4 marca 2020

Sopran liryczny

Sylwia Skowrońska-Łańcucka jest lekarzem stomatologiem, absolwentką Akademii Medycznej w Warszawie. Studiowała również kosmetologię dla lekarzy w Katowicach. 

Pracę w gabinecie łączy z pasją artystyczną. Śpiewa sopranem lirycznym. Jest laureatką I Festiwalu Piosenki Lekarzy zorganizowanego przez OIL w Warszawie.

 Co było pierwsze: śpiew czy medycyna?

 Zamiłowanie do obu dziedzin miałam od dziecka. Od najmłodszych lat chciałam być lekarzem. Ale również wiedziałam, że chcę śpiewać i tańczyć. Byłam zakochana w polskich tańcach i muzyce ludowej. Urodziłam się i wychowywałam w Lublinie, a tam są dobre zespoły folklorystyczne. Miałam osiem lat, gdy namówiłam mamę, aby zaprowadziła mnie na przesłuchanie. Tak trafiłam do Zespołu Pieśni i Tańca „Lublin”, z którym występowałam przez cały okres nauki w szkole podstawowej. W szkole średniej znalazłam się w zespole studenckim Akademii Rolniczej (obecnie Uniwersytetu Przyrodniczego). Byłam w nim najmłodsza, ale zostałam solistką. Uczyłam się gry na fortepianie w ognisku muzycznym, a z czasem zaczęłam uczęszczać na lekcje śpiewu. Trenowałam również judo i siatkówkę. Mój grafik był napięty, ale opanowałam zasady dobrej organizacji.

 Decyzja o wyborze studiów przyszła łatwo?

W klasie maturalnej miałam moment wahania, czy wybrać śpiew, czy stomatologię. Po przeanalizowaniu wszystkich za i przeciw zdecydowałam, że będę zdawała na stomatologię, a naukę śpiewu kontynuowała prywatnie. Przygotowując się do egzaminów, zawiesiłam działania artystyczne. Przez pierwsze dwa lata studiowałam w Białymstoku. Tam trafiłam do chóru uniwersyteckiego. Uczyłam się śpiewu u Zofii Gładyszewskiej. Od trzeciego roku studiowałam już w Warszawie. Zaczęłam śpiewać w Zespole Pieśni i Tańca Politechniki Warszawskiej, w którym byłam solistką. W tym czasie ponownie rozważałam podjęcie studiów wokalnych. Byłam na przesłuchaniu u prof. Krystyny Szostek-Radkowej, dowiedziałam się, że mogę zdawać, ale wiedziałam, że nie uda mi się połączyć nauki na dwóch uczelniach. Podjęłam ostateczną decyzję: zawodowo związałam się z medycyną, a muzyka pozostała moją wielką pasją.

 Obie dziedziny są wymagające. Czy łatwo łączyć pracę lekarza z aktywnością artystyczną?

 Musiałam zrobić przerwę na specjalizację, urodziłam dzieci. Szybko jednak zatęskniłam za śpiewem. Zostałam członkiem Chóru Katedry Warszawsko-Praskiej Musica Sacra. Za płytę „Laudate Dominum”, na której solo śpiewam kolędę, zespół został uhonorowany Fryderykiem 2011. W Musica Sacra podszkoliłam się wokalnie. Prowadzę własny gabinet z siostrą, więc łatwiej mi łączyć pracę z udziałem w próbach, koncertach. Nie mogę jednak zrzucić wszystkiego na barki współpracowników.

 W jakim repertuarze czuje się pani najlepiej?

Od pewnego czasu współpracuję z byłymi członkami zespołu Politechniki Warszawskiej. Przygotowujemy spektakle o tematyce ludowej i nie tylko. Ostatnie nasze przedstawienie nawiązuje do przedwojennego kabaretu Fryderyka Jarosyego. To barwne widowisko z orkiestrą, strojami, czardaszem, pasodoble, walcem i tangiem. Gram w nim rolę divy, więc śpiewam utwory operetkowe. Ale kocham również pieśni ludowe, muzykę poważną. Wszystko zależy od utworu.

 Śpiewa pani również w chórze OIL w Warszawie Medicantus.

 Zaczęło się od tego, że chciałam do chóru zgłosić koleżankę. W zespole są tak sympatyczni ludzie i dają tak fantastyczne koncerty, również z orkiestrą Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, że nie mogłam zrezygnować. Zachęcam lekarzy, aby śpiewali z nami. Muzyka i śpiew niosą radość i przeciwdziałają wypaleniu zawodowemu.

 Czy pacjenci wiedzą, że leczy ich sopran liryczny?

 Tak. Chętnie uczestniczą w koncertach. Dyplom dla laureatów Fryderyka zawiesiłam w moim gabinecie. Nie śpiewam, kiedy leczę pacjenta, ale muzyka jest częścią mojego życia. To nie hobby, lecz pasja. Doceniam, że mam możliwości łączyć ją z pracą zawodową. 

 Rozmawiała Anetta Chęcińska

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum