców przestępstwa nie wykryto, postępowanie karne zostało umorzone, a Teofil G. nigdy aparatu nie odzyskał.
Obwiniony przyznał też, że urządzeniem tym posługiwał się m.in. na terenie Tarnowa oraz że badał nim tam m.in. Krzysztofa P. Jego zdaniem, nie było to wykonywanie praktyki lekarskiej – do Tarnowa jeździł wygłaszać „wykłady z zakresu profilaktyki zdrowia” i podczas nich dokonywał „demonstracji” działania urządzenia OBERON. Za wykłady pobierał honoraria od organizatorów, natomiast nigdy nie brał pieniędzy od badanych pacjentów. Nie potrafił powiedzieć, czy i jakie opłaty pobierali od tych osób organizatorzy. Twierdził, że pokrzywdzony musiał go źle zrozumieć i uznał podejrzenie za ostateczne rozpoznanie.

Należy zaznaczyć, że dr Teofil G. nie podważał większości faktów. Linia obrony przyjęta przez niego i jego obrońców opierała się na tezie, że posługiwanie się aparatem OBERON przy stawianiu diagnoz jest praktyką dopuszczalną.
OSL mógł więc uznać za „absolutnie niesporne”, że obwiniony dr n. med. Teofil G. był w przeszłości właścicielem urządzenia OBERON, którym posługiwał się co najmniej sporadycznie w toku stawiania diagnoz lekarskich. Badania przy użyciu urządzenia obwiniony przeprowadzał w tamtym okresie m.in. na terenie Tarnowa, a w szczególności w czerwcu 200… r. poddał takiemu badaniu Krzysztofa P. Wyniki badania miały posłużyć stawianiu diagnozy. Obwiniony przekazał pokrzywdzonemu wynik w postaci wydruku; były to barwne ilustracje detali anatomicznych, na które naniesiono różnobarwne wielokąty oraz napisy w językach rosyjskim i angielskim. Znajdował się tam ponadto szereg angielskich nazw jednostek chorobowych oraz czynników zakaźnych, a także lista nazw różnych parafarmaceutyków. Ponadto w formie ustnej obwiniony poinformował pacjenta o rozpoznaniu u niego podejrzenia (co najmniej) szeregu chorób, w tym tocznia układowego.
Sąd uznał również za dowiedzione, że za badanie Krzysztof P. zapłacił niezidentyfikowanej osobie 150 zł, co nie stało zresztą w sprzeczności z wyjaśnieniami obwinionego (Teofil G. zaprzeczał tylko, by on sam pobierał opłaty od badanych; twierdził natomiast, że nie wie, czy pobierał je ktoś inny).
OSL wyraźnie zaznaczył, że postępowanie nie rozstrzygnęło niektórych wątpliwości. Tak np. nie zostało ustalone, czy Teofil G. prowadził na terenie Tarnowa „wykłady i demonstracje”, czy też zwykłą praktykę lekarską (zeznania Krzysztofa P. sugerowałyby to drugie – nic nie wspominał on o jakimkolwiek wykładzie, połączonym z pokazem). Czy Teofil G. używał aparatu OBERON tylko incydentalnie, czy też regularnie? Czy w rozmowie z Krzysztofem P. określał działanie urządzenia jako niezawodne, a rozpoznanie tocznia układowego jako pewne i ostateczne? Czy pokrzywdzony w istocie doznał aż tak głębokiego urazu psychicznego po zapoznaniu się z wynikiem badania, czy też w jakimś stopniu dramatyzuje opis skutków zdarzenia?11 Jednak nawet te fakty, które zostały niezbicie potwierdzone dowodami, wystarczały, by przypisać obwinionemu przewinienie zawodowe.

Dla wydania rozstrzygnięcia w omawianej sprawie kluczowe było, rzecz jasna, pytanie: czym właściwie jest urządzenie o nazwie OBERON i na czym opiera się wiara, że wykazuje ono jakąkolwiek przydatność w diagnostyce medycznej? Odpowiedź na to OSL w pierwszej kolejności próbował uzyskać od samego Teofila G. Wyjaśnienia obwinionego na ten temat były „pełne ťmądrze i naukowoŤ brzmiących słów, które jednak układały się w zdania dziwaczne, mętne i niespójne” [cytat z uzasadnienia OSL]. Sąd powziął więc podejrzenie, że albo obwiniony używał aparatu OBERON, samemu nie mając pojęcia, czym on właściwie jest, albo też
z rozmysłem próbuje w tej sprawie zawikłać stan faktyczny12.
Dr Teofil G. utrzymywał, że OBERON nie jest – wbrew treści wniosku o ukaranie – „aparatem do biorezonansu magnetycznego”, lecz „urządzeniem do telemetrycznej obróbki danych dla nieliniowej analizy statystycznej”. Jest ono przy tym „interfejsem do komputera i samodzielnie bez komputera nie może działać”. Twierdził też, że urządzenie to „nie dokonuje pomiaru parametrów biologicznych, ale jedynie służy do określania statystycznego prawdopodobieństwa zdarzeń po wprowadzeniu przez operatora danych”. Może ono – zdaniem obwinionego – pomagać w stawianiu diagnoz w medycynie, ale może też „być wykorzystywane w badaniach socjologicznych, archeologicznych, dla prognozowania ryzyka ekonomicznego, katastrof i w innych sytuacjach ryzyka”. Urządzenie to nie stawia diagnoz, gdyż taką „stawia lekarz na podstawie wiedzy i doświadczenia”.
Konkludując, Teofil G. twierdził, że OBERON w ogóle „nie jest urządzeniem służącym do diagnostyki medycznej”, zaś w procesie stawiania diagnozy urządzenie to pełni funkcję czysto pomocniczą – identycznie, jak np. kalkulator czy długopis13.
Sąd najwyraźniej niewiele rozumiał z tych tłumaczeń, bo zaczął problem drążyć dodatkowymi pytaniami.
W pierwszej kolejności wymagało wyjaśnienia, co właściwie obwiniony rozumie, mówiąc o „interfejsie”. Coś się tu zupełnie nie zgadzało – według słownika „interfejs” oznacza układ, który łączy komputer z pewnym urządzeniem zewnętrznym. Sąd zaczął więc ustalać, jakież to konkretnie urządzenie podłącza się do komputera za pośrednictwem „interfejsu” OBERON. Z odpowiedzi, jakich udzielił po dłuższym wypytywaniu obwiniony, wynikało, że OBERON nie jest jednak żadnym „interfejsem”, lecz po prostu urządzeniem peryferyjnym (zewnętrznym), podłączanym do komputera.
Wniosek, że OBERON „nie jest urządzeniem służącym do diagnostyki medycznej”, bo „samodzielnie bez komputera nie może działać”, OSL uznał za nielogiczny. Istnieją wszak współcześnie liczne rodzaje sprzętu diagnostycznego, będące systemami złożonymi z komputera (czy szerzej – jednostki obliczeniowej) oraz jakiegoś urządzenia peryferyjnego (USG, CT, MRI).
W następnej kolejności OSL odrzucił argument, według którego posługiwanie się urządzeniem OBERON nie jest w ogóle metodą diagnostyczną, gdyż jest to urządzenie mogące także służyć „w badaniach socjologicznych, archeologicznych, dla prognozowania ryzyka ekonomicznego, katastrof i w innych sytuacjach ryzyka”. Jak zauważył sąd, nie jest istotne, do czego można wykorzystać aparat OBERON poza stawianiem diagnoz w medycynie. Istotne jest, że jednym
z jego możliwych zastosowań – według zwolenników tego urządzenia – jest diagnozowanie pacjentów. Sąd powołał się tu na prostą analogię: termometr może służyć nie tylko do mierzenia ciepłoty ciała, ale i do najróżniejszych innych celów – nie ulega jednak wątpliwości, że mierzenie ciepłoty ciała termometrem jest metodą diagnostyczną.
Z kolei OSL zaczął analizować wyjaśnienia, wedle których OBERON jest urządzeniem do „telemetrycznej” obróbki danych – takiego określenia używał Teofil G. (zresztą i z certyfikatu wynikało, że jest to apparat telemetriczeskoj obrabotki dannych dla nieliniejnogo analiza). Sędziowie w żaden sposób nie mogli jednak zrozumieć, co miałby mieć wspólnego OBERON z telemetrią. Wedle słownika bowiem przez telemetrię rozumie się „dziedzinę techniki (miernictwa i telekomunikacji) zajmującą się zdalnym mierzeniem wielkości fizycznych i przekazywaniem (zwykle automatycznym) wyników tych pomiarów na odległość”. Tymczasem
z przeprowadzonych dowodów (włącznie z wyjaśnieniami obwinionego) nie wynikało, by OBERON był stosowany do dokonywania pomiarów jakichś wielkości fizycznych na odległość. Ba! początkowo obwiniony utrzymywał coś zupełnie przeciwnego – że urządzenie to w ogóle „nie dokonuje pomiaru parametrów biologicznych”, a zatem niczego nie mierzy ani na odległość, ani nie na odległość.
Sąd wywnioskował z tego, że zarówno producent aparatu, jak i obwiniony używają bezsensownej zbitki „mądrze brzmiących” słów, co jest psychologicznym chwytem typowym dla szarlatanów14.

Z wyjaśnień dr. Teofila G. wynikało również, że OBERON jest jakimś typem urządzenia obliczeniowego, statystycznie analizującego dane. Niezrozumiałe było to, po co w tym układzie potrzebny jest tajemniczy aparat OBERON. Przecież sam komputer (a właściwie jego oprogramowanie) może wykonać dowolne obliczenia matematyczne, w tym także z zakresu statystyki – zwłaszcza że do aparatu dodawany jest pakiet oprogramowania o pięknie brzmiącej nazwie Metapathia. Na to obwiniony jednak nie odpowiedział.
OSL usiłował z kolei uzyskać od obwinionego odpowiedź, jakiego typu „dane” aparat OBERON poddaje „nieliniowej analizie statystycznej”.
Przypomnijmy, że Teofil G. początkowo twierdził, iż dane do urządzenia „wprowadza operator”, zaś ono samo nie dokonuje pomiaru żadnych parametrów biologicznych. Oznaczałoby to, że przeprowadza się normalne badanie przedmiotowe pacjenta i zbiera wywiad. Na tej podstawie – mówił obwiniony – powstaje „szablon objawów”, który „operator” wpisuje ręcznie przy użyciu klawiatury, a informacje te poddawane są następnie analizie statystycznej. Wynikiem analizy jest „jakby [!] rozpoznanie różnicowe”, które system „podpowiada lekarzowi”.
Kiedy sąd zaczął ponownie drążyć, zadając obwinionemu pytanie, jakie konkretnie dane są przez „operatora” wprowadzane do urządzenia, Teofil G. odpowiedział, że jedynie „wiek i płeć”15.
Wszystkie te wyjaśnienia nie układały się w żadną spójną całość, bo gdyby rzeczywiście było tak, jak to opisał Teofil G., aparat OBERON byłby najzupełniej zbędny. Skoro dane o pacjencie zbiera i wpisuje do systemu lekarz, a dowolne obliczenia statystyczne może przeprowadzić oprogramowanie komputera, to po co jeszcze jakiś tajemniczy OBERON?
Stały one również w sprzeczności z zeznaniami Krzysztofa P., który ani słowem nie wspomniał, jakoby zebrano od niego normalny wywiad lekarski. Opisał za to, że przez kilkanaście minut był fizycznie podłączony do urządzenia OBERON w ten sposób, że miał nałożoną na głowę jakąś opaskę, w dłoniach trzymał metalowe pręciki i patrzył na migające światełko.
Indagowany w tej sprawie Teofil G. przyznał w końcu, że pacjentowi zakłada się słuchawki wysyłające impuls dźwiękowy, zaś impuls ten wzbudza jakiegoś rodzaju odpowiedź, rejestrowaną przez aparat. Konkretnie podał, że ów impuls „pobudza czy zmienia stan mózgu”, zaś na tej podstawie „jest dokonywany pewien elektromagnetyczny pomiar”. Wszystko to stało w całkowitej sprzeczności z pierwotną treścią wyjaśnień Teofila G., według których OBERON niczego nie mierzy16.

Powyższego opisu OSL nie mógł uznać za wyjaśnienie zasad działania urządzenia diagnostycznego. Sąd zażądał więc wyraźnie i jednoznacznie odpowiedzi na pytanie: co właściwie – według wiedzy obwinionego – robi tajemniczy aparat? Jakie wielkości w organizmie pacjenta mierzy ten aparat, zanim zostaną one poddane „nieliniowej analizie statystycznej”? W tym momencie okazało się, że obwiniony (przypominamy: doktor nauk medycznych) albo nie rozumie tego pytania, albo też stara się udawać, że go nie rozumie.
Sąd zaczął cierpliwie tłumaczyć Teofilowi G., że każda znana medycynie metoda diagnostyczna ustala jakąś wielkość fizyczną. Na przykład badanie elektrokardiograficzne jest – upraszczając – pomiarem prądów czynnościowych mięśnia sercowego.
A jaki parametr (czy parametry) organizmu mierzy aparat OBERON?
Na tak postawione pytanie dr Teofil G. odmówił odpowiedzi, tłumacząc, że jest ono dla niego „zbyt techniczne” i „zbyt szczegółowe”. Oświadczył natomiast, że gotów jest wyjaśnić naukowe podstawy działania urządzenia OBERON w przyszłości, ale niech teraz sąd odroczy rozprawę, żeby miał czas się przygotować.
Wniosek ten OSL uznał za motywowany chęcią przeciągnięcia postępowania, a merytorycznie bezzasadny. Oto bowiem okazało się, że doktor nauk medycznych Teofil G. sam nie wie, czego używa we własnej praktyce zawodowej17. W czasie rozprawy obwiniony nie miał żadnej rzetelnej wiedzy na temat fizycznych podstaw działania urządzenia OBERON, tym bardziej więc nie miał tej samej wiedzy trzy lata wcześniej, gdy badał Krzysztofa P. Najwyraźniej – podsumował sąd – OBERON był dla Teofila G. „niezrozumiałą ťczarną skrzynkąŤ”, do której podłączał on pacjenta, po czym skrzynka robiła z pacjentem „coś”, ale Teofil G. nie wie, co. Skrzynka rzekomo mierzyła jakieś wielkości i dokonywała jakichś obliczeń na podstawie jakichś zależności, ale obwiniony nie wie, jakich. Potrafił tylko powiedzieć, że OBERON dokonuje „pobudzania czy zmiany stanu mózgu” (jakiego rodzaju stanu mózgu?) i „pewnego elektromagnetycznego pomiaru” (pomiaru czego właściwie?), następnie zaś „podejrzenie choroby rozkodowuje się w komputerze” i „porównuje to z wzorcami magnetycznymi chorób”. Wyjaśnienia te OSL określił mianem „pseudonaukowego bełkotu” oraz podsumował, że „posługiwanie się metodą diagnostyczną, o której (rzekomych) podstawach naukowych lekarz nie ma zielonego pojęcia, nie odpowiada wymogowi należytej staranności”. Cdn.

Maria BORATYŃSKA, Przemysław KONIECZNIAK
Autorzy są pracownikami naukowymi Wydziału Prawa i Administracji UW

Archiwum